środa, 5 lutego 2014

ROZDZIAŁ XXVI


Roxana pov.

Nie mogłam nad sobą zapanować. Czułam tylko chore uczucia krążące po całym moim ciele. I te bezsensowne usprawiedliwienia.. Justin nie jest winny.. Tak bardzo chciałam w to wierzyć. Zatrzymaliśmy się koło domu Justina, zostawiając Jazzy. Nie miałam siły spojrzeć jej w oczy, były zawiedzione.. Chyba jeszcze bardziej niż moje. Spoglądając w nie wpadłabym w jeszcze większą histerię niż do tej pory.

-Nadal nie mogę..

-Przestań! Rozumiesz?! Przestań.. –Przerwałam tacie zanim cokolwiek zdążył powiedzieć. Wiedziałam, że nadal próbował krytykować Justina i mój wybór. Nie miałam najmniejszej ochoty go słuchać.

-Nie zapominaj z kim rozmawiasz moja droga.

-Ja zapominam? Ja? To ty zapamiętaj. Jesteś moim ojcem, powinieneś mnie wspierać, a co robisz? Ściągasz mnie na sam dół tego podłego świata. Tylko tyle możesz mi dać? Naprawdę? Z przykrością, ale ci podziękuję.. –Dziwnie się poczułam kończąc te słowa, ale nie miałam wyboru. Musiałam walczyć o swoje. Jedyną rzeczą jaką posługiwałam się od kilku dni była rozpacz. Smutek. Strach. I to było najgorsze. Nie wiesz, w którym momencie bomba może wybuchnąć. Czy to przeżyjesz czy nie. Ta niepewność była najgorsza, a ładunkiem był Justin. Nie miałam pojęcia co może się stać.

Nie zwróciłam uwagi gdzie się znajdujemy, dopóki samochód nie wjechał na podziemny parking naszego bloku. Pewnie otwarłam drzwi wybiegając ojca, żwawo krocząc naprzód. Udawałam silną. Starałam się pokazać, że potrafię, co w rzeczywistości było marnym kłamstwem. Wiedziałam, że tata przedstawi mamie zaistniałą sytuację, w jeszcze większym wymiarze, niż była w rzeczywistości.

Patrząc kątem oka na podążającego tuż za mną ojca, widziałam w jego oczach pogardę, a jednocześnie zawód..? Żal..? Chyba wszystko w jednym. Postanowiłam to ignorować. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec, lecz na razie odpuszczam..

Ledwo przekraczając próg mieszkania, nie zastanawiając się pobiegłam do swojego pokoju. Mama stała w korytarzu czekając na jakąkolwiek informację. Zatrzasnęłam za sobą drzwi do pokoju. Oparłam się o nie, moje nogi nie wytrzymały ciężaru. Uginały się coraz niżej i niżej.. Spadałam jak moje życie.. Po chwili całe moje ciało poczuło twarde podłoże. Opamiętałam się, co tak naprawdę się stało. Na chwilę straciłam poczucie orientacji.

Usłyszałam zirytowany głos taty, próbujący poinformować mamę o całej sytuacji. Delikatnie uchyliłam drzwi chcąc usłyszeć, co ma jej do powiedzenia.

-Alisha miałaś rację, musimy się stąd natychmiast wyprowadzić.

-A możesz mi powiedzieć, gdzie wy byliście? Co się stało?!

-Ta.. Byliśmy u jej   c h ł o p a k a. –Dokładnie przeliterował ten wyraz.

-Słucham? –Jej głos był pełen oburzenia.

-To nie wszystko. To kryminalista. Na miejscu spotkaliśmy kilka radiowozów policyjnych, karetkę i nie wiadomo co jeszcze. Była jakaś strzelanina, właśnie z udziałem Justina, tak, chyba tak miał na imię. –Słysząc wypowiedź jego imienia jakieś dziwne uczucie ukłuło mnie w serce. Oczy stały się wilgotne, a ciało znów próbowało nad sobą nie panować.

-Justin.. Hmm.. Tak, to ten chłopak, spotkałam go raz. Był tutaj, a raczej próbował spotkać się z Rox. Już wtedy wydawał mi się podejrzany. A jednak.. Moje podejrzenia wydawały się słuszne. –Nie mogłam dłużej ich słuchać. Chciałam wykrzyczeć, że wszystko co mówią jest kłamstwem.. Niestety nie mogłam.. Nie miałam pewności, praktycznie w ogóle nie wiedziałam co zdarzyło się naprawdę. Mimo wszystko zawzięcie ufałam Justinowi.

Próbując się uspokoić, delikatnie wróciłam do pokoju, starając się aby nikt nie zorientował się, że podsłuchiwałam. Ledwo kładąc się na łóżku usłyszałam następne głosy.

-Roxana, zejdź na dół. –Chciałam to zignorować, niestety nie mogłam, ponieważ wołanie powtórzyło się ponownie. Niepewnym krokiem pokonywałam schód za schodem jakby każdy z nich był trudną przeszkodą.

-Usiądź. –Wskazała na kanapę mama. –Po pierwsze chciałam ci powiedzieć, że zawiodłam się na tobie. Myślałam, że posiadasz odrobinę więcej rozsądku. Po drugie, zabraniam ci spotykać się z tym chłopakiem, a po trzecie i tak nie będziesz miała takiej możliwości, ponieważ po jutrze się wyprowadzamy.

