czwartek, 10 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ XXXIII


*** Przeczytaj notkę pod rozdziałem, ważne! ***

Justin pov.

-Jak to musisz wyjechać, dokąd? –W moim ciele pojawiło się dziwne uczucie strachu, które rzadko mnie dopadało. Tym razem było to coś gorszego. Strach przed tym, że mogę ją stracić. Niepewnym wzrokiem spoglądałem na nią próbując coś wywnioskować. Z ogromnym lękiem czekałem na odpowiedź.

-Do rodziców. Mama poważnie zachorowała. –Z trudem przełknąłem ślinę.

-Ale… Jak to, kiedy? I… wrócisz tutaj, prawda?

-Nie wiem Justin.

-Jak to nie wiesz? Chcesz mnie tutaj zostawić, tak? Po prostu pozbyć się  problemu. Rozumiem.

-Nie jesteś dla mnie problemem Justin, po prostu muszę przemyśleć kilka spraw.

-Jasne. –Chyba niepotrzebnie zacząłem drążyć ten temat. Rox spojrzała na mnie z żalem i wyszła. Nadal nie wiem na czym stoję. Tym razem nie odpuszczę.

Roxana pov.

Nie mogłam dłużej słuchać jego chorych intryg. Te dziwne hipotezy, które próbował uzasadnić na mojej postawie wszystko pogarszały.

-Rox, zaczekaj. –Usłyszałam głos Justina. Wyszedł za mną, próbując jeszcze coś powiedzieć.

-Jeśli masz coś bezsensownego do powiedzenia to innym razem…

-Jadę z tobą. –Jego piwne oczy rozjaśniały, a moje ciało ogarnęło niesamowite uczucie radości, a jednocześnie natknęła mnie chwila refleksji dlaczego chce to zrobić.

-Jak to jedziesz ze mną? Tak po prostu?

-Tak. Nie pozwolę ci odejść Rox. Znaczysz dla mnie więcej niż całe moje życie. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Kocham cię Rox… -Jego bezsilne spojrzenie przemierzyło całe moje ciało. Nie mogłam postąpić inaczej, niż zarzucić mu się na szyję i mocno przytulić.

Kiedy poczułam jego ciepły oddech na mojej twarzy zorientowałam się jak bardzo tego potrzebowałam… Jego bliskości, uczucia jakie wytwarzało się między nami.

-Ja też cię kocham Justin… -Nasze uczucie rosło.

-I proszę cię zapomnij o tej chorej sytuacji z tą dziewczyną. –Wtedy negatywne emocje wróciły. Lekko odepchnęłam od siebie Justina. Spojrzał na mnie z nadzieją na wybaczenie. I wybaczyłam mu, chociaż mimo wszystko wyobrażałam sobie inną dziewczynę w jego ramionach. A może to ja dałam mu powód do chwili słabości?

-Może wyjdziemy gdzieś wieczorem? –Przytaknęłam mu uśmiechając się. Dawno nigdzie nie byliśmy, szczególnie że ostatnie dni spędzaliśmy w milczeniu.

**

Nie wiedziałam gdzie Justin chce mnie zabrać. Założyłam więc na siebie szare dopasowane jeansy i czarną koszulkę. Była osiemnasta. Zrobiłam lekki makijaż, nałożyłam delikatny podkład. Myślę, że wyglądałam dobrze.

-Jesteś gotowa? –Usłyszałam głos zbliżającego się Justina.

-Yhmm, tak możemy już iść. –Na mojej twarzy po raz pierwszy od kilku dni pojawił się naprawdę szczery uśmiech. Odwzajemnił gest. Czule chwycił moją rękę i prowadził przed sobą.

-Właściwie gdzie mnie zabierasz? –Z ciekawością zapytałam. Siedzieliśmy już w samochodzie. Justin był tajemniczy, a równocześnie podekscytowany. Nie ukrywam, że ciekawość zżerała mnie od środka, ale starałam się już tego po sobie nie pokazywać.

Między nami panowała cisza, ale nie była zwyczajna. Zawierała w sobie… magię. Nie odczuwaliśmy niezręczności, presji. Miałam wrażenie, że od dawna nie byłam tak szczęśliwa. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Myślę, że ostatnie dni jeszcze bardziej umocniły nasz związek. Poszerzyły nasze zaufanie i szczerość.

-No więc jesteśmy. –Zmierzyłam go wzrokiem próbując zapytać, czy robi sobie żarty. Zaparkował samochód pod ogromnym budynkiem, który przypominał jakby stadion lub ogromną halę sportową.

-Idziemy. –Dokuczliwie mrugnął okiem  i pociągnął mnie za sobą. Przed drzwiami do budynku stał jakiś mężczyzna, najwyraźniej ochroniarz. Justin musiał go znać, ponieważ podali sobie rękę na przywitanie, a ten wpuścił nas do środka.

-Yy… Co będziemy tutaj robić? –Przewracając oczami spojrzałam na ogromne boisko do koszykówki.

-A co innego można tutaj robić? Tam. –Wskazał palcem na niewielkie pomieszczenie obok długiego korytarza. Po chwili znajdowaliśmy się już w szatni. Justin założył na siebie swój strój do gry, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Granatowa koszulka z nazwiskiem „Bieber”. Nie ukrywam, że wyglądał w niej… fajnie. Nie mogłam oderwać od niego oczu.

-Na co czekasz? Przebieraj się. –Spojrzałam na niego pytająco. –Tam leży twój strój. –Wskazał palcem na takiego samego koloru kostium. Wzięłam go do rąk i zaczęłam skrupulatnie oglądać.

-„Mayors” –Wypowiedziałam na głos napis, który umieszczony był na odwrocie koszulki. Szeroko się uśmiechnęłam.

-Mam nadzieję, że ci się podoba. Starałem się. –Justin bezczelnie uśmiechnął się w moim kierunku. Zauważyłam, że założył opaskę, która podtrzymywała jego włosy przed opadaniem na twarz. Teraz wyglądał naprawdę seksownie.

-Dlaczego tak mi się przyglądasz? –Zapytał. Nie zorientowałam się, że patrzę na niego z pożądaniem od kilku minut.

-Nie nic. –Czułam jak skóra na mojej twarzy robi się różowa. Wtedy Justin rzucił we mnie piłką do kosza i wybiegł na boisko. Nigdy nie grałam w kosza. Na szkolnym wf-ie wprawdzie „próbowaliśmy” grać, ale wątpię żeby to miało ręce i nogi.

-No dalej! –Zawołał mnie do siebie. Musiałam wyglądać jak idiotka. Nie potrafiłam nawet… biegać? No może z tym nie było jeszcze tak źle, ale z resztą…

-Chodź pokażę ci kilka ruchów. –Justin stanął tuż za mną. Czułam jego ciało na moich plecach. Nie mogłam skupić się na piłce, która krążyła mi przed twarzą. Oddech Justina, który co sekundę przeszywał moją szyję odpychał mnie od świata rzeczywistego i przenosił na całkiem odległą planetę.

-Rox jesteś tu? –Justin delikatnie mnie szturchnął, widząc jak piłka bezwładnie wypadła z moich rąk i potoczyła się po ziemi.

-Takk.. Może lepiej usiądę i popatrzę na ciebie. –Uśmiechnęłam się i podeszłam w kierunku trybun.

-Jak uważasz. –Justin bez żadnego namysłu wrócił do gry. Miał opanowane nawet najtrudniejsze triki z piłką, mogłam tylko patrzeć i podziwiać jaką sprawia mu to frajdę. Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego. Bałam się, że coś jest nie tak, że zamknie się w sobie, że znów przeżyje załamanie, ale w tej chwili widzę, że wszystko wraca do normy.

Zbliżała się dwudziesta. Razem z Justinem udaliśmy się ponownie do szatni, żeby założyć nasze wyjściowe ubrania. Krople potu spływały z ciała Justina. Kiedy zdjął swoją koszulkę, uderzyła we mnie nagła fala ciepła. Spojrzałam na niego, kiedy ocierał twarz ręcznikiem. Natychmiast odwróciłam się w przeciwną stronę, aby nie rzucić się na niego. Myślę, że w tej chwili nikt by mi się nie dziwił. Każda dziewczyna, która byłaby na moim miejscu, zrobiłaby to już dawno. Mimo to próbowałam się powstrzymać.

-Ej popatrz na mnie. –Justin spojrzał na mnie ze swoim bezczelnym uśmieszkiem. Próbowałam ukryć rumianą twarz, lecz na nic. Nie mówiąc nic więcej Justin zbliżył swoją twarz do mojej, zostawiając na niej gorący oddech. Poczułam jak jego wargi dotykają moich. Po chwili jego dłonie znalazły się na moich plecach. Dreszcze przeszyły całe moje ciało. Justin improwizując pocałunek krążył po całej mojej twarzy. Kiedy napięcie rosło ku naszym uszom doszedł jakiś odgłos, lecz żadne z nas nie zwróciło na to większej uwagi.

-Yyy… Chciałem tylko powiedzieć, że zaraz… zamykam… -Stojąc jak wryci wpatrywaliśmy się w ochroniarza, który przyszedł nas poinformować, żebyśmy opuścili budynek.

-Jeszcze chwila. –Justin mrugnął do mnie okiem, tym samym dając mi uczucie okropnej niezręczności. Dozorca zamiast nas zostawić, nadal stał jak duch zmierzając nas wzrokiem.

-Panie Madison już wychodzimy. –Justin szybko zabrał swoje rzeczy do torby i ruszyliśmy długim korytarzem w stronę wyjścia.

-Ten facet jest trochę dziwny. –Odwróciłam się za siebie ostatni raz spoglądając na ochroniarza.

-To stary facet, znam go odkąd tu pracuje. Kiedyś często tutaj przyjeżdżałem, ostatnio nie było okazji. Już dawno chciałem cię tutaj zabrać, ale myślę że ci się podobało? –Znów głupkowato się zaśmiał.

-No jasne. –Chciałam odpowiedzieć z taką samą pewnością w głosie jak Justin, ale zamiast tego znów na moją twarz wkradł się czerwony rumieniec.

-Więc musimy to powtórzyć. –Justin otworzył samochód. Zajęliśmy swoje miejsca. Silnik samochodu zaczął pracować.

-Kurwa. –Mruknął Justin. Zamiast ruszyć się z miejsca samochód ledwo posunął się w przód. Wysiadł z auta, aby sprawdzić co jest nie tak.

-Daleko nie pojedziemy.

-Co się stało? –Wyszłam na zewnątrz i stanęłam obok Justina.

-Jakiś frajer przebił wszystkie opony.  Niech znajdę gnoja.

-Więc co robimy?

-Zaczekaj. –Justin wyjął z kieszeni swój telefon i wybrał jakiś numer. –Alfredo? Słuchaj, mam mały problem. Mógłbyś przyjechać? –To chyba jego przyjaciel. Czasem o nim wspominał. Znali się od dzieciństwa.

-Może wejdziemy do samochodu. Jest trochę zimno. –Zaproponowałam. Powietrze było ostre. Przeszywało całe moje ciało. Wsiedliśmy do środka i w nie pewności czekaliśmy na Alfredo.

-Co to? –Zapytałam zauważając białą kartkę włożoną za wycieraczkę auta.

-Nie mam pojęcia. Może jakaś reklama. –Skinęłam głową. Mimo to wysiadłam i wyjęłam kartkę. Czułam, że coś jest nie tak. Za wiele przypadków jak na jeden raz. Rozwinęłam skrawek papieru i przeczytałam zawartość. „To początek Bieber” . Nagle ogarnął mnie strach. Nie miałam pojęcia co to ma znaczyć.

-Justin… Chyba to nie jest zwykła reklama.. –Wręczyłam mu kartkę. Jego wyraz twarzy wydawał się być poważny. Nagle nerwowo wybiegł z samochodu rozglądając się naokoło. Niestety nikogo już nie było.

-Kurwa. Musimy jak najszybciej wrócić do domu. –W jego głosie malowało się wyraźne przerażenie i mimo, że nie wytłumaczył co się dzieje, wiedziałam że nie maluje się pozytywny scenariusz.

***
Przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero teraz, ale za niedługo mam testy gimnazjalne i mam ogromny zapych w szkole, po prostu nie miałam czasu żeby go napisać, ale obiecuję, że już po świętach to się zmieni. :)
Zgodnie z obietnicą ogłaszam wyniki konkursu. Książkę wygrywa : https://twitter.com/carboneeliza 
Nie wybierałam nikogo, zrobiłam zwykłe losowanie. Szczegóły napiszę na tt.
Zachęcam do komentowania i dalszego czytania. Obiecuję, że to nie był ostatni konkurs. :)
Jeśli macie jakikolwiek pytania piszcie: https://twitter.com/JennahOfficial

czwartek, 27 marca 2014

ROZDZIAŁ XXXII


Roxana pov.

Justin bezsilnie spoglądał na mnie kątem oka.

-Proszę… Nie chcesz mi powiedzieć, że z tą dziewczyną…

-Nie chcę. –Nie pozwolił dokończyć mi pytania. Spojrzał na mnie jeszcze raz, głęboko zatapiając się w moje oczy i zamknął za sobą drzwi w swoim pokoju. W moim ciele panowało najgorsze z możliwych uczuć. Niepewność. Nie miałam pojęcia co to za dziewczyna, a co najgorsze nie byłam świadoma czy łączy ją coś z Justinem. Właśnie to zżerało mnie od środka. A on? On nawet nie udzielił mi konkretnej odpowiedzi. Po prostu schował się w swoim pokoju jak małe dziecko bojące przyznać się do winy. Oczywiście nie miałam zamiaru go o cokolwiek posądzać, ale sprawy nabierały naprawdę poważnego charakteru. Nie chodzi tylko o nasze relacje, ale zaufanie.. szczerość. Tego w tej chwili niestety nam brakowało. Brak kilka tych cech mogło nas zniszczyć, wszystko to co do tej pory budowaliśmy.

Nie mogąc dłużej wytrzymać w tej dręczącej mnie niepewności lekkim krokiem podeszłam do drzwi do pokoju Justina. Niestety były zamknięte. Delikatnie zapukałam czekając na odpowiedź. Nic… Spróbowałam ponownie. Cisza.

-Justin, musimy porozmawiać czy tego chcesz czy nie. –Wtedy jego kroki zbliżyły się do drzwi. Wpuścił mnie do środka i wrócił na miejsce bez słowa.

-Chcę wiedzieć tylko jedno. Łączy  cię coś z tą dziewczyną?

-Nie. –Jego wzrok krążył po całym pokoju.

-Spójrz na mnie.

-Nie, nic mnie z nią nie łączy. To moja była dziewczyna, chyba kiedyś ci o niej wspominałem. Zimna suka bez uczuć, nie mam pojęcia jak mogła zawrócić mi w głowie. A teraz? Teraz próbuje omotać mnie ponownie. I… Nie mogę tego dłużej przed tobą ukrywać. Dowiedziałabyś się wcześniej czy później. Wczoraj, kiedy wyszedłem wieczorem udałem się do klubu niedaleko centrum. Nie ukrywam, że wypiłem kilka kieliszków, a może trochę więcej. Byłem w totalnej rozsypce. Wtedy spotkałem ją po raz pierwszy odkąd się rozstaliśmy. Byłem pijany. Niemal siłą zaciągnęła mnie do łazienki i… to był nic nie znaczący pocałunek. Rox… wybacz mi to. –Wpatrywałam się w jego rozżalone oczy.

-Justin… -Czułam jak moje oczy robią się wilgotne. Justin widząc mnie skorą do płaczu zbliżył się do mnie, chwycił moją twarz spoglądając mi w oczy.

-Przepraszam.. –Cicho wyszeptał. Nie mogłam wytrzymać tej presji. Odepchnęłam go od siebie i wybiegłam z jego pokoju. Udałam się do pomieszczenia, w którym spałam. Rzuciłam się na kanapę i zatopiłam się w fali gorzkich łez. Naprawdę to zrobił? Nie mogłam w to uwierzyć…

Justin pov.

Nie mogło być gorzej. Zachowałem się jak frajer. Może lepiej byłoby nic jej nie mówić? Nie…To byłoby nie w porządku. Mimo wszystko dręczyły mnie wyrzuty sumienia. I słusznie. To moja wina i nic tego nie zmieni. Wahałem się między pójściem do Rox i poproszenie jej o jedną rozmowę, a pozostaniem na miejscu dając jej czas. Wybrałem pierwszą opcję. Nie wytrzymałbym dłużej tego napięcia wiszącego w powietrzu.

-Rox, proszę porozmawiaj ze mną. –Delikatnie uchyliłem drzwi do pokoju, w którym się znajdowała. Wtedy ujrzałem jej zapłakaną twarz, a moje serce nagle się skurczyło. Szlak mnie trafiał wiedząc, że cierpi przeze mnie. Spojrzała na mnie pogardliwym wzrokiem i odwróciła się w przeciwną stronę.

-Rox, proszę…

-Justin, nie teraz… Daj mi trochę czasu, okej? –Nie naciskałem. Widziałem w jakim jest stanie. Modliłem się tylko jedno… Żeby o wszystkim zapomniała i mi wybaczyła. Zrezygnowany wróciłem do swojego pokoju. Zastałem tam Jazzy siedzącą na moim fotelu.

-Co tu robisz? –Obojętny zapytałem.

-Znów coś spieprzyłeś?

-Nie twój interes.

-Justin, chyba nie zamierzasz tego tak zostawić. Idź do niej, musisz jej wszystko wyjaśnić. Rozumiesz? Nie  schrzań tego. Nie pozwól nikomu was rozdzielić, szczególnie tej głupiej suce, Alisha tak?

-Nie chce ze mną rozmawiać. Z resztą nie interesuj się tym.

-Będę się tym interesować, bo jesteś moim bratem Justin i wiem, że zależy ci na tej dziewczynie, więc nie siedź bezczynnie i zrób coś. –Spojrzałem na nią z wyrzutem i dałem do zrozumienia, że może już sobie pójść i nie potrzebuję jej porad, chociaż miała rację. Nie powinienem tak siedzieć. Ale jeśli nie chce mnie widzieć? Na odległość nic nie zrobię. Pozostaje mi bezużyteczne czekanie…

Roxana pov.

Chciałam mu wierzyć, że nic nie łączy go z tą dziewczyną, a mimo to coś w środku podpowiadało mi, żebym dała sobie więcej czasu na przemyślenia.

**

Przez ostatni czas moje wyniki w szkole spadły, opuszczałam coraz więcej dni. A teraz poważnie zastanawiałam się nad jej rzuceniem. Rozsądniej byłoby znaleźć jakąś pracę, wynająć własne mieszkanie… Nie będę wiecznie siedzieć na głowie rodziny Justina.

Nie chcąc dłużej zamartwiać się nad swoim losem, wyszłam na zewnątrz. Widziałam jak Justin spoglądał na mnie podczas gdy wychodziłam, mając nadzieję, że z nim porozmawiam. I porozmawiam. Ale jeszcze nie teraz.

Świeże powietrze rozjaśniło mój umysł. Z każdym następnym krokiem czułam się coraz pewniej. Bez celu przemierzałam kolejne ulice, spodziewając się jakiejś ironii losu, która pomoże przezwyciężyć własne problemy.

Robiło  się późno. Moje oczy dostrzegały coraz ciemniejszą rzeczywistość. Kierowałam się w stronę domu. Dziwnie to brzmi… domu. Wprawdzie nie był mój, ale dzięki wsparciu Pattie i… Justina czułam się w nim naprawdę dobrze.

Byłam już blisko. Mijałam już ostatnie schody. Delikatnie otworzyłam drzwi, nie chcąc zakłócać ciszy. Jednak nikt nie spał.

-Rox, list do ciebie. –Pattie podała mi białą kopertę.

-Dziękuję. –Starałam się szczerze uśmiechnąć, chociaż mój humor się temu sprzeciwiał.

Udałam się do „swojego” pokoju. Usiadłam na kanapie. Delikatnie otworzyłam list, nie chcąc uszkodzić zawartości. Wyjęłam złożoną na pół kartkę i zaczęłam czytać wiadomość pisaną niezdarnymi literami.

Wstałam, nogi się pode mną ugięły, w głowie pojawił się niepokojący chaos. Kilkakrotnie czytałam tę samą treść nie mogąc uwierzyć. Chyba mam problem…

Teraz byłam pewna, że muszę porozmawiać z Justinem. Tylko jak się tego podjąć…? Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę jego pokoju.

-Justin? –Lekko uchyliłam drzwi. –Możemy porozmawiać? –Uśmiechnął się na mój widok. Wyraźnie martwił się o nas, o nasz związek. A teraz… teraz może być tylko gorzej.

-Jasne, siadaj. –Wskazał miejsce obok siebie. Mimo to usiadłam naprzeciw niego.

-Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale… -Nie byłam do końca pewna czy mam go poinformować. Jednak musiałam to zrobić. Było by to nie w porządku wobec niego, a prędzej czy później i tak musiałabym mu o wszystkim powiedzieć. –Muszę wyjechać. I nie ukrywam, że może to być dość długa podróż…

Jego twarz zbladła. Z niedowierzaniem i bezradnością spoglądał w głąb moich smutnych oczu…

Jak myślicie gdzie Rox musi wyjechać? Od kogo dostała tajemniczy list?
Jak już zauważyliście niedługo opowiadanie osiągnie 10 tys. wyświetleń i rozstrzygnie się nasz konkurs! :) Dziękuję wszystkim za cierpliwość i przepraszam, że rzadko dodaję rozdziały, ale ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu :)

czwartek, 20 marca 2014

ROZDZIAŁ XXXI


Zachęcam do przeczytania notki pod rozdziałem! :)

Justin pov.

Tak. Zachowałem się jak idiota. Zostawiłem ją samą, ale nikt nie zdoła wcisnąć mi, że była bez winy. Moje zachowanie jest skutkiem jej głupoty. W sumie lepiej, że stamtąd wyszedłem, niż miałbym powiedzieć kilka słów za dużo.

Na dworze było ciemno. Mijałem pieszo kolejne ulice, kamienice, stare zagajniki. Usłyszałem muzykę dochodzącą z pobliskiego klubu. Nie miałem innych planów na wieczór. Wszedłem do środka. Głośny dźwięk zapełnił moją głowę wyrzucając z niej jakiekolwiek myśli. Usiadłem przy barze.

-Jeden duży. –Wskazałem barmanowi rodzaj alkoholu, który chciałem zamówić. Po chwili kieliszek stał tuż przede mną. Bez oporu połknąłem niewielką ilość płynu.

-Jeszcze raz. –Zawołałem na barmana. Ten uprzejmie ponownie mnie obsłużył. Znów alkohol śmiało przeszedł przez moje gardło. Czułem, że potrzebuję tego więcej. Joint, którego wypaliłem wcześniej wyraźniej pobudził moje zmysły. Machnąłem ręką na chłopaka obsługującego bar, o podanie mi kolejnej porcji alkoholu.

Powoli traciłem nad sobą kontrolę. Czułem to, a jednocześnie było mi z tym dobrze. Zapomniałem o problemach, przeniosłem się w zupełnie inny świat, od dawna mi zapomniany.

Moja orientacja zatrzymała się przy dwunastym kieliszku, nie mam pojęcia ile było kolejnych.

-Justin? –Jakaś dziewczyna, która właśnie usiadła obok mnie zwróciła się w moim kierunku.

-Tak, o co chodzi?

-Nie udawaj, że nie pamiętasz. –Dopiero w tej chwili zorientowałem się, że to Alisha –moja była dziewczyna. Suka. Zepsuła to, co było między nami. Chociaż w tej chwili to nie miało już najmniejszego znaczenia. Przyjrzałem się jej dokładnie i przyznam, że wyglądała.. dobrze. Zmieniła się i nie ukrywam, na lepsze.

-Tak, pamiętam. –Postanowiłem nie zawracać sobie nią dłużej głowy i odwracając się z powrotem w stronę lady pochłonąłem kolejny kieliszek.

Resztkami świadomości stwierdziłem, że na dzisiaj koniec. Jednak stojąca przede mną butelka alkoholu sprzeciwiała się z moimi myślami.

-Może zatańczymy? –Alisha nie dawała za wygraną. Próbowała nawiązać jakąkolwiek konwersację, mimo iż nie miałem na to ochoty.

-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.

-Nie daj się prosić. –Nie zauważyłem kiedy znalazłem się na środku parkietu z tańczącą obok mnie Alishą. Jej ręce opadły na moich ramionach. Przyciągnęła mnie do siebie, kierując nas w stronę toalety.

-Co ty robisz? –Zdezorientowany pogardliwie na nią spojrzałem.

-Zobaczysz. –Znaleźliśmy się w pustym pomieszczeniu. Ja i ona. Poczułem jak przyłożyła swoją twarz do mojego policzka. Jej usta zetknęły się z moimi, a już po chwili jej język znalazł się w moich ustach. W tym momencie zapomniałem  o wszystkim, dosłownie o wszystkim. Nic się nie liczyło, chociaż do końca nie byłem świadomy co się ze mną dzieje. Nie panując nad sobą oparłem na niej całe swoje ciało, dociskając jeszcze mocniej nasze usta. Na moich plecach znalazły się jej ciepłe dłonie. Delikatnie zaczęła podnosić moją koszulkę, kiedy moja świadomość lekko rozjaśniała.

-Co robisz? –Nic nie odpowiedziała, tylko kontynuowała swój zamiar. Wtedy odepchnąłem ją od siebie. Uderzyła się o ścianę, a jej twarz przybrała złowrogi wyraz.

-Potrzebujesz tego Justin, czuję to. –Spojrzała w moim kierunku. W tym momencie w mojej głowie pojawiła się myśl o Rox samotnie siedzącej w domu. Kurwa. Ta suka ponownie chce mnie zniszczyć. Alisha już raz niemało namieszała w moim życiu, teraz chce to tylko powtórzyć, a ja naiwny nadal nabieram się na jej sztuczki.

-Nic od ciebie nie chcę, daj mi spokój.

-Jeszcze się spotkamy Justin.

-Nigdy. –Lekko chwiejąc się na nogach odszedłem w stronę wyjścia. Zimny napływ powietrza uderzający w moją twarz lekko mnie orzeźwił. Właśnie w tej chwili zdałem sobie sprawę co zrobiłem i co mogłoby się jeszcze stać, gdybym w porę się nie opamiętał. Całowałem się z byłą dziewczyną, podczas gdy jestem z Rox. Świetnie. Zachowałem się jak totalny kutas.

Mam tylko nadzieję, że już nigdy nie spotkam tej dziewczyny, a Rox o niczym się nie dowie. Byłem już coraz bliżej domu. Piesze przemierzanie dłuższego odcinka z niezbyt trzeźwym umysłem było trochę uciążliwe. Z każdym krokiem w mojej głowie kręcił się chaos i szum. W końcu znalazłem się pod mieszkaniem. Kilka schodów i jestem na miejscu. Starając się cicho wejść do środka uchyliłem drzwi. Niestety Jaxon tuż przed drzwiami zostawił jakąś zabawkę, na której najzwyczajniej się poślizgnąłem. Wraz z upadkiem mojego ciała rozległ się głośny huk. Na korytarz wybiegła mama Z Rox.

-Justin? Piłeś? –Mama od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Jako pierwsza zauważyła, ze jestem pijany, chociaż w stanie jakim wyglądałem najmłodsze dziecko zorientowałoby się, że coś jest nie tak.

-Nieważne.. –Arogancko odpowiedziałem. Potrzebowałem snu. Ociężale wstając z podłogi zacząłem kierować się w stronę swojego pokoju.

-Możemy przez chwilę porozmawiać? –Drogę przerwała mi Rox.

-Nie dzisiaj. –Nie wypowiadając słowa więcej zamknąłem za sobą drzwi i rzuciłem się na kanapę.

Roxana pov.

Słońce obudziło mnie z samego rana. Mój dzisiejszy cel to rozmowa z Justinem. Chciałam to mieć za sobą. Wstając z łóżka, zakładając na siebie wybrane ubrania zapukałam do pokoju Justina. Nagle przerwało mi nachalne pukanie do drzwi wejściowych.

-Chwila! –Zawołałam. Podbiegłam do drzwi i lekko je uchyliłam.

-Jest Justin? –Bez żadnych skrupułów zapytała zadziorna dziewczyna stojąca tuż naprzeciw mnie. Miała na sobie krótką lateksową spódnicę, i neonową bluzkę. Jednym słowem wyglądała jak dziwka.

-Tak.. jest. –Nie miałam pojęcia, co może chcieć od Justina. Mimo to ponownie udałam się do jego pokoju.

-Justin! –Lekko go szturchnęłam. Najwyraźniej jeszcze spał.

-Justin, jakaś dziewczyna do ciebie.

-Daj mi spokój. –Przez sen wyjąkał.

-Justin, wstań! –Tym razem poskutkowało. Nie odzywając się do mnie ani słowem założył na siebie dresy i wyszedł na korytarz. Jego wyraz twarzy skamieniał.

-Alisha? Co ty tutaj robisz? –Głos Justina lekko się załamał, jakby czegoś się wystraszył.

-Ehh, nie cieszysz się?

-Daj mi spokój, czego chcesz?

-Może trochę grzeczniej. Po prostu „zgubiłeś” wczoraj dokumenty podczas naszego…

-Dawaj. –Nie pozwolił jej dokończyć.

-Już nie pamiętasz? –Justin tylko stał i bezczynnie się w nią wpatrywał.

-Czego ty do cholery chcesz?

-Ojj Justin, wczoraj byłeś bardziej przyjazny i skłonny do żartów. Możemy to w każdej chwili powtórzyć, jeśli tylko masz ochotę.

-Wyjdź stąd. –Oschle powiedział.

-Nie mam najmniejszego zamiaru, wczoraj obiecałam ci, że jeszcze się spotkamy.

-Wyjdź! –Krzyknął głośniej.

-Dobra, spokojnie. Do zobaczenia wkrótce. –Trzaśnięcie drzwi rozniosło się po całym mieszkaniu.

-Justin… Możesz mi powiedzieć o czym mówiła ta dziewczyna? –Poczułam jak do moich oczu zaczynają falami napływać słone łzy…

Hmm... Myślę, że nikt się tego nie spodziewał. Myślicie, że Justin przyzna się i powie prawdę? Czekajcie na następny rozdział, a wszystko się wyjaśni! :) Zachęcam szczególnie do komentowania, przyjmuję krytykę i obiektywną ocenę.
I oczywiście zachęcam do wzięcia udziału w konkursie, w którym można wygrać nieoficjalną książkę o Justinie, warunkiem jest tylko czytanie, komentowanie i odwiedzanie mojego bloga :)
Aby wziąć udział, należy napisać w komentarzu lub na moim tt "biorę udział" :)

piątek, 14 marca 2014

ROZDZIAŁ XXX


Justin pov.

Sytuacja znowu się powtarza. Nie mam najmniejszego pojęcia co zrobić. Moja mama swoim wzrokiem jeszcze bardziej mnie dobijała, dając mi do zrozumienia: zrób coś! Kiedy ja tak naprawdę nie wiedziałem co mam zrobić  z  s o b ą.

-Justin uspokój się! Idziemy. –Jazzy próbowała sprowadzić mnie na ziemię.

-Gdzie ty chcesz iść? –Bezradny, a jednocześnie poirytowany zapytałem.

-Musimy ją znaleźć. –Miała rację. Znaleźć. Ale jak? Gdzie? To było najtrudniejsze pytanie. Gdybym w tamtej chwili myślał logicznie…

-Masz rację. Jeśli Rox wróciłaby z powrotem natychmiast do mnie zadzwońcie. –Wtedy wyszedłem na zewnątrz i ponownie stanąłem jak wryty. I co teraz? Nie mam określonego celu, kierunku. Mogła iść wszędzie. Wszędzie tam, gdzie nikt nie miał do niej dostępu. Wsiadłem do samochodu, z najmniejszą prędkością przemierzałem kolejne ulice, żeby kątem oka nie ominąć nawet najmniejszego zakątka. Nic. W skrócie, jedno wielkie gówno.

W tej chwili nasunęła mi się pewna myśl. Monster Street… Tak! Most pod Monster Street! Rox kilka razy zażartowała, że jeśli nie miałaby się gdzie podziać, udała by się właśnie tam. Chociaż nie byłem do końca przekonany, że mogła znajdować się właśnie tam. Trudno, do tej pory nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Z ostrym przyśpieszeniem ruszyłem  w tamtym kierunku. Most znajdował się kilka przecznic dalej od miejsca, w którym się znajdowałem. Nie chciałem stracić ani sekundy. Moje żyły coraz wyraźniej ukazywały się na powierzchni dłoni. Miałem wrażenie, jakbym ściskał kierownicę z największą siłą, jaką w sobie posiadałem. Świetnie. Akurat w tym momencie musiałem utknąć w cholernym korku. Miałem ochotę wysiąść z samochodu i resztę drogi przebyć na piechotę. Niecierpliwie przeczekałem kilka sekund i kontynuowałem drogę. Jestem. Pusto. Brak jakiejkolwiek żywej duszy.

-Rox! –Zacząłem wołać z bezradności, mając nadzieję, że jej anielski głos przedstawi się moim uszom. Rozejrzałem się po raz kolejny naiwnie myśląc, że ją zobaczę. –Rox… -Czułem, że mój głos się załamuje. Oparłem się o słup telekomunikacyjny. Moje ciało bezwładnie osunęło się na ziemię. Jesteś skończonym frajerem Bieber. Dawno się tak nie czułem. Jednocześnie bezsilnie i łudząco.

Nie mogłem przesiedzieć tutaj całej nocy. Musiałem coś zrobić. Skąpiąc swoim ruchom żwawości podniosłem się i doczołgałem się do auta.

-Justin… -W mojej głowie pojawił się cichy głos. Odwróciłem się za siebie. Chyba mam jakąś obsesję.

-Justin… -Delikatnie podnosząc ton głosu moje imię się powtórzyło. Tym razem upewniłem się, że nie mam problemu z głową.

-Rox? –Niepewnie, bojąc się zawodu zapytałem. Wtedy pośród okropnej ciemności i nieczystego światła miejskich latarni ujrzałem smukłą postać wyłaniającą się zza wysokiej bariery.

-To naprawdę ty? –Do końca nie mogłem uwierzyć swoim oczom. Bałem się, że to tylko sen, z którego zaraz mogę się obudzić.

Roxana pov.

Byłam zmoknięta i zmarznięta. Moje oczy, opuchnięte z płaczu wpatrywały się z Justina. W głębi serca marzyłam, żeby go spotkać, z drugiej bałam się. Bałam spotkać się z nim twarzą w twarz. Zachowałam się jak ostatnia suka. Mimo, że pomógł mi w najtrudniejszej sytuacji, dzięki niemu mam dach nad głową, uciekam bez słowa. Dopiero teraz dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiłam.

Podbiegłam do niego zarzucając mu się  na szyję.

-Przepraszam Justin. –Wyszeptałam mu do ucha.

-Rox, chyba musimy porozmawiać. –Jego wyraz twarzy stał się poważny. –Możesz mi to wyjaśnić? Co do cholery ci zrobiłem, żebyś mnie tak traktowała. To nie jest w porządku. Nie uważasz?

-Przepraszam…

-Myślisz, że to wszystko załatwi? Moja mama i Jazzy odchodzą od zmysłów. Martwią się o ciebie. Gdyby coś ci się stało? Nie chcę sprawić ci przykrości, ale zachowałaś się jak totalna egoistka.

-Wiem Justin… Nie mam pojęcia co przyszło mi do głowy, ale usłyszałam twoją rozmowę z Jazzy i  po prostu… nie chciałam znaleźć się w waszej rodzinie niczym błędna owca poszukująca schronienia.

-Naprawdę, aż tak źle nas oceniasz?

-To nie tak Justin…

-A jak? Możesz mi wytłumaczyć? Właśnie wyraziłaś swoje zdanie.

-Nigdy nie zapomnę wam tego co dla mnie zrobiliście i… -Justin nie pozwolił mi skończyć.

-I postanawiam mieć wszystkich w dupie i uciec, to chciałaś powiedzieć?

-Nie Justin. Chyba nie mamy o czym rozmawiać. –Cofnęłam się kilka kroków w tył. Wahałam się co zrobić, w końcu odwróciłam się wracając do miejsca, w którym znajdowałam się kilka minut temu.

-Zaczekaj. Wracasz ze mną. Chyba mojej mamie i Jazzy należą się  jakiekolwiek przeprosiny. –W tej sytuacji nie miałam wyjścia. Musiałam  z nim wrócić. Zachowałabym się jeszcze gorzej, niż do tej pory.

Nasza droga mijała w milczeniu. W mojej głowie rodziło się tysiące myśli. Nie miałam pojęcia jak wytłumaczyć moją „ucieczkę” Jazzy i Pattie. Zrobiłam to bo co? Bo jestem zimną suką bez uczuć? W sumie to byłoby najprawdziwsze. Zatrzymaliśmy się na parkingu pod blokiem Justina. On jako pierwszy wyszedł z samochodu. Zawsze otwierał mi drzwi, wskazując mi drogę. Tym razem było inaczej. Wyszedł pierwszy. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Ruszył przed siebie. Ja kilka metrów za nim, jak ostatnia sierota. Trudno. Sama sobie zasłużyłam na takie traktowanie.

Skrzypienie drzwi, odłożenie kurtki przez Justina, pojawienie się jego mamy tuż przede mną. Miałam cichą nadzieję, że Justin chociaż w niewielkim stopniu pomoże mi się wytłumaczyć. Myliłam się, nie zwracając na nikogo uwagi poszedł do swojego pokoju. Pattie stała milcząco obserwując przebieg wydarzeń.

-Wszystko w porządku? –Zapytała troskliwym głosem.

-Tak, dziękuję. I… Przepraszam. Przepraszam, ale nie potrafię teraz pani wyjaśnić dlaczego to zrobiłam, ponieważ sama do końca nie jestem tego pewna. Zachowałam się okropnie i nie wiem co mam zrobić, żeby zyskać pani zaufanie. –Nie odpowiedziała na moje słowa. Jedynie zbliżyła się do mnie i czule przytuliła. Przez chwilę poczułam się, jakbym była jej córką… Ku mojemu zdziwieniu nie pytała o nic więcej. Nie zadawała niepotrzebnych pytań. Wyraziła swoje zrozumienie.

-Tak się składa, że doskonale cię rozumiem Rox. –Spojrzałam na nią podnosząc swoją spuszczoną głowę. –Kiedyś znalazłam się w bardzo podobnej sytuacji. Moi rodzice zostawili mnie kiedy miałam piętnaście lat. I myślę, że zachowywałam się o wiele gorzej niż ty. –Na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.

-Przepraszam i dziękuję… Muszę porozmawiać z Justinem… -Właśnie tego obawiałam się najbardziej. Niepewnie uchyliłam drzwi do jego pokoju. Stał oparty o ścianę zaciągając się papierosem, który nie miał zapachu zwykłego tytuniu…

-Justin, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to joint?

-Nic nie muszę ci mówić. –Oschle odpowiedział.

-Justin, proszę cię, musimy porozmawiać. –Próbowałam przemówić błagalnym głosem. Jego wyraz twarzy nadal się nie zmienił.

-Nic nie musze. To prawie tak jak ty, prawda? –Z „obrzydzeniem” zmierzył mnie wzrokiem.

-Justin! –Nic nie mogło go powstrzymać od wyjścia. Usłyszałam tylko głośne trzaśnięcie drzwi…

Więc XXX rozdział za nami :) Przypominam o konkursie:
Napisz do mnie na tt: "biorę udział" i powalcz o książkę o Justinie. Warunkiem jest czytanie i komentowanie mojego opowiadania :) Mój tt: https://twitter.com/Juss998

wtorek, 4 marca 2014

ROZDZIAŁ XXIX


Justin pov.

-Wspominałem ci raz o sytuacji Rox. Właśnie teraz potrzebuje naszej pomocy. Musimy jej pomóc.. –Starałem przekonać mamę do mojej propozycji.

-Wiesz, że nie mamy najlepszych warunków finansowych. Będziemy mieli kolejną osobę do utrzymania, ale.. zrobię to tylko dla ciebie. Widzę, ile ta dziewczyna dla ciebie znaczy. Ma na ciebie dobry wpływ. Widzę to. –Nie wiedziałem co odpowiedzieć. W formie podziękowania zarzuciłem się jej na szyję i mocno ją uściskałem.

-Ale będzie spała w pokoju gościnnym. –Przewróciłem oczami na jej słowa i udałem się do pokoju, w którym znajdowała się Rox z Jaxonem. Mały chyba od razu ją polubił. Panowała między nimi zgodność, co rzadko zdarza się Jaxonowi podczas zabawy.

-Justin, musimy pogadać. –Zaczęła Rox, od razu kiedy mnie zobaczyła.

-Ok, chodźmy do mnie. –Czułem co chce mi powiedzieć, ale chciałem dokładnie wysłuchać co ma do powiedzenia. Wiedziałem, że nie czuje się zbyt dobrze w panującej sytuacji, ale na razie nie mamy innego wyjścia.

-Justin.. –Wypowiedziała moje imię dość niepewnie. –Wiem, że jestem dla was wrzodem na tyłku i nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy. Nagle spadam wam  na głowę i .. Po prostu myślę, że powinnam  rzucić szkołę, znaleźć pracę i wynająć jakieś małe mieszkanie.

-O czym ty mówisz? Zostajesz tutaj i nigdzie się nie ruszasz. Z mamą już wszystko załatwiłem.

-Teraz pomyśl, czy twoja mama miała  inne wyjście. Nie miałaby serca wyrzucić mnie na ulicę. Musiała się  zgodzić, mimo iż tego nie popiera.

-Rox, chyba wyraziłem się jasno. Nigdzie się stąd nie ruszasz. Oczywiście, nie będziesz tutaj na zawsze, ale możesz tu zostać na tyle ile potrzebujesz. Możesz spokojnie skończyć szkołę, a potem dalej myśleć o przyszłości. –Chyba użyłem wystarczających argumentów, ponieważ Rox bezradnie patrzyła na mnie swoimi błękitnymi oczyma lekko się uśmiechając.

-Jestem! –Usłyszeliśmy głośny krzyk Jazzy, która właśnie wróciła ze szkoły.

-Chodź. –Zawołałem Rox. Wyszliśmy na korytarz, gdzie Jaz odkładała płaszcz na wieszak.

-Jazzy, to jest Rox.

-Tak.. My już chyba kiedyś zdążyłyśmy się poznać. –Podejrzliwie na nas spojrzała.

-Rox z nami zamieszka.

-Słucham? –Wypaliła. –Jak to zamieszka? Ok, rozumiem, ale.. –Przeszyłem ją wzrokiem, żeby skończyła swoją paplaninę. –Ale.. to świetnie.. –Udało mi się w porę zapanować nad sytuacją, chociaż było chyba trochę późno. Reakcja Jazzy mówiła sama za siebie.

-Obiad! –Zawołała mama. Udaliśmy się wszyscy do kuchni nawzajem wymieniając się dziwnymi spojrzeniami.

-To było zawsze moje miejsce. –Zirytowana Jazzy zwróciła uwagę Rox.

-Yy.. Przepraszam. –Zgodnie ustąpiła miejsce. Czułem, że to jeszcze nie koniec głupich docinek Jazzy. Miała swój charakter. Nie ukrywam, że był bardzo podobny do mojego. Zawsze potrafiła do końca walczyć o swoje. Wydaje mi się, że i tym razem nie odpuści.

-Długo u nas zostajesz? –Właśnie się zaczęło. Fala pytań zadawanych przez Jazzy mogła rozłożyć każdego.

-Postaram znaleźć się jak najszybciej coś własnego.

-To świetnie. –Nie miałem już zielonego pojęcia jak powstrzymać Jazzy przed następnymi nieodpowiednimi pytaniami. Rox najwyraźniej nie mogła znaleźć zadowalającej dla niej odpowiedzi.

Na szczęście skończyliśmy posiłek, co dało nam przepustkę do uwolnienia się z tłoku pytań. Już po kilku minutach siedzieliśmy w moim pokoju. Tylko we dwoje. To chyba najmilsza chwila odkąd się tutaj zjawiliśmy.

-To będzie trudny czas.. –Rox patrzyła na mnie z bezsilnością malowaną na twarzy.

-Poradzimy sobie.. razem.

-Dziękuję  Justin. –Szepnęła mi do ucha. Zbliżyła swoje usta do moich. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Zazwyczaj to ja inicjowałem pocałunek. Tym razem karty były po jej stronie. Z każdą sekundą nasz pocałunek ulegał pogłębieniu, znajdowało się w nim coraz więcej namiętności. W pewnym momencie poczułem, że jeśli w porę nie zareagujemy sprawy mogą wymknąć się spod kontroli. W domu nie byliśmy sami, więc trzeba było o wszystkim pomyśleć. Nie namyślając się zbyt długo, postanowiłem jeszcze przez chwilę utrzymać tą chwilę. Niestety nie powinienem…

-Jus-stin. Yyy.. w sumie to ja tylko chciałam wziąć… to. –Jazzy z ironią w oczach spojrzała na nas z pogardą, szczególnie zmierzając przenikliwym wzrokiem Rox, wzięła pierwszą lepszą książkę z półki, chociaż miałem ich niewiele, żeby pokazać dowód dla powodu, z którego się tutaj znalazła.

-Chyba musimy porozmawiać. Rox, zaczekaj tutaj. Jaz idziemy. -   Musiałem zamknąć tą sprawę raz na zawsze. Udaliśmy się do sąsiedniego pokoju, w którym zazwyczaj przebywała Jazzy. Zajęliśmy miejsce na kanapie, nasze twarze znajdowały się tuż naprzeciw siebie, każde z nas zatapiało się w swój wzrok.

-Jazzy, możesz mi wytłumaczyć dlaczego tak się zachowujesz?

-O co ci chodzi?

-Przynajmniej teraz możesz zachowywać się normalnie? Proszę cię Jaz.

-Rany Justin. Po prostu, chyba miałam prawo zadać jej kilka pytań, tak?

-Uwierz mi, to nie było miłe. Postaw się na miejscu Rox.

-Ok. To nie było miłe, ale… zrozum, że ja po prostu boję się, że… ona nam cię zabierze.

-Jazzy.. –Jej oczy posmutniały. Przytuliłem ją do siebie. –Po prostu, wcześniej byłaś ty, mama i Jaxon. To was kochałem najbardziej i nadal kocham, teraz do naszego grona dołączyła jeszcze Rox. I pamiętaj, że nigdy nie odsunę was na bok. Zawsze będziecie dla mnie ważni.

-Kocham cię Justin.

-Ja ciebie też. A teraz jeszcze jedna prośba..

-Tak, wiem. Zaraz przeproszę Rox. –Żartobliwie przewróciła oczami.

-Trzymam cię za słowo. –Wtedy Jazzy wyszła z pokoju. Usłyszałem jak skrzypią drzwi do mojego pokoju. Najwyraźniej chciała od razu spełnić swoją obietnicę. Lecz zamiast słyszeć jakąś rozmowę do moich uszu dochodziła kompletna cisza.

-Justin.. –Usłyszałem niepewny głos Jazzy.

-Co jest? –Wstałem z kanapy, chcąc podejść do Jaz.

-Chyba mamy problem. Rox zniknęła.

-Jak to zniknęła? O czym ty mówisz? Może wyszła do łazienki? Rox! –Zacząłem wołać z  nadzieją, że jej głos mi odpowie. Myliłem się.

Z powrotem wróciłem do swojego pokoju, gdzie widziałem ją po raz ostatni. Nie zastałem nic oprócz złożonej kartki na stole. Usiadłem na fotelu i delikatnie ją rozłożyłem.

Przepraszam Justin.

To wszystko. Od razu chwyciłem po telefon i kilkakrotnie wybierałem jej numer. Cisza. W mojej głowie pojawił się chaos. Nie wiedziałem co myśleć. Co zrobić. Gdzie iść.

-Mamo, nie widziałaś, czy Rox gdzieś wychodziła? –Mama natychmiastowo wybiegła z kuchni.

-Tak, zabrała swoją torbę z rzeczami i wybiegła. Nawet nie zdążyłam jej zapytać dokąd wychodzi.

-Zostawiła tylko tą  kartkę. Nie mam pojęcia gdzie jej szukać. I nie powiedziałem ci wszystkiego…

-Justin, o czym ty mówisz? –Mój wyraz twarzy najwyraźniej wyglądał poważnie.

-Rox nie była w szpitalu z powodu zatrucia pokarmowego. Ona.. Ona jest po próbie samobójczej.. Proszę pomóż mi..

W tej kwestii  byłem bezradny. Nie miałem pojęcia gdzie się znajduje i co się dzieje z moją małą księżniczką…

No więc kolejny rozdział za nami :) Myślę, że się spodobał, zostawcie po sobie jakiś komentarz. Jak myślicie, co teraz stanie się z Rox? Gdzie się podziała? Piszcie swoje spostrzeżenia :)
Ps. Kiedy opowiadanie osiągnie 10 tys. wyświetleń, mam dla was niespodziankę! :D
Wylosuję jedną osobę, która regularnie czyta moje opowiadanie i udziela się na blogu, czyli komentuje, SZCZEGÓLNIE BRANY BĘDZIE POD UWAGĘ KOMENTARZ Z TEGO ROZDZIAŁU :) Jeśli chcecie zgłosić się do konkursu napiszcie do mnie na tt "BIORĘ UDZIAŁ": https://twitter.com/Juss998 
Do wygrania jest nieoficjalna książka o Justinie :)

Chętnych zapraszam na kolejny rozdział Life Of My Fiction http://lifeofmyfiction.blogspot.com/2014/03/rozdzia-iii.html

środa, 26 lutego 2014

ROZDZIAŁ XXVIII


Przeczytaj notkę pod rozdziałem, ważne :)

Roxana pov.

Nie mogłam usiedzieć w miejscu, mimo iż nie powinnam zbyt dużo się męczyć. Ledwo usiadłam na niewygodnym, szpitalnym łóżku z nadzieją spoglądając w górę. Niestety wiedziałam, że już nic nie może mi pomóc.. oprócz ewentualnego cudu, który praktycznie nie wchodził w grę. Pozostało mi bezczynne czekanie na rodziców, którzy lada chwila powinni tu wpaść z tonami walizek. Nie potrafię zrozumieć ich zachowania. Ta nagła przeprowadzka.. Justin.. Co z Justinem? W sumie tylko ten temat krążył w mojej głowie od momentu przebudzenia.

Zbliżała się dziesiąta i tak jak podejrzewałam moi rodzice zmierzali w moim kierunku. Mogłam ich zauważyć z mojej sali szpitalnej, która znajdowała się tuż na końcu długiego, wąskiego korytarza.

-Na co ty jeszcze czekasz? –Z oburzeniem wyrzuciła mi mama. Czułam się tak okropnie. Nie chodzi o ból fizyczny, ponieważ było już całkiem dobrze. To moja głowa.. to ona nie mogła już tego wytrzymać. Buntowała się na każdym kroku, kiedy próbowałam się jej sprzeciwić. Chciałam dać „szansę” rodzicom, o ile mogę ich jeszcze tak nazwać. Starają się robić wszystko przeciwko mnie. Nie mam pojęcia jaki mają ku temu powód. Mimo to nie widzę szansy na normalne relacje między nami.

-Nigdzie się nie wybieram. –Emocje wzięły górę i w końcu się sprzeciwiłam.

-Słucham? Taksówka już czeka. Nic nie mów tylko się ubieraj. Czekam przed salą.

-Powtarzam. Nigdzie się nie wybieram.

-John! Chodź tutaj! –Matka zwróciła się do ojca, a na mnie spoglądała jak na ducha. Nigdy nie widziałam takiej reakcji. Na początku poczułam lekki strach, sama nie byłam świadoma tego co właśnie się dzieje, lecz wiedziałam, że jeśli teraz dam im za wygraną będę tego długo żałować.

-Ta dziewczyna mówi, że nigdzie się stąd nie rusza, rozumiesz coś z tego?

-Słucham?! Co ty znowu wymyśliłaś?! –Tym razem to tata zaczął na mnie wrzeszczeć. Czułam się jak samotna, bezradna istota na środku pustyni, która nie ma nikogo. Byłam niczym narzędzie w ich rękach, bezbronne, nie wiedzące kiedy wybuchnie bomba.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Patrzył na mnie z grozą w oczach. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, tego byłam pewna w stu procentach, nigdy by mnie nie dotknął. Lecz mimo wszystko czułam obawę, obawę przed samotnością. Wiedziałam, że jak stracę Justina, stracę wszystko.. Wszystko co samodzielnie osiągnęłam do tej pory.

-Wiem, wiem dlaczego tak bredzisz. To ten chłopak cię omotał. Nie wierzę, nie wierzę, że dałaś się przegadać kryminaliście. Nie tak cię wychowałem, rozumiesz?! A teraz zbieraj się i wyjeżdżamy!

-Nigdzie nie idę, rozumiesz! Zostawcie mnie w spokoju! Nie zabierajcie mi tego co dla mnie najważniejsze! Mam was   d o s y ć ! Nie możecie tego zrozumieć! Nie zauważyliście nawet kiedy wszyscy się ode mnie odwrócili, straciłam przyjaciółki, szacunek, wszystko. Wtedy pojawił się Justin i on jedyny mnie zrozumiał, a wy traktujecie go jak przestępcę. Owszem, nie jest typem „świętym”, ale potrafi dać mi szczęście, dać mi poczucie bezpieczeństwa, spokój, to czego wy mi poskąpiliście. Nigdy nie zapytaliście czy czegoś potrzebuję..

-Przecież dawaliśmy ci zawsze pieniądze… -Na twarzy mamy zauważyłam pewnego rodzaju skruchę, ale nie chciałam ulec, nie chciałam dać się więcej oszukać.

-Myślicie, że pieniądze wszystko załatwią? Mylicie się. –Najwyraźniej nie mieli już mocnych argumentów, żeby mi odpowiedzieć. Milcząc wpatrywali się we mnie lub w siebie nawzajem. W głębi serca byłam z siebie dumna, że znalazłam w sobie na tyle odwagi by w końcu się im przeciwstawić.

-Yyy.. W czymś przeszkodziłem? –Niepewnym, ale ironicznym głosem przerwał niezręczną ciszę Justin. Uśmiechnęłam się na jego widok, mimo iż w moich oczach znajdowało się kilka łez rozpaczy.

Justin podszedł do mnie, pocałował mnie czule w czoło i przytulił.

-W tej piżamie wyglądasz naprawdę seksownie. –Szepnął mi do ucha. Na jego słowa poczułam jak moja skóra na twarzy robi się ciepła.

-Justin. –Cicho go upomniałam.

-Co? –Zapytał z sarkazmem.

-Nic. –Udałam obrażoną, ale szybko ukazałam swój szczery uśmiech, którego nie mogłam już dłużej tłumić z powodu zobaczenia Justina.

-Roxana, ubieraj się. Mówiłam, że taksówka czeka. –Myślałam, że moje gałki oczne opuszczą twarz. Miałam nadzieję, że przemówiłam do swoich rodziców, lecz najwyraźniej się myliłam.

-Ale… Przecież..

-Dosyć, zbieraj się. –Przynaglił mnie ojciec.

-Nie tak szybko. –Naszą wymianę słów przerwał Justin. –Mogę zapytać, dlaczego nie biorą państwo pod uwagę zdania Rox?

-Czy ty znowu próbujesz nas pouczać? –Poniżająco spojrzała na Justina moja mama.

-Nie. Próbuję państwu uświadomić, że wyrządzacie Rox wielką krzywdę zabierając jej wszystko…

-A tym wszystkim jesteś  n i b y  t y? –Moi rodzice byli coraz bardziej złośliwi. Chciałam wciąć się do rozmowy, ale  Justin mnie wyprzedził.

-Nie, nie tylko ja. Chociaż mam w tym też jakiś udział. –Po tych słowach mrugnął  do mnie okiem. –I myślę, że powinniście dać Rox jakiś wybór.

-Wybór mówisz? Dobrze. Roxana zgadzasz się na taki układ?

-Chyba tak.. –W tym momencie nie byłam pewna czy dobrze robię. Nie mogłam przewidzieć tego co oni wymyślą.

-Zostajesz w mieście, my wyjeżdżamy. Tylko pamiętaj: nie dostajesz ani grosza na swoje utrzymanie. Skoro uważasz się za taką rozsądną i dorosłą powinnaś sobie poradzić. I radzę ci zastanowić się gdzie będziesz mieszkać, bo na nasze stare mieszkanie znalazł się już dobry kupiec. Przykro nam, ale nie możemy tego odwołać.

-Nie możecie mi tego zrobić! Mam iść pod most!?

-Pamiętaj, że zawsze masz wybór. Możesz wyjechać z nami i zostawić tego kryminalistę.

-Jestem tutaj. –Dopomniał się Justin. Spojrzeli na niego pogardliwie, dając mu do zrozumienia żeby się zamknął. Niestety Justin nie jest tego typu człowiekiem, żeby bezczynnie stał i słuchał obelg na swój temat.

-Przepraszam   p a ń s t w a  bardzo. –Dokładnie przeliterował każdy wyraz. –Proszę się zwracać do mnie „pan”, ponieważ jak państwo zauważyli jestem już pełnoletni i nie życzę sobie.

-A więc panie Bieber, o ile dobrze pamiętam. Uprzejmie proszę pańską osobę o opuszczenie tego pomieszczenia. –Ojciec starał się dorównać w złośliwości Justinowi.

-Muszę panu z przykrością oznajmić panie Mayors, że nigdzie się nie wybieram.

-Możecie dać już spokój! –Przerwałam im poirytowana. Nie mogłam wysłuchiwać ich dłuższych docinek. –Może teraz posłuchajcie tego, co ja mam do powiedzenia.. Wyjeżdżam z wami. –Justin spojrzał na mnie pożerającym spojrzeniem.

-Rox.. –Widziałam w jego oczach żal, ból.. ale nie mogłam postąpić inaczej. W innym wypadku wylądowałabym pod mostem, czego najbardziej się obawiałam.

Założyłam spodnie i kurtkę. Justin wyszedł z sali, chyba czekał na korytarzu. Nie dziwię mu się, na pewno nie chciał mnie widzieć. Zostawiam go, zostawiam go samego.

-Idziemy. –Popędziła mnie mama. Wyszliśmy na korytarz, gdzie jak się spodziewałam zobaczyłam załamanego Justina.

-Zaczekajcie. –Podbiegłam do Justina. –Justin, popatrz na mnie. –Delikatnie podniosłam jego głowę kierując ją w moja stronę. –Kocham cię, rozumiesz? I nic tego nie zmieni. Nigdy nie zapomnę ci tego co dla mnie zrobiłeś i jak mi pomogłeś..

-Jak ty to sobie wyobrażasz. Wyjeżdżasz do miasta na drugim końcu kraju i co.. zostawiasz mnie? Sory, ale to nie jest w porządku. –Wtedy wstał i odszedł, najprawdopodobniej w stronę toalety. Z moich oczu wypłynęły łzy. Byłam rozdarta. Nie wiedziałam czy mam za nim pobiec, czy dać sobie spokój, z którym ciągle walczyłam. Wzrok taty przemówił sam za siebie.

-Nie mam pojęcia co widzisz w tym kryminaliście. –Arogancko spojrzał w moim kierunku, kiedy schodziliśmy schodami w dół.

-Przestań tak na niego mówić. –Próbowałam go powstrzymać przed dalszymi oskarżeniami.

-Dlaczego mam przestać, nie oszukuj sama siebie. To bandyta. Mógł w każdej chwili wciągnąć cię do kryminału. Nie zdajesz sobie z tego sprawy?

-Justin nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. –Te słowa wypowiedziałam dosyć niepewnie, ponieważ wiedziałam że ma za sobą kilka bójek i kontaktów z policją, mimo to próbowałam przedstawić go w jak najlepszym świetle, przecież nawet najlepszemu człowiekowi zdarza się popełnić błąd.

-Tak ci powiedział? Widzę, że zrobił z ciebie naiwną idiotkę, której da się wcisnął najtańszy fałsz.

-Przesadziłeś! –Wykrzyknęłam mu prosto przed twarzą, na co mama lekko jęknęła. –Jedźcie sobie sami! Nie mam zamiaru spędzić dłużej czasu z ludźmi pozbawionymi jakichkolwiek uczuć. –Zaczęłam błądząco biec schodami w górę. Po moich policzkach spływały gorzkie łzy. Zastanawiałam się czy nie wrócić z powrotem na dół, przeprosić i.. nie. Nie mogłam się teraz poddać. Rozglądając wokół siebie szukałam wzrokiem Justina.. a jeśli nie chce mnie już widzieć, za to że miałam zamiar go zostawić..?

Muszę z nim porozmawiać. Znajdowałam się już na piętrze, na którym widzieliśmy się chwilę wcześniej.

-Przepraszam, nie widziała pani chłopaka, blondyna, karmelowe oczy, był w szarej bluzie. –Zapytałam pierwszej zauważonej pielęgniarki.

-A tak, szedł przed chwilą w tamtym kierunku. –Wskazała palcem następny korytarz. Nie czekając na nic, pobiegłam najszybciej jak potrafiłam. Mijając kolejny zakręt zobaczyłam postać opartą o ścianę, właśnie w szarej bluzie.

-Justin! –Zaczęłam krzyczeć. –Justin! –Wreszcie odwrócił się w moją stronę. Podbiegłam bliżej i rzuciłam mu się na szyję. Jego oczy były smutne, a za razem wesołe, najwyraźniej z powodu, że znów się widzimy.

-Nigdzie nie jadę. –Stanowczo oznajmiłam.

-Kocham cię.. Jesteś dla mnie wszystkim księżniczko.. Nie wyobrażam sobie dnia,  kiedy bym cię stracił.. –Jego słowa doprowadziły mnie do kolejnych łez, tym razem były to łzy szczęścia.

-Dziękuję ci Justin, dziękuję ci za wszystko.. za to, że jesteś.. Tylko teraz.. mam jeden problem. Gdzie się podzieję..

-No tak. Teraz mamy problem.. Ale.. w najgorszym wypadku możesz iść na dworzec.

-Dzięki Justin..

-Ej! Żartuję,  nigdy bym na to nie pozwolił. –Czule się uśmiechnął. –Zamieszkasz u mnie..

-Jak to.. u ciebie..?

-Po prostu. Chodź. –Objął mnie w talii i wyszliśmy na zewnątrz. Usiedliśmy w aucie Justina.

-Justin, nie wiem czy to jest dobry pomysł. Co na to powie twoja mama, siostra, brat..

-Nie przejmuj się tym. –Spojrzałam na niego lekko kręcąc głową. Byłam mu tak cholernie wdzięczna, ze nie potrafię tego opisać.

Na mieście nie było korków, więc dotarliśmy na miejsce po kilku minutach.

-Idziemy. –Musiał mi to powiedzieć, ponieważ nadal nie byłam do tego przekonana, mimo iż wiedziałam, że to mój jedyny ratunek. Nieśmiało ruszyłam przed siebie. Jeszcze nigdy nikogo nie prosiłam.. o mieszkanie..? To nawet trochę dziwnie brzmi.. Justin chwycił za klamkę drzwi, chcąc wejść do środka mieszkania.

-Czekaj. –Zatrzymałam go w ostatnim momencie. –Jesteś tego pewny?

-Rox.. Daj spokój, idziemy. –Wtedy drzwi się otwarły. Weszliśmy do środka.

-Jestem mamo! –Justin dał znać, że już wrócił. I w tym momencie na korytarz przyszła jego mama. Tego momentu obawiałam się najbardziej.

-Mamo, Rox musi zatrzymać się u nas na jakiś czas. Potem wszystko ci wytłumaczę.

-Yyy.. t-akk. –Pattie wyglądała na zmieszaną i nieprzygotowaną na taką wiadomość. Nigdy wcześniej nie czułam takiego zmieszania jak w tej chwili… Wtedy z pokoju wybiegł  brat Justina –Jaxon.

-Mamusiu, kto to? –Zapytał zaciekawiony.

-To… Dziew-czyna Justina.. –Jaxon był małym chłopcem, nic nie rozumiał. Przynajmniej on przyjął tą wiadomość bez emocji.

-A pobawisz się ze mną?

-Yy tak.. –Jaxon pociągnął mnie za rękę do swojego pokoju.

-Justin możesz mi wyjaśnić o co chodzi? –Usłyszałam szept Pattie skierowany do Justina. Najwyraźniej nie byłam tu mile widzianym gościem…


A więc tak: przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero teraz i ostatnie rozdziały pojawiały się nieregularnie i rzadko. Za to ten jest dłuższy od poprzednich i mam nadzieję, że się spodoba. Myślę, że nie opuścicie mojego opowiadania i będziecie mnie motywować do pisania dalszych rozdziałów. Jeśli chcecie dowiedzieć kiedy będą dodawane kolejne rozdziały, pytajcie w komentarzach lub na moim tt: https://twitter.com/Juss998 
Mam jeszcze prośbę do każdego o pozostawienie jednego komentarza, nawet krótkiego. Wiem, że przez moje zaniedbanie bloga czytelność spadła i chciałabym zobaczyć kto jeszcze dotrwał i czyta moje opowiadanie :)
Z góry dziękuję!