wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział XXV


Roxana pov.

Moje myśli malowały najgorsze scenariusze. Ten strzał.. Nie wiedziałam co robić. Gdybym wiedziała, gdzie jest.. Niestety. Nie mogłam spokojnie siedzieć na miejscu. Bezsensownie przemieszczałam się z jednego rogu pokoju do drugiego. Kilkakrotnie wybierałam numer Justina bez skutku. Zero odpowiedzi. W nerwach czas zaczął płynąć coraz szybciej. Nawet nie zauważyłam kiedy zegarek wskazał osiemnastą. Prawie cały dzień przesiedziałam zamknięta w czterech ścianach. Nie myślałam o głodzie, obowiązkach. W mojej głowie był tylko.. Justin.. Czując totalną bezradność zbiegłam na dół. Tata wrócił już z delegacji. Siedzieli razem z mamą na kanapie. Najwyraźniej właśnie rozmawiali na mój temat, ponieważ w momencie mojego pojawienia tata zniżył swój ton głosu.

-Proszę, musicie mi pomóc. –Nie myślałam o wcześniejszej sytuacji z mamą, teraz nie miałam innego wyboru.

-O co chodzi? –Nonszalancko zapytała mama. Najwyraźniej nadal czuła do mnie jakiś żal.

-Możesz mnie gdzieś odwieść? To ważne..

-O tej porze? Wracaj do pokoju, mamy z tobą wystarczająco dużo problemów. –Mama starała się mnie zbyć na każdy możliwy sposób.

-Ja cię odwiozę. –Zaskoczyłam się reakcją taty. Mama spojrzała na niego karcącym wzrokiem, lecz na szczęście jej nie uległ.

-Dziękuję. –Uśmiechnęłam się do niego życzliwie. Nie czekając ani chwili dłużej założyłam na siebie kurtkę i buty. Tata zrobił to samo i już po kilku minutach siedzieliśmy w samochodzie.

-A teraz.. Musisz mi powiedzieć dokąd jedziemy? –Tego momentu właśnie się obawiałam. Po raz pierwszy od dłuższego czasu musiałam powiedzieć prawdę. Do tej pory przed rodzicami usprawiedliwiałam się banalnymi wymówkami.

-Stanford Ave. –Zdecydowałam się podać ulicę, na której mieszka Justina. W pewnym sensie nie miałam innego wyboru. Na szczęście tata nie zadawał więcej pytań. Odpalił samochód i ruszyliśmy w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Na mieście były korki, co wprawiało mnie w jeszcze większy stres, a tata miał kolejny powód, aby zadać niepotrzebne pytanie.

-A mogę zapytać w jakim celu tam jedziemy?

-Naprawdę chcesz wiedzieć..? –Niepewnie zapytałam, chociaż znałam już odpowiedź. –Do.. Justina. –Tata spojrzał na mnie zdziwiony, starając się z zaskoczenia nie stracić panowania nad kierownicą.

-Yy.. A kto to Justin? –Zapytał z jeszcze większym zaciekawieniem. Sądząc po jego wyrazie twarzy powoli zaczął kojarzyć fakty.

-Znajomy. –Oschle odpowiedziałam. Chciałam uwolnić się od fali natrętnych pytań, chociaż zdawałam sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec.

-Znajomy.. I dla znajomego rzucasz  wszystko i późnym wieczorem chcesz do niego jechać? Rozumiem.. A raczej nie do końca.

-Proszę.. Mogłabym ci to wytłumaczyć innym razem? Na razie nie mam do tego głowy.

-Wiesz, że to cię nie ominie. Wiedziałem, że to musi być coś ważnego, sądząc po twoim zachowaniu. I pamiętaj, że zgodziłem ci się pomóc tylko dlatego. Jesteś  świadoma, że czeka nas jeszcze słowo na tydzień od mamy.

-Justin to mój chłopak. Jesteś teraz zadowolony?! –Mój głos wydawał się na tyle oburzony, że tata zwolnił pojazd. Nie wiedział jak się zachować. Niestety sam się o to prosił. Chciałam im powiedzieć, a że niestety wyszło to w takich okolicznościach.. –A teraz możesz jechać? –Nic nie odpowiedział. Patrzył jak wryty przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Wjechaliśmy już na daną ulicę.

-Tamten dom. –Wskazałam nie patrząc na jego twarz. Bałam się jego spojrzenia. Samochód zatrzymał się. Nie zastanawiając się wybiegłam na zewnątrz i biegłam schodami w stronę mieszkania Justina. Będąc na jego klatce schodowej zaczęłam z całej siły walić w drzwi. Nie kontrolowałam swoich ruchów. Nie przestając pukać czekałam na jakąkolwiek reakcję.

-Roxana, tak? Dzień dobry. –Drobna postać Pattie ukazała się w drzwiach.

-Tak, dzień dobry. Jest może Justin? Mój głos lekko załamał się wypowiadając jego imię.

-Nie. Nie ma go. A czy.. Stało się coś?

-Tak. Znaczy nie. Nie wiem. Nie wie pani gdzie mogę go znaleźć? –Próbowałam natknąć się na jakikolwiek trop. Na razie nic nie wskazywało na cokolwiek dobrego.

-Nie było go cały dzień w domu.. Roxana, możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Przez ostatni czas wydaje mi się, że wiesz więcej na temat mojego syna. –W jej głosie słyszalna była życzliwość. Nie chciała być niemiła, lecz każda z nas zasmakowała nerwów.

-Nie wiem co się dzieje. Po prostu zadzwoniłam do niego kilka godzin temu, nie mógł rozmawiać. Wtedy.. Usłyszałam jakby strzał i.. –Twarz Pattie pobladła. –Nie jestem pewna co to było, ale wolałabym to sprawdzić, ale skoro go nie ma.. –Próbowałam w jakiś sposób uspokoić Pattie, ale chyba nie szło mi zbyt dobrze. Naszą rozmowę musiała usłyszeć Jazzy, wybiegła na korytarz, gdzie właśnie rozmawiałyśmy.

-Cześć Jazzy. –Przywitałam się.

-Cześć. –Odpowiedziała niepewnie. Chyba nie była jeszcze do mnie całkowicie przekonana. Nie dziwię się jej. Widziała mnie zaledwie kilka razy. Może raz udało nam się nawiązać rozmowę, to wszystko.

-Jazzy, może ty wiesz gdzie może być Justin, może się z tobą kontaktował? –Zapytałam.

-Ze mną? Dlaczego? Stało się coś? –W jej głosie usłyszałam strach. –Justinowi coś się stało? –Zaczęła dalej wypytywać.

-Nie, spokojnie. Po prostu pytamy czy nie wiesz gdzie może być..

-Nie wiem.. Chociaż, być może jest u Rayana, często u niego przebywał, do czasu kiedy cię nie poznał. –Nie wiem czy to było złośliwe, ale dziwnie się poczułam. Jakbym była winna rozpadowi przyjaźni Justina.. Na razie jednak nie zwracałam na to uwagi. Myślałam tylko o jednym.

-Wiesz gdzie mieszka Rayan? –Zapytałam.

-Wiem.

-Mogłabyś ze mną pojechać?

-Tak. –Nie czułam  przekonania w jej głosie. Pattie wyraziła zgodę, więc Jazzy wyszła razem ze mną na zewnątrz.

-Nie lubisz mnie? –Zapytałam. Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłam.

-Nie, dlaczego? –Schodząc powoli po schodach Jazzy spojrzała w moją stronę. –Wręcz przeciwnie, cieszę się, że Justin znalazł sobie odpowiednia dziewczynę. Tylko.. Wcześniej spędzał z nami więcej czasu.. I nie zrozum mnie źle.. Widzę, że masz dobry wpływ  na Justina, to naprawdę pomaga i razem z mamą jesteśmy ci za to wdzięczne. –Uśmiechnęłam się do niej, czując pewnego rodzaju ulgę, wiedząc że nie jestem nie mile widzianym gościem w ich domu.

-Kto to? –Wskazała na mojego tatę.

-Mój tata.

-Wie o was?

-W pewnym sensie..

-Tato to jest Jazzy, siostra Justina. –Zajęła miejsce z tyłu samochodu.

-Dzień dobry. –Czuła się chyba trochę niezręcznie, zresztą chyba podobnie jak ja.

-Tam. –Wskazała palcem drogę. Tata kierował się za jej wskazówkami. Całą  drogę milczeliśmy, słysząc tylko pojedyncze wskazówki Jazzy co do drogi. Kilka minut potem znaleźliśmy się w  wyznaczonym miejscu. Kiedy Jazzy wskazała na dom Rayana, moje oczy doznały szoku.

Naokoło znajdowały się policyjne radiowozy, wśród nich karetka. Czułam jak moja twarz blednie. Spoglądałam to na nią to na tatę.

-Rox, co się dzieje? Co to ma znaczyć? –Usłyszałam głos taty. Spojrzałam tylko na niego, nie udzielając mu odpowiedzi, ponieważ sama jej nie znałam. Pod wpływem impulsu zaczęłam biegnąć w kierunku całego zajścia. Miałam tylko nadzieję zobaczyć Justina. I zobaczyłam..

-Justin! –Zaczęłam krzyczeć. Spojrzał na mnie zaskoczony, podczas gdy jego ręka była opatrywana przez sanitariuszy.

-Rox? Co ty tu robisz..

-Justin! –Nie zwracając uwagi na jego pytanie, bezsensownie krzyczałam jego imię. –Co się stało?! –Nie zauważyłam kiedy za mną przybiegła Jazzy.

-Jazzy!? –Justin spojrzał w jej kierunku.

-Justin obiecywałeś.. –Wyszeptała Jazmyn. Jej oczy zaszkliły się łzami. Widziałam jak szczęka Justina rytmicznie się porusza wraz z tempem oddechu. Trzymając się za ręce obydwie wpatrywałyśmy się w Justina. Moją uwagę nagle przykuła kolejna sytuacja. Inni sanitariusze wnosili do karetki ciało człowieka owinięte w czarną folię. Będąc  w totalnym szoku przełknęłam ślinę i jeszcze raz spojrzałam na Justina.

-Możesz mi powiedzieć co tutaj się wydarzyło? –Nic nie odpowiedział. Chyba zawiedziony sam na sobie bezradnie wpatrywał się w podłoże. Nie wiedziałam co zrobić. Odrywając się od rzeczywistości totalnie zapomniałam o tacie, który jak zauważyłam zmierzał w naszym kierunku.

-Rox, co się dzieje? Co to za chora sytuacja? Możesz mi wytłumaczyć?  -Justin spojrzał na nas z takim zdziwieniem, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam na jego twarzy.

-To jest Justin.. tato. –Justin pokręcił głową, próbując dać mi ochrzan za to co właśnie zrobiłam. Tata chwycił mnie za ramię, odchodząc ze mną na bok.

-Rox, co tu się do cholery dzieje? Trupy, policja.. Dziewczyno w co ty się wpakowałaś?!

-Nie wiem, nie wiem co się tutaj stało. Muszę porozmawiać z Justinem.

-Nie ma mowy. Wracamy do domu. –Stanowczo oznajmił. Wiedziałam, że nie zostawię Justina samego. Kątem oka spoglądałam na zrozpaczoną Jazzy, która chyba do końca nie była świadoma tego, co się stało. W sumie ja sama nie byłam.. Siłą wyrwałam się z uścisku taty i pobiegłam w kierunku Justina.

-Justin, proszę. Powiedz mi tylko, że nie masz z tym nic wspólnego, że znalazłeś się tutaj przypadkiem, że nie zabiłeś żadnego człowieka.. –Z jednej strony ufałam Justinowi i wiedziałam, że nie mógł zrobić czegoś takiego, a z drugiej mimo wszystko w mojej głowie czaiły się pewne wątpliwości. Nie uzyskałam odpowiedzi. Słyszałam tylko nachalne wołanie taty.

-Jazzy, chodź. Odwieziemy cię do domu. –Nie mogłam tam dłużej zostać. Byłam rozrywana. Z jednej strony ranił mnie wzrok Justina, z drugiej tata..

-Co to w ogóle za chłopak!? Rox, matka miała rację, że ostatnio dziwnie się zachowujesz.  I wiesz co, próbowałem wynegocjować z nią tą przeprowadzkę, ale teraz tylko upewniłem się, że to najlepsze rozwiązanie! Masz zakaz kontaktowania się z tym chłopakiem. Jest kryminalistą, ciesz się, że ty nie jesteś w to zamieszana. –Po dotarciu tych słów do mojej głowy, nie kontrolując swoich gestów z moich oczu wypłynęły łzy.

-Myślałem, że jesteś rozsądniejsza! Nie próbuj grać ze mną na litość. Wracamy. –Zza lekkiej mgły przed oczami ujrzałam tylko smutne spojrzenie Jazzy..


Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Jeśli macie jakiekolwiek spostrzeżenia, piszcie w komentarzach. Rozdział jest trochę dłuższy :)
Może teraz 10 kom. i następny? :)
I następne opowiadanie: http://lifeofmyfiction.blogspot.com/

czwartek, 23 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XXIV


PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM, WAŻNE! :)
Roxana pov.

Wrócę jutro. Nie martw się.

Wysłałam wiadomość do mamy. Nie chciałam odchodzić od Justina. Czułam się tak niesamowicie, szczególnie z tego powodu, który wydarzył się przed chwilą. Takie niesamowite, że masz kogoś, kto naprawdę cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko. Leżeliśmy obok siebie. Nasze ciała obejmowały się nawzajem. Nie wiedziałam nawet kiedy zasnęłam..

Justin pov.

Po raz pierwszy poczułem się tak podczas seksu. Zazwyczaj tym chroniłem się od stresu. Dzisiaj było inaczej. Nikogo wcześniej nie traktowałem tak jak Rox.  Zasnęła. Delikatnie wstałem, aby jej nie obudzić. Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do łóżka.

**

-Księżniczko.. wstajemy. –Lekko pocałowałem jej policzek. Niepewnie ruszyła oczyma. Spoglądając na mnie ukazała swój idealny uśmiech.

-Dziękuje Justin..

-Za co?

-Za kolejny dzień, spędzony z tobą. –Jej słowa wiele dla mnie znaczyły. Zawsze głęboko chowałem je w swoim sercu. Nie mogłem powstrzymać od kolejnego pocałunku. Wyglądała tak niewinnie. Z chęcią go odwzajemniła.

-Proszę. –Podałem jej tacę ze śniadaniem.

-Mm tosty. –Położyła posiłek na kolanach. Delikatnie osunęła się na łóżku chcąc wstać.

-Aa.. Kurwa. –Jej jęk doszedł do moich uszu.

-Co jest?

-Nic, nie ważne..

-Boli?

-Trochę. –Odpowiedziała oschle. To był jej pierwszy raz, chyba normalne.  Z trudem usiadła. Po kilku minutach jedzenie zniknęło.

-Musiałaś się zmęczyć, skoro byłaś taka głodna. –Wydałem z siebie dogryźliwy śmiech.

-Justin! –Zrobiła się czerwona. To u niej normalne w takich sytuacjach. Zazwyczaj próbowała chować twarz w dłoniach, lecz dzisiaj próbowała grać odważną i dumnie patrzyła prosto w moje oczy.

-Dobra, żartowałem.

Była prawie dziesiąta. Zaczekałem aż Rox weźmie prysznic. Po kilku minutach siedzieliśmy już w samochodzie. Niechętnie chciałem wracać do domu. To był naprawdę piękny czas, co było wiadome, że nie mógł trwać wiecznie. Byliśmy prawie na miejscu.  Zatrzymałem się pod mieszkaniem Rox.

-Jeszcze raz dziękuję, Justin.. –Zawiesiła się na moich ramionach i złożyła delikatny pocałunek.

-Ja również. –Próbowałem imitować ukłon, lecz nie do końca mi wyszło. Rox opuściła mój samochód. Widząc jej kaczy chód, na mojej twarzy ukazał się śmiech. Wyglądała zabawnie, chociaż wiedziałem, że cierpi. Tłumaczyłem sobie, że ból minie, a kiedyś ponownie to powtórzymy. Nagle przypomniałem sobie o przeprowadzce.. Kurwa, muszę coś zrobić. Tak.. definitywny koniec? Nie. To nie w moim stylu. Jeśli coś zaczynam, kończę to. W mojej głowie zaczął roić się heroiczny plan, którego na razie nie mogłem wykonać, mógłbym zaszkodzić Rox..

Stary, możesz przyjechać ?

Wiadomość od Rayana pojawiła się na ekranie mojego telefonu.

Teraz? Po cholerę?

Nie czekałem długo na odpowiedź.

Kurwa teraz.

Okej, nic nie mówię. Mam tylko nadzieję, ze to coś ważnego. Nie mam teraz ochoty na jakieś zabawy. Nie marnując kolejnej minuty nacisnąłem pedał gazu. Nie minęło więcej niż dziesięć minut, a byłem już na miejscu. Nie czekając ani chwili zapukałem do drzwi domu Rayana. Najwidoczniej wyczekiwał na mnie zaraz na progu, ponieważ nie czekałem na otwarcie, ani sekundy.

-Co jest? –W jego oczach malowało się przerażenie.

-Ten skurwysyn od rana wisi nad moim domem.

-Kto? Przecież  nigdzie nikogo nie ma.

-Możesz spojrzeć.. tam? –Wskazał mi plac obok jego domu. Kurwa, Luke. Myślałem, że już dawno załatwiliśmy tego frajera. Najwyraźniej ma ochotę na zabawę. No cóż.. Skoro chce..

-Na co ty jeszcze czekasz? Idziemy. –Rayan patrzył na mnie z wytrzeszczonymi oczami.

-Stary, nie wiem czy to dobry pomysł. Nie mam na myśli siebie, ale nie mieszkam tu sam. Wiesz o tym. Jeśli coś się stanie mamie, albo Katy..

-Jeśli tego teraz nie załatwimy, to na pewno się stanie. –Starałem się być stanowczy, ale najwyraźniej nie do końca go przekonałem.

-Podaj mi to. Wskazałem na stolik znajdujący się na korytarzu.

-Co?

-W i d e  l e c. –Przeliterowałem sarkastycznie. –Broń idioto. –Rayan zachowywał się jakby był po co najmniej kilku dawkach. Po dotarciu mojego polecenia do jego nieoszołomionego mózgu podał mi pistolet, który następnie  włożyłem pod kurtkę.

-Idziesz? –Zapytałem ponownie. Skinął głową. Pewnie otwarłem drzwi i kierowałem się w stronę tego niedorobieńca.

-Czekam na ciebie od rana. –Te słowa jadowicie wychodząc z ust Luka przeszyły Rayana.

-I ty Bieber? Jak miło.

-Mi również. –Ironicznie odpowiedziałem.

-Dlaczego do kurwy nędzy od rana stoisz pod moim domem?! –Rayan nabrał odwagi i zbliżył się do Luka, podnosząc go za kołnierz kurtki.

-Spokojnie dzieciaku. –Wydał z siebie swój okropny śmiech.

-Spokojnie zaraz będziesz błagał o życie skurwielu. –Postanowiłem dodać od siebie kilka słów na poprawę atmosfery.

-Bieber, z tobą mam zamiar skończyć innym razem, ale skoro prosicie się wraz? Nie ma problemu. –Nie mogłem dłużej wytrzymać jego idiotycznej gadaniny. Nie zastanawiając się podszedłem do niego zadając mu stanowczy cios w twarz.

-Widzę, że znów zaczynasz Bieber.

-Ja? Jakże bym śmiał. –Zaśmiałem się sarkastycznie i ponownie go uderzyłem, wzbogacając go o upadek na ziemię. W jego oczach zaczęła malować się wściekłość. To ten typ człowieka, który nie pozwala siebie poniżać, a jeśli już się to zrobi próbuje się odegrać. Nie tym razem.

Roxana pov.

Niezdarnie wchodziłam schodami do mieszkania. Czułam dalej pewien dyskomfort.

-Już jestem.

-Nareszcie, gdzie byłaś całą noc? –Naprzeciw mnie wybiegła mama.

-U Elen, musiałam z kimś pogadać. –Oczywiście skłamałam.

-Nie byłaś u Elen. Rozmawiałam z jej mamą. –Kurwa. I  C O  T E R A Z. Poczułam, że nogi uginają się pod moim ciężarem.

-Po prostu chciałam pobyć sama i..

-Gdzie byłaś? –Stanowczo powtórzyła mama. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie chciałam mówić jej o Justinie. Nie zastanawiając się co dalej wybiegłam schodami na górę prosto do swojego pokoju.

-Rox! Wracaj tutaj! –Słyszałam głos mamy. Tym razem nie chciałam jej ulegać. Rzuciłam się na łóżku wyczekując, aż zacznie pukać do drzwi mojego pokoju, chcąc wyciągnąć ze mnie jakiekolwiek informacje. Na moje zdziwienie tego nie zrobiła. Może zrozumiała moją sytuację? Nie wiem.  Wiem jedno, naprawdę potrzebowałam pobyć sama. Na razie nie miałam pomysłu jak wytłumaczę się mamie, ale w tej chwili to był najmniejszy problem. Myślałam o tej całej przeprowadzce, jak to będzie wyglądało. Czy to naprawdę się wydarzy?

Chwyciłam do ręki swój telefon, chcąc zadzwonić do Justina. Wybrałam jego numer i czekałam na połączenie. Nic. Nie odbiera. Spróbowałam jeszcze raz. Cisza. Co jest? Załamana, że i on z jakiegoś powodu ma do mnie pretensje ostatni raz wybrałam jego numer.

-Halo?

-Rox, nie teraz. –W telefonie słyszałam dziwne szumy, czyjąś kłótnię, krzyki..

-Justin, co się dzieje?

-Zadzwonię potem. – Nagle rozległ się głośny dźwięk, jakby strzał z pistoletu.

-Justin! Justin, co się dzieje?! –bezsensownie zaczęłam krzyczeć do telefonu, kiedy nasza rozmowa już dawno została przerwana.

Dziękuję za komentarze z poprzedniego rozdziału i proszę o następne! :)
Piszcie co sądzicie o nowym rozdziale? Czy coś stało się z Justinem?
Tutaj mój nowy blog, jeśli się spodoba komentujcie, a być może będę go kontynuować :) http://lifeofmyfiction.blogspot.com/

niedziela, 19 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XXIII


Przeczytaj notkę pod rozdziałem! :)

Rox pov.

-Czekaj.. Przeprowadzamy się.. Ale przecież ja mogę tutaj zostać, jestem już prawie pełnoletnia. –Ta wiadomość nie mogła bezpośrednio dojść do mojej głowy. Nie wiedziałam co zrobić. Czułam się tak bezradna..

-„Prawie” pełnoletnia. –Powtórzyła mama.

-Jak ty to sobie wyobrażasz? Zostawię tutaj wszystko? Szkołę, przyjaciół, Just.. –Rox, nie umiesz trzymać języka za zębami -przypominał mi głos w głowie.

-Wiesz, że to nie tylko moja decyzja.. Jedno jest pewne, nie możesz zostać tutaj sama.

-Super. –Czułam, że moje oczy stały się wilgotne. Z desperacji nic już nie mówiłam. Litościwie spojrzałam w kierunku mamy i pobiegłam na górę. Wparowałam do swojego pokoju z prędkością wiatru. Rzuciłam się na łóżko i najzwyczajniej zaczęłam ryczeć jak dziecko. Gdy pozbierałam w sobie emocje i w miarę je ustatkowałam, dotarło do mnie co tak naprawdę może stać się w najbliższym czasie. To wszystko zniknie. To koniec.. Koniec wszystkiego.. Koniec mnie i Justina.. Taki związek nie może przetrwać. Setki kilometrów od siebie? Każde z nas będzie żyło w innym świecie. Na samą myśl o tym po moim policzku spłynęły kolejne łzy.

Chwyciłam do ręki swój telefon. Odblokowując ekran zobaczyłam zdjęcie Justina. Delikatnie przejechałam po nim kciukiem, a emocje w mojej głowie zaczęły szaleć.

Musimy się spotkać. Teraz. To ważne.

Wysłałam wiadomość do Justina. Sama nie byłam do końca pewna czy powinnam mu o wszystkim powiedzieć, lecz prędzej czy później i tak musiałabym to zrobić. Nie czekałam długo na odpowiedź.

Jasne. Za kwadrans będę pod twoim domem.

Zaczęłam wątpić, czy dobrze robię. Bałam się jego reakcji. Niepewnym krokiem schodziłam schodami na dół. Mama zobaczyła moją zrozpaczoną twarz. Spojrzała na mnie wrażliwym wzrokiem, kręcąc przy tym głową, chcąc przekazać mi, że muszę się z tym pogodzić. Tak.. Pogodzić..

-Wychodzę, wrócę późno. –Oznajmiłam, nie pytając o pozwolenie. Mama widząc moją zmęczoną twarz nie próbowała się sprzeciwiać.

-Tylko.. Uważaj na siebie. –Skinęłam  głową, zarzuciłam na siebie bordową kurtkę i czarne botki. Nie zwracałam nawet uwagi na to jak wyglądam. Byłam tym wszystkim tak niesamowicie wykończona. Czułam, że cały mój świat, całe może życie zawaliło się w jednej sekundzie, a wszystko wreszcie zaczynało się układać. Otworzyłam zewnętrzne drzwi. Zobaczyłam czarny samochód Justina. Podeszłam w jego stronę wsiadłam do środka. Justin uśmiechnął się na mój widok. Przywitał mnie ciepłym pocałunkiem i spojrzał mi głęboko w oczy, najwyraźniej wyczuwając, że coś jest nie tak.

-Stało się coś? –Zapytał przejętym głosem. –Dlaczego tak szybko chciałaś się spotkać?

-Ehh.. Nie wiem jak ci to powiedzieć..

-Najlepiej najprościej.

-Nie wiem czy to zrozumiesz, ale.. To chyba koniec Justin. –Jego twarz nagle pobladła.

-Jaki koniec? O czym ty do cholery mówisz?

-Koniec Justin. Koniec z nami. Koniec ze wszystkim, rozumiesz?

-Ale Rox.. O co chodzi? To moja wina? Wydawało mi się, że wszystko było ok..

-Bo było, aż do dzisiaj. Właśnie przed chwilą dowiedziałam się, że przeprowadzamy się do Los Angeles. To prawie trzysta kilometrów stąd..

-Ale.. Dlaczego? Przecież nic wcześniej nie mówiłaś.. –Jego głos lekko się załamywał. Starałam się panować nad emocjami, lecz mimo wszystko poczułam jak do moich oczu napływa fala łez.

-Mamę przenoszą na inny dział, nic wcześniej nie wiedziałam.. –Nie potrafiłam dłużej wytrzymać. Moje oczy wypuściły wszystkie łzy. Justin spoglądał na mnie ze smutkiem i bezradnością. Przytulił mnie do siebie. Poczułam się bezpieczniej czując go przy sobie.

-Spokojnie księżniczko, wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że cię kocham. –Słysząc te słowa trochę się umocniłam. Spojrzałam w jego przejrzyste, karmelowe oczy, wiedząc że mówi prawdę.

-Obiecujesz?

-Obiecuję. –Nie wiem dlaczego, ale mu wierzyłam. Będąc przy nim czułam się jak w oddalonej o kilkadziesiąt mil od rzeczywistości krainie, w której liczyliśmy się tylko my. Wszystko inne było nieważne.

-Musisz odpocząć. –Powiedział po czym ruszyliśmy w kierunku centrum. Mijaliśmy kolejne kamienice, aż znaleźliśmy się poza miastem. Jechaliśmy chyba do dawnego domu Justina. Nawet nie wiem kiedy moje powieki opadły na oczy i zasnęłam.

**

-Księżniczko, pobudka. –Poczułam czyjeś usta na swoim policzku. Leżałam wygodnie na miękkiej kanapie przykryta ciepłym kocem.

-Justin.. Kiedy my tu przyjechaliśmy? –Zapytałam zaspanym głosem.

-Zasnęłaś w samochodzie. Nawet nie drgnęłaś kiedy cię tu położyłem. Trzymaj, napij się. –Podał mi kubek gorącej herbaty. Było idealnie.. Ja, Justin w całkiem oddalonym miejscu. Czułam się jak w bajce. Byłam jednak świadoma, że to nie może trwać wiecznie.

Justin pov.

Wyglądała tak pięknie, kiedy spała. Na samą myśl, że mógłbym ją stracić czułem dreszcze. Wiedziałem jedno, na pewno do tego nie dopuszczę. Jeszcze nie wiem jak, ale na pewno..

-Księżniczko, pobudka. –Zobaczyłem, że jej powieki zaczynają się poruszać.

-Justin.. Kiedy my tu przyjechaliśmy? –Zapytała spoglądając na mnie dużymi, błękitnymi oczyma.

-Zasnęłaś w samochodzie. Nawet nie drgnęłaś kiedy cię tu położyłem. Trzymaj, napij się. –Chwyciła kubek do ręki. Na jej twarzy widniał niepokój, nadal była świadoma tego, co wkrótce może się wydarzyć.

-Rox.. Tak bardzo cię potrzebuję, nie możesz odejść.. tak po prostu..

-Nie odejdę, obiecuję ci to.. –Byłem zaskoczony jej ruchem, kiedy to ona zbliżyła się do mnie zaczynając składać pocałunki na mojej szyi. Zawsze to ja pierwszy stwarzałem takie sytuacje. Jej dłonie znalazły się na moich plecach drapiąc je od góry do dołu. Przejąłem inicjatywę kierując swoje usta w kierunku jej. Nie prosząc o dostęp, który dała mi od razu mój język znalazł się w jej ustach. Czułem, że sytuacja robi się coraz bardziej intensywna. Nie przerywając pocałunku delikatnie osunęliśmy się na łóżku. Znajdowałem się nad drobnym ciałem Rox, oplatając jej ramiona.

-Kocham cię.. –Wyszeptała tuż koło mojego ucha. Nie do końca będąc świadomy tego co robię, zacząłem podwijać jej koszulkę. Nie zaprzeczała, więc kontynuowałem. Po chwili leżała przede mną w samym staniku i spodniach.

-Justin.. –Zaczęła. Czuła się trochę niezręcznie w tej sytuacji.

-Spokojnie, jesteś piękna kochanie. –Uspokoiłem ją, sądząc po jej wyrazie twarzy, który nabrał odwagi. Zrzuciłem z siebie swój T-shirt, który również wylądował na podłodze. Poczuliśmy swoje ciała. Rox czuła się jeszcze trochę nieswojo, ale próbowałem to zmienić. Składając mokre pocałunki na jej szyi, kierowałem się coraz niżej. Przemierzając jej gładką skórę na brzuchu dotarłem do spodni. Delikatnie rozpinając kolejne guziki spojrzałem na nią.

-Rox?

-Spokojnie.. Śmiało.. –Zabrzmiało to trochę jakbym to ja się czegoś bał. W pewnym sensie tak było. Nie chciałem jej skrzywdzić. Starałem się to robić najdelikatniej jak potrafiłem. Otrzymując jej zezwolenie zniżałem jej spodnie, które pokrótce dołączyły do sterty ubrań na ziemi. Czułem, że ją mam. Ta niezwykła dziewczyna leżała przede mną, a ja miałem ją tak blisko. Uczucie jakie do niej czułem górowało nad wszystkim. Rox, próbując zdobyć nade mną dominację, tym razem znalazła się na górze, oddając namiętne pocałunki na mojej skórze, śmiało wyjęła pasek z moich spodni. Pomogłem jej lekko się podnosząc. Chciałem, aby poczuła się wyjątkowo, tym bardziej wiedząc, ze to ja jestem tym pierwszym.. Znajdowaliśmy się w samej bieliźnie. Nasze ciała oplatały się nawzajem. Każde walczyło o dominację. Nasze wzroki się spotkały, a moje ręce wylądowały na plecach Rox. Delikatnie odpiąłem jej stanik i zrzuciłem na ziemię.

Rox pov.

Siadając na mnie okrakiem, Justin na chwilę się odsunął, żeby na mnie spojrzeć, jednocześnie powoli ściągając ostatnią część mojej bielizny, a już po chwili moja kobiecość była widoczna dla jego pełnych pożądania oczu.

-Jesteś tego pewna? Jeśli nie chcesz, nie musimy tego teraz robić. –Justin troszcząc się zapytał.

-Jestem pewna, Justin. –Tym razem wiedziałam, że tego chcę. Czuliśmy coś do siebie, a to było najważniejsze. Spojrzał na mnie jeszcze raz, chcąc upewnić się mojej decyzji. Justin sięgnął do swoich spodni leżących na ziemi, wyjął z nich paczkę prezerwatyw, używając jednej z nich.

-Gotowa? –Skinęłam głową czując jak Justin jest coraz bliżej mnie. Mrugnął do mnie okiem, na co lekko się zarumieniłam.

-Justin.. –Wyjąkałam w bólu.

-Spokojnie.. –Uśmiechnął się. Czułam się spokojnie, ponieważ widziałam jak wszystko robi tak powoli i delikatnie, żeby mnie nie skrzywdzić. Nagle poczułam dziwne uczucie w dolnej części brzucha.

-Justin..! –Ponownie jęknęłam. Z mojego oka wypłynęła pojedyncza łza. Z jednej strony wydostała się przez ból, a z drugiej z radości. Wiedziałam, że będąc przy Justinie jestem w pełni bezpieczna.

-Przepraszam. - wymamrotał Justin, delikatnie mnie całując. –Ból zaraz minie. Spróbuj o nim nie myśleć. –Przymknęłam oczy, dając mu znak, że zrozumiałam. Czułam, że ból stopniowo maleje. Lecz Justin nie przerywając, zaczął delikatnie poruszać swoim ciałem, starając się mnie nie urazić.

-Jesteś niesamowita Rox.. Tak bardzo cię kocham.. –Przygryzł moją wargę, całując moje usta. Jego ciało zaczęło poruszać się coraz szybciej, nie pozwalając wziąć mi swobodnie oddechu.

-Justin.. –Nie mogłam powstrzymać się od kolejnego jęku. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Tak doskonale.. Czułam, że teraz jesteśmy jednością. Minuty mijały, a nasze ciała splatały się ze sobą. Zaczęłam brać przykład z Justina i przystosowywałam się do jego tempa.

-Tak kochanie.. –Wyszeptał. Chciałam zapamiętać każdy pocałunek, który wykonywał tak delikatnie, troszcząc się o moje uczucia. Jego usta odnajdywały każdą część mojego ciała. Moje ciało wygięło się w łuk, kiedy poczułam usta Justina na swoich piersiach. Jego mokry pocałunek rozszedł się po mojej skórze, nabrałam mocnych dreszczy. Ujął dłońmi moją twarz całując ją namiętnie poczynając od czoła kończąc na ustach.

-Byłaś dzielna księżniczko.. -Nagle wzięłam głęboki oddech, kiedy Justin położył się obok mnie. Ponownie poczułam lekki ból u dołu brzucha. Tym razem na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Justin obejmując moją twarz starł z niej kilka łez szczęścia. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.

-Tak bardzo cię kocham Rox.. –Wyszeptał mi do ucha.


Czy to koniec związku Rox i Justina? Czy ich miłość przetrwa taką próbę? Czy Rox naprawdę wyjedzie?
Hmm.. Sądząc po komentarzach czyta to 7 osób? Dlatego proszę każdą osobę, która przeczytała ten rozdział o zostawienie tylko jednego komentarza, chciałabym wiedzieć, ile tak naprawdę osób to czyta,  z góry dziękuję! :) Do następnego XD

OBSERWOWAĆ COŚKA! <3 https://twitter.com/little_thing_
I ją, daje każdemu follow back xd https://twitter.com/carboneeliza

A TUTAJ MÓJ TThttps://twitter.com/Juss998

NAPISAŁAM PIERWSZY ROZDZIAŁ DO NOWEGO FF, JEŚLI WAM SIĘ SPODOBA KOMENTUJCIE, BYĆ MOŻE BĘDĘ GO KONTYNUOWAĆ :) http://lifeofmyfiction.blogspot.com/

wtorek, 14 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XXII




10 kom. i dodaję dzisiaj następny :)

Justin pov.

Czułem, widziałem że nie jest do końca przekonana. Ta niepewność w jej oczach przerażała mnie coraz bardziej. Nie wiedziałem czy jest sens wypowiedzenia jeszcze jakichkolwiek słów.

-Justin.. Ja chyba jeszcze nie jestem gotowa.. Przepraszam.. –Gdy jej słowa dotarły do mojej głowy, poczułem się jak skończony dupek. Musiała sobie pomyśleć, że jestem jakimś niedorobionym zboczeńcem.

-Nie masz za co przepraszać. –Odpowiedziałem oschle. Tak.. Zawsze potrafię odpowiednio dobrać słowa.

-Justin, kocham cię wiesz o tym.. Po prostu nie uważam żeby był to najlepszy moment.

-Nie musisz się tłumaczyć. –Między nami zrobiło się trochę niezręcznie. Każde z nas bało sobie spojrzeć w oczy. Panowała dziwna atmosfera.

-Po prostu nie chcę zepsuć tego co jest między nami. Daj mi jeszcze trochę czasu.. –Dalej się tłumaczyła. Nie chciałem na nią naciskać, ale wystarczyło mi to, że powiedziała „nie”.  Mogła darować sobie zbędnych argumentów. Wiem, zachowuję się jak dupek, ale po prostu nie mogę tego zrozumieć. To jeszcze bardziej wyróżnia ją spośród innych. A wyraźniej: jest całkiem inna. Czasem nie mogę jej zrozumieć, nie mogę zrozumieć jej emocji, nie mogę zrozumieć jej ruchów, jej skrycia, a mimo to coś do niej czuję. I właśnie dlatego nie czułem do niej złości. Gdyby na jej miejscu znalazła się jakaś laska, już by jej tu nie było. A ona? Ona nadal tu jest. Potrzebuję jej. Jestem tego pewny.

Rox pov.

Słysząc propozycję Justina przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz, kryło się w nim trochę strachu, a jednocześnie ciekawości. Oczywiście doskonale wiedziałam o co mu chodzi, jednak było to dla mnie coś nowego, nieznanego. Tabu? Tak, coś w tym rodzaju. Jednak po chwili dotarło do mnie co tak naprawdę może się stać. Musiałam temu zapobiec. To wszystko dzieje się tak szybko..

-Justin.. Ja chyba jeszcze nie jestem gotowa.. Przepraszam.. –Justin spojrzał na mnie jakby ze zdziwieniem. Najwyraźniej nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Mimowolnie, nie mogłam postąpić inaczej.

-Nie masz za co przepraszać. –Jego odpowiedź była pozbawiona jakichkolwiek emocji. Dziwnie się z tym czułam, ale nie tylko na tym polega prawdziwy, trwały związek..

-Justin, kocham cię wiesz o tym.. Po prostu nie uważam żeby był to najlepszy moment. –Miałam wrażenie, że moje słowa w ogóle na niego nie działają. Napływały do mnie nawet myśli, że tak naprawdę nie zależy mu na mnie a jedynie na dobrej zabawie..

-Nie musisz się tłumaczyć. –Jego ton głosu nie zmienił barwy, nadal był oschły, patrzył na mnie jak na wroga. To było naprawdę okropne uczucie.

-Po prostu nie chcę zepsuć tego co jest między nami. Daj mi jeszcze trochę czasu.. –Po wypowiedzeniu tych słów zdałam sobie sprawę, że zachowuję się jak skończona idiotka. Przecież nie jestem jakąś zabawką, którą można wykorzystać na zawołanie. Nie mam zamiaru go więcej przepraszać. Powinien mnie zrozumieć.

-Z resztą.. Justin kim ja dla ciebie jestem? Zabawką, dziwką? Powiedz. Śmiało. Jeśli nie potrafisz uszanować mojej decyzji, to nie moja strata, jedynie twoja. Pamiętaj. Z resztą w tych sprawach ty masz lepsze doświadczenie, nie zapominaj o tym. Żyłeś tym na co dzień, prawda? –Wypowiedziałam te słowa jednym tchem. Po chwili jednak zaczęłam mocno tego żałować. Justin patrzył na mnie z litościwym spojrzeniem. Kurwa. Umiem dobrać słowa do sytuacji.

-Justin, przepraszam..

-Kurwa, wiesz że z tym skończyłem?! Masz zamiar ciągle mi to wypominać? Na tym to polega? Jeśli tak, to odpuszczam.. –Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Pozostało mi bezradne wpatrywanie się w jego karmelowe tęczówki. Te słowa mocno go zabolały. Widziałam to, czułam to..  Jego głowa zwisała prostopadle do podłogi, ręce umiejscowił na swojej twarzy, mocno nimi pocierając. Nie jest dobrze, nie jest dobrze, Rox zrób coś. Natrętnie powtarzał głos w mojej głowie. Ale co do cholery mam zrobić? Co?! Tak, wypaliłam jakieś gówno bez potrzeby, ale stało się, za późno. Poza tym on też nie jest bez winy, gdyby nie pokazywał swoich dziecięcych humorków do niczego by nie doszło. Usprawiedliwiałam się na wszystkie możliwe sposoby.

-Justin, wiem że z tym skończyłeś, po prostu byłam zdenerwowana i.. wiesz, że nie miałam tego na myśli. –Próbowałam jakoś do niego dotrzeć. Nic. Nie reagował. Zachowywał się jakby był w jakimś transie, totalnie pozbawionym od rzeczywistości. Nie miałam na to wpływu. Jego wzrok umiejscowiony był w jednym punkcie.

Czas mijał. Siedzieliśmy milcząc prawie godzinę. W końcu przerwało nam trzaśnięcie drzwi. Pattie –mama Justina właśnie wróciła. Bardzo ją lubiłam, ale dzisiaj nie miałam ochoty na dłuższe rozmowy, nie miałam już do tego głowy.

-Justin, będę już szła.. –Popatrzył na mnie i ponownie spuścił głowę. Nic. Zero jakiejkolwiek reakcji. Opuściłam jego pokój.

-Dzień dobry. –Przywitałam się z mamą Justina.

-Oo Rox, dzień dobry. Już wychodzisz?

-Tak, robi się późno. –Zobaczyłam Justina kierującego się w stronę kuchni. Nawet nie spojrzał w naszą stronę. Trudno. Kiedyś musi mu przejść. Nie zwracając już na niego większej uwagi, założyłam płaszcz i buty. Zaczęłam otwierać drzwi.

-Justin, nie odwieziesz Rox? –Justin spojrzał na Pattie jak na ducha. Nic nie mówiłam. Justin chwycił kluczyki i ruszył za mną w stronę wyjścia. Po jego postawie można było stwierdzić, że robi to jakby za karę, grymas i niechęć wyraźnie malowała się na jego twarzy. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Wsiedliśmy do samochodu. Justin uruchomił silnik i ruszyliśmy z miejsca.

-Justin zatrzymaj się. –Spojrzał na mnie z jeszcze większym zdziwieniem niż do tej pory.

-Zatrzymaj się. –Powtórzyłam. Na szczęście zjechał na bok i zatrzymał samochód.

-Posłuchaj, jeśli masz mi robić jakąś łaskę, która jest jakby twoją karą za „nic”, odpuść sobie, ok? –Nie chcę patrzeć jak mnie ignorujesz. Nie mam na to siły.

-Nie ignoruję cię.

-Daruj sobie, ok?

-Po prostu to co powiedziałaś, kompletnie zbiło mnie z tropu. Myślałem, że sobie ufamy..

-Bo tak jest Justin, a to co powiedziałam.. Mówiłam ci, że to emocje. Ile razy będę musiała cię przepraszać? –Widziałam jak myśli. Przetwarza moje słowa do jego głowy. Minęło kilka sekund, a jego dłonie znalazły się na mojej twarzy. Jego ramiona objęły moją szyję.

-Kocham cię.. –Jego głos zabrzmiał milej. Słychać było w nim szczerość. Właśnie tego najbardziej potrzebowałam.

-Teraz możemy jechać. –Lekko się uśmiechnęłam i skierowałam głowę w stronę szyby. Kilka minut później byliśmy już na miejscu.

-Do zobaczenia shawty. –To słowo dziwnie na mnie działało, ale mimo wszystko było.. „fajne”.

-Pa.. –Dostałam szybki pocałunek w usta i odeszłam. Po chwili Justin odjechał i całkowicie zniknął mi z oczu. Wbiegłam po schodach do domu.

-Już jestem! –Zawołałam.

-Już? –Przeszywając mnie wzrokiem zapytała mama.

-Tak, musiałam przygotować się na projekt z matematyki. Byłam w bibliotece. –Nie mogłam na razie przyznać się mamie, że spotykam się z Justinem. Nie byłaby zbyt zadowolona.

-Powiedzmy, że ci wierzę, ale nie o tym chciałam z tobą porozmawiać.

-O co chodzi? –Zapytałam z ciekawością.

-Siadaj. –Wskazała na kanapę w salonie.

-Mam się bać? –W mojej głowie zaczęły roić się dziwne wątpliwości.

-Dostałam awans.

-To świetnie! Gratuluję! –Uśmiechnęłam się w kierunku mamy.

-To jeszcze nie wszystko. –Zaczęła. –Przenoszą mnie do innego działu. Jest on trochę daleko i..

-Jak daleko, co masz na myśli?

-Bardzo daleko.. Niestety będziemy musieli się przeprowadzić. To miasto znajduje się ponad 300 kilometrów od Stanford.

-Jak to musimy się przeprowadzić!? Co do cholery! –Wypaliłam poirytowanym głosem.






Rox jednak sprzeciwiła się Justinowi, na szczęście się pogodzili :) Ale przeprowadzka? Dokąd? Co z Justinem..? Myślę, że następny rozdział wszystko wyjaśni. :)
Przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero dzisiaj. Niestety nie miałam dostępu do internetu i nie miałam jak go dodać. Następne będą dodawane szybciej :)
Zachęcam do komentowania, to da mnie naprawdę ważne! :)

niedziela, 5 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XXI


Justin pov.

Miliony różnych myśli napływało do mojej głowy. Jednak jedną z najprawdopodobniejszych była Jazzy. Przypomniałem sobie niezbyt wiarygodną opowieść z jej „przyjaciółką”.  Wybiegłem szybko z pokoju, chcąc spróbować jeszcze raz z nią porozmawiać.

-Jazzy! –Zawołałem.

-Nie ma jej. Wyszła przed chwilą do Kelsey. –J a k  t o  w y s z ł a?! Mój scenariusz zaczął łączyć się w jedną konkretną całość. Nie zastanawiając się dłużej wybiegłem na zewnątrz, mając nadzieję, że spotkam ją gdzieś niedaleko. Żeby tylko nie było za późno. Ciągle powtarzałem te słowa w głębi duszy. Mijałem kolejne przecznice. Nie mogła dojść tak daleko. Za następnym skrzyżowaniem ujrzałem sylwetkę nerwowo idącej osoby. Natychmiastowo do niej podbiegłem i chwyciłem za ramię.

-Justin? –Zapytała zaskoczona.

-Jaz, dobrze że nie jest za późno. –Odetchnąłem z ulgą. –Powiedz mi, że moje przypuszczenia są fałszywe.. Proszę. –Zrezygnowany próbowałem dowiedzieć się prawdy. Jazzy spojrzała na mnie przepraszająco. Byłem już prawie pewny, że mogę to przyjąć jako przyznanie się do winy.

-Justin.. Bo ja.. Ja się tak bardzo ich wystraszyłam i.. Nie wiedziałam co robię.. Przepraszam. –Poczułem ulgę. Nie miałem ochoty na nią krzyczeć. Teraz to i tak by nie pomogło. Mocno ją przytuliłem dając jej znak, że wszystko rozumiem. Ale nie to było w tym wszystkim najgorsze. Najgorsza była ta cholerna świadomość, że to wszystko moja wina. Nie mogłem pogodzić się z tym, że narażam tak wielu ludzi na niebezpieczeństwo. Najpierw Rox, teraz Jazzy, kto będzie następny?! Kto!? Siła odśrodkowa podpowiadała mi, że dłużej nie dam rady. Dłużej tego nie wytrzymam. Jednak wiedziałem, że nie mogę się poddać. Muszę skończyć to co zacząłem. Muszę ich chronić, muszę pokazać im, że mają we mnie oparcie, chociaż czasami sam go potrzebowałem.

Nagle zauważyłem jak Jazzy wyciąga z kieszeni swojej kurtki pomięte banknoty.

-Przepraszam Justin, nie wiem co przyszło mi do głowy. Powinnam była ci powiedzieć, ale oni grozili.. i..

-Cii.. –Uciszyłem ją, nie chciałem żeby dłużej żyła w stresie. I tak dużo przeze mnie przeszła. Wolnym krokiem zaczęliśmy kierować się w stronę domu. Między nami panowała cisza. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu.

-Może mi ktoś wyjaśnić co tu się dzieje? –Mama patrzyła na nas pytającym wzrokiem.

-Nic. –Odpowiedziałem. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Nie chciałem mówić jej prawdy. To martwiło by ja jeszcze bardziej. Już wystarczająco dużo miała na głowie.

-Tak.. Tym razem odpuszczam, lecz wiedźcie, że jeszcze do tego wrócimy. –Ostrzegła nas. Wymieniliśmy z Jazzy znaczące spojrzenia.

-A tutaj masz pieniądze na zakupy. –Wręczyłem jej kilka banknotów. Usłyszałem tylko dźwięk zamykających się drzwi co znaczyło, że już wyszła.

-Jazzy, wiesz że musisz mi wszystko powiedzieć..? –Zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Nie ważne. Grunt, że musiałem się wszystkiego dowiedzieć. Musiałem być świadomy na czym stoję.

-Tak.. –Niepewnie skinęła głową, jakby nie do końca była chętna na tą rozmowę.

-Więc słucham. –Wypowiedziałem te słowa trochę oschle, lecz to nie moja wina, potrzebowałem konkretów.

-Zadzwonili do mnie, powiedzieli żebym wyszła na zewnątrz, jeśli nie, wejdą do domu. Nie miałam wyjścia. Wtedy zażądali pieniędzy w zamian za moje życie.. I dalszą część już znasz. –Szlak mnie trafiał słysząc jej słowa.

-Oni chcieli ci coś zrobić!? –Dopytywałem jakbym sam nie był pewien swoich myśli. Jazzy nic nie odpowiedziała, potraktowałem to jako potwierdzenie. W jej oczach ciągle malował się wyraźny strach. Nie mogłem być spokojny nie akceptując faktu, iż to wszystko moja wina. Przez chwilę przeniosłem się w trans, w którym obwiniałem siebie za to, że żyję. Takie momenty często zdarzały się  w moim życiu, lecz to wszystko wyłącznie z mojej winy. Gdybym lepiej zaplanował swoje życie.. Nieważne.

-Pamiętaj jedno, uważaj. I nie próbuj się z nimi więcej kontaktować. Jeśli cos by się działo masz mi to powiedzieć, rozumiesz? –Chciałem uprzedzić ją, że to być może jeszcze nie koniec. Dobrze znam tych ludzi i wiem, że tak łatwo nie odpuszczają.

-Tak..

-Nie bój się, nie pozwolę żeby cokolwiek ci zrobili. –Chciałem ją uspokoić, ale jak zwykle mi nie wyszło. Nie miałem teraz do tego głowy. Poszedłem do swojego pokoju. Włączyłem telewizor, nie mogłem jednak na niczym skupić swojej uwagi.

Rox pov.

Chociaż raz możesz się zamknąć?! Zachowywałam się jak nienormalna. Wrzeszczałam na własny budzik. Jednak ten nie reagował na moje upomnienia. Tak, to budzik. Przecież cię nie rozumie. Tłumaczyłam sama sobie. Musiałam wyglądać naprawdę dziwnie. Nic na to nie poradzę, z rana często zdarzają mi się dziwne sytuacje. Niechętnie wstałam z łóżka i przeczołgałam się do szafy z ubraniami. Wybrałam odpowiednie spodnie i bluzę. Zbiegłam na dół.

-Jest tu ktoś? –Zawołałam.

-W s z y s c y  s ą  j a k  z w y k l e. –Odpowiedziałam sama sobie, literując każdy wyraz podkreślając tym samym pojęcie sarkazmu. Udałam się do łazienki. Nałożyłam na siebie lekki makijaż. Włosy związałam w niechlujny kucyk. Myślę, że jestem gotowa. Potwierdziłam do lusterka.

Byłam już w drodze do szkoły. Nie minęło więcej niż kilka minut, a byłam już na miejscu. Nie miałam cholernej ochoty tam iść, ale musiałam. Wiedziałam, że czekają na mnie niemiłe spojrzenia Elen i Sary. Do tej pory ze mną nie rozmawiają. Minęło już tyle czasu.. Wtedy przypomniałam sobie słowa Justina: „Nie zasługują na ciebie”. W pewnym sensie trochę się uspokoiłam, chociaż czułam cząstkę niepewności. Zadzwonił dzwonek. Usiadłam sama. Trudno. Jakoś to przetrwam. Te zajęcia wydawały się trwać w nieskończoność. Usłyszałam dzwonek oznajmujący koniec. KONIEC. Nareszcie. Była już piętnasta. To był jeden z najgorszych dni w tygodniu. Cała chmara gówniarzy wybiegła na zewnątrz. Wyglądałam na skończoną idiotkę, szłam na końcu całego szeregu –s a m a. Chyba już nic nie mogło poprawić mi humoru. A jednak. Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam Justina czekającego na mnie przed szkołą. Od razu do mnie podbiegł i mocno przytulił.

-Cześć księżniczko. –Pocałował mnie w policzek.

-Cześć. –Poczułam na swojej osobie czyjeś spojrzenia. Obróciłam się za siebie. Tak, mogłam się spodziewać. Elen i Sara patrzyły na mnie poprzez jad w oczach. Ale nie było to tylko zwykle spojrzenie, malowało się przez nie uczucie zazdrości. Pop raz pierwszy od kilku tygodni poczułam się zwycięsko.

-Zabieram cię na obiad. –Oznajmił.

-Świetnie! Od rana nie miałam nic w ustach. –Po tych słowach Justin nagle zbliżył swoje usta do moich. Od razu dopomniał się o dostęp swojego języka. Nie mogłam się sprzeciwić, wiedziałam że tego potrzebuję, lecz Justin zaraz przerwał.

-Już miałaś. –Zaśmiał się bezczelnie, a ja jak zwykle zrobiłam się czerwona.

-Lepiej już chodźmy. –Chciałam jak najszybciej wsiąść do samochodu, żeby nie ukrywać swojej twarzy z nadmiernymi rumieńcami. –A tak w ogóle dokąd jedziemy?

-Jak to? Ugotowałem dla ciebie obiad. –Powiedział pewny siebie.

-Ty? –Zaśmiałam się. –To może lepiej zamówmy pizzę.

-Nie wierzysz we mnie? –Jego brwi złączyły się w prostą linię.

-Nie, skąd. Oczywiście, że wierzę. –Ponownie się zaśmiałam. Po kilku minutach byliśmy już w domu Justina. –Jesteś sam? –Zapytałam, a Justin od razu zauważył w tym jakieś podteksty i ukazał swój idealny uśmiech. –Justin!

-Tak, jestem sam. –Jego bezczelny uśmiech nie znikał z twarzy. –Ale to za chwilę, najpierw spaghetti. Siadaj. –Wskazał miejsce przy stole. Podał jedzenie i usiadł razem ze mną. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się po nim, że potrafi coś ugotować.

-To jest pyszne Justin! –Przyznałam.

-Za chwilę spróbujesz czegoś jeszcze lepszego. –Całe popołudnie po jego głowie chodziły dziwne myśli. Zjedliśmy posiłek. Poszliśmy do pokoju Justina. Usiedliśmy na łóżku.

-Potrzebuję cię. Potrzebuje cię  t e r a z. –Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ jego usta znalazły się już na moich. Nie narzekam. Nie kontrolując samych siebie położyliśmy się na kanapie. Nie mogłam powstrzymać swoich emocji. Z moich ust wydobyło się kilka jęków.

-Jesteś gotowa księżniczko?

-Zaczekaj..
No to zaczyna się coś dziać XD Jak myślicie co powie Rox? Co będzie działo się z Jazzy?
Myślę, że wszystko wyjaśni następny rozdział :)

Kolejny rozdział pojawi się we wtorek ;)