-Słucham?! –Wręcz wywrzeszczałam jej prosto przed twarzą.

-Dobrze słyszałaś. A teraz radzę ci iść do swojego pokoju zastanowić się nad swoim zachowaniem i zacząć pakować rzeczy.

-To na pewno nie. –Splunęłam pod nosem.

-Myślę, że się zrozumiałyśmy? –Spojrzałam na nią pogardliwie, chcąc dać jej do zrozumienia, że pożałuje swojej decyzji. Nie miałam siły na dalszą kłótnię, udałam się więc z powrotem na górę.

Co kilka chwil zastanawiałam się, czy nie wybrać numeru Justina i spokojnie z nim porozmawiać, dać mu szansę na wytłumaczenie. Nie zdobyłam się jednak na taką odwagę, bałam się konfrontacji.

Justin pov.

Gdybym tylko mógł nigdy bym do tego nie dopuścił. Powinienem zastanowić się zanim chwyciłem broń. Widząc Rox i Jazzy bałem się o mój dalszy los. Ich bezradne spojrzenia, moja bezsilność szły z sobą w parze. Na szczęście nie musiały na to długo patrzeć. Ojciec Rox, którego dopiero poznałem, a właściwie nie wiem czy można nazwać to poznaniem, zaciągnął je do samochodu. Miałem czas, żeby to przemyśleć. Praktycznie nie byłem do końca świadom tego co się stało. Wiedziałem tylko jedno.. Luke.. Jego już nie ma. Słowo trup krążyło po mojej głowie. Nie wiem tylko co z Rayanem. Widziałem jak skuty w kajdanki wsiada do policyjnego radiowozu.

-Pan Bieber? –Zapytał jakiś policjant spoglądając na moją twarz.

-Tak.

-A więc znowu się spotykamy, tym razem na pana szczęście w charakterze świadka lub o współudział w zabójstwie, to już mniej wesołe. –Kurwa. Ten człowiek nawet po śmierci niesie za sobą problemy.

-Coś jeszcze?

-Tak, pojedzie pan z nami. –Widziałem jak pogardliwie spogląda w moją stronę. Miałem ochotę wpierdolić mu w jego krzywy nos, ale wiedziałem, że mógłbym pogrążyć się jeszcze bardziej. Od niechcenia wstałem i ruszyłem za mężczyzną. Wsiadłem do ich radiowozu i ruszyliśmy najprawdopodobniej na komisariat.

Rox pov.

Kiedy zebrałam w sobie siły nacisnęłam kontakt Justina. Kilka sekund czekałam na odpowiedź i.. nic. Cisza. Tylko tyle odpowiedział mi głuchy sygnał. Nie mam pojęcia co zrobić. Wierzę, że Justin jest niewinny i nie dopuścił się takiego czynu, z drugiej strony ta chora sytuacja z przeprowadzką.. Nie mam na to siły. To wszystko mnie przerosło. W takiej sytuacji zostały mi tylko dwa wyjścia: albo uciec, tylko nie mam pojęcia gdzie, albo..

Znowu zaczęłam ryczeć. Tak cholernie nie potrafiłam nad sobą zapanować, szczególnie w kwestii gdy chodzi o Justina. O przeprowadzce nawet nie chciałam myśleć. Zbyt dużo jak na jeden raz. Pod wpływem impulsu zbiegłam na dół.

-Mamo możesz dać mi tabletki na ból głowy? –Zapytałam. Spojrzała na mnie podejrzliwie i niepewnie podała mi fiolkę z tabletkami. Chwyciłam je do ręki i wróciłam do swojego pokoju.

Położyłam je przed sobą. Spoglądałam na nie przez dłuższą chwilę. Byłam coraz bardziej pewna, że wybiorę drugą opcję wyjścia z tej sytuacji, ucieczka mi nie pomoże, a to..

Wysypałam kilka tabletek na biurko. Nie wiem, czy byłam świadoma swojej decyzji, czy to  tylko ucieczka przed strachem i stresem jaki mnie czeka.. Przez moją głowę przechodziły różne dziwne myśli, między innymi to, że Justin nie byłby zadowolony z mojej decyzji, ale co on mógł wiedzieć..

Kocham go.. Kocham go jak nikogo innego. Tylko on może mi pomóc, niestety w tej chwili nie ma go przy mnie. I to jest największy problem. Może właśnie za chwile zachowam się jak kompletna egoistka, ale nie mogę postąpić inaczej, dłużej nie wytrzymam tej presji.

Niepewnie wzięłam do ręki kilka tabletek. Spojrzałam na nie jeszcze raz. Szybko je przełknęłam popijając szklanką wody. Po kilku sekundach zwiększyłam dawkę biorąc kolejne. Czułam, że zaczyna dziać się coś dziwnego. Nie mam pojęcia dlaczego teraz przyszło mi to do głowy, ale widząc kartkę papieru leżącą na biurku napisałam niezdarnym pismem na niej słowa:

Kocham cię.. Justin.

Wtedy poczułam jak moje ciało bezwładnie opadło na ziemię.

Co się stanie z Rox? Dlaczego tak naprawdę to zrobiła? Wszystko wyjaśni następny rozdział :)
Oceniajcie, komentujcie, piszcie swoje spostrzeżenia :)
II ROZDZIAŁ XD http://lifeofmyfiction.blogspot.com/2014/02/rozdzia-ii.html

7 komentarzy: