Roxana pov.
Moje myśli malowały
najgorsze scenariusze. Ten strzał.. Nie wiedziałam co robić. Gdybym wiedziała,
gdzie jest.. Niestety. Nie mogłam spokojnie siedzieć na miejscu. Bezsensownie
przemieszczałam się z jednego rogu pokoju do drugiego. Kilkakrotnie wybierałam
numer Justina bez skutku. Zero odpowiedzi. W nerwach czas zaczął płynąć coraz
szybciej. Nawet nie zauważyłam kiedy zegarek wskazał osiemnastą. Prawie cały
dzień przesiedziałam zamknięta w czterech ścianach. Nie myślałam o głodzie,
obowiązkach. W mojej głowie był tylko.. Justin.. Czując totalną bezradność
zbiegłam na dół. Tata wrócił już z delegacji. Siedzieli razem z mamą na
kanapie. Najwyraźniej właśnie rozmawiali na mój temat, ponieważ w momencie
mojego pojawienia tata zniżył swój ton głosu.
-Proszę,
musicie mi pomóc. –Nie myślałam o wcześniejszej sytuacji z mamą, teraz nie
miałam innego wyboru.
-O co
chodzi? –Nonszalancko zapytała mama. Najwyraźniej nadal czuła do mnie jakiś
żal.
-Możesz mnie
gdzieś odwieść? To ważne..
-O tej
porze? Wracaj do pokoju, mamy z tobą wystarczająco dużo problemów. –Mama starała
się mnie zbyć na każdy możliwy sposób.
-Ja cię
odwiozę. –Zaskoczyłam się reakcją taty. Mama spojrzała na niego karcącym
wzrokiem, lecz na szczęście jej nie uległ.
-Dziękuję. –Uśmiechnęłam
się do niego życzliwie. Nie czekając ani chwili dłużej założyłam na siebie
kurtkę i buty. Tata zrobił to samo i już po kilku minutach siedzieliśmy w
samochodzie.
-A teraz..
Musisz mi powiedzieć dokąd jedziemy? –Tego momentu właśnie się obawiałam. Po
raz pierwszy od dłuższego czasu musiałam powiedzieć prawdę. Do tej pory przed
rodzicami usprawiedliwiałam się banalnymi wymówkami.
-Stanford
Ave. –Zdecydowałam się podać ulicę, na której mieszka Justina. W pewnym sensie
nie miałam innego wyboru. Na szczęście tata nie zadawał więcej pytań. Odpalił
samochód i ruszyliśmy w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Na mieście były korki,
co wprawiało mnie w jeszcze większy stres, a tata miał kolejny powód, aby zadać
niepotrzebne pytanie.
-A mogę zapytać
w jakim celu tam jedziemy?
-Naprawdę
chcesz wiedzieć..? –Niepewnie zapytałam, chociaż znałam już odpowiedź. –Do..
Justina. –Tata spojrzał na mnie zdziwiony, starając się z zaskoczenia nie stracić
panowania nad kierownicą.
-Yy.. A kto
to Justin? –Zapytał z jeszcze większym zaciekawieniem. Sądząc po jego wyrazie
twarzy powoli zaczął kojarzyć fakty.
-Znajomy. –Oschle
odpowiedziałam. Chciałam uwolnić się od fali natrętnych pytań, chociaż zdawałam
sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec.
-Znajomy.. I
dla znajomego rzucasz wszystko i późnym
wieczorem chcesz do niego jechać? Rozumiem.. A raczej nie do końca.
-Proszę..
Mogłabym ci to wytłumaczyć innym razem? Na razie nie mam do tego głowy.
-Wiesz, że
to cię nie ominie. Wiedziałem, że to musi być coś ważnego, sądząc po twoim
zachowaniu. I pamiętaj, że zgodziłem ci się pomóc tylko dlatego. Jesteś świadoma, że czeka nas jeszcze słowo na
tydzień od mamy.
-Justin to
mój chłopak. Jesteś teraz zadowolony?! –Mój głos wydawał się na tyle oburzony,
że tata zwolnił pojazd. Nie wiedział jak się zachować. Niestety sam się o to
prosił. Chciałam im powiedzieć, a że niestety wyszło to w takich
okolicznościach.. –A teraz możesz jechać? –Nic nie odpowiedział. Patrzył jak
wryty przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Wjechaliśmy już na daną ulicę.
-Tamten dom.
–Wskazałam nie patrząc na jego twarz. Bałam się jego spojrzenia. Samochód
zatrzymał się. Nie zastanawiając się wybiegłam na zewnątrz i biegłam schodami w
stronę mieszkania Justina. Będąc na jego klatce schodowej zaczęłam z całej siły
walić w drzwi. Nie kontrolowałam swoich ruchów. Nie przestając pukać czekałam
na jakąkolwiek reakcję.
-Roxana,
tak? Dzień dobry. –Drobna postać Pattie ukazała się w drzwiach.
-Tak, dzień
dobry. Jest może Justin? Mój głos lekko załamał się wypowiadając jego imię.
-Nie. Nie ma
go. A czy.. Stało się coś?
-Tak. Znaczy
nie. Nie wiem. Nie wie pani gdzie mogę go znaleźć? –Próbowałam natknąć się na
jakikolwiek trop. Na razie nic nie wskazywało na cokolwiek dobrego.
-Nie było go
cały dzień w domu.. Roxana, możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Przez ostatni
czas wydaje mi się, że wiesz więcej na temat mojego syna. –W jej głosie
słyszalna była życzliwość. Nie chciała być niemiła, lecz każda z nas
zasmakowała nerwów.
-Nie wiem co
się dzieje. Po prostu zadzwoniłam do niego kilka godzin temu, nie mógł
rozmawiać. Wtedy.. Usłyszałam jakby strzał i.. –Twarz Pattie pobladła. –Nie jestem
pewna co to było, ale wolałabym to sprawdzić, ale skoro go nie ma.. –Próbowałam
w jakiś sposób uspokoić Pattie, ale chyba nie szło mi zbyt dobrze. Naszą
rozmowę musiała usłyszeć Jazzy, wybiegła na korytarz, gdzie właśnie
rozmawiałyśmy.
-Cześć
Jazzy. –Przywitałam się.
-Cześć. –Odpowiedziała
niepewnie. Chyba nie była jeszcze do mnie całkowicie przekonana. Nie dziwię się
jej. Widziała mnie zaledwie kilka razy. Może raz udało nam się nawiązać
rozmowę, to wszystko.
-Jazzy, może
ty wiesz gdzie może być Justin, może się z tobą kontaktował? –Zapytałam.
-Ze mną?
Dlaczego? Stało się coś? –W jej głosie usłyszałam strach. –Justinowi coś się
stało? –Zaczęła dalej wypytywać.
-Nie,
spokojnie. Po prostu pytamy czy nie wiesz gdzie może być..
-Nie wiem..
Chociaż, być może jest u Rayana, często u niego przebywał, do czasu kiedy cię
nie poznał. –Nie wiem czy to było złośliwe, ale dziwnie się poczułam. Jakbym
była winna rozpadowi przyjaźni Justina.. Na razie jednak nie zwracałam na to
uwagi. Myślałam tylko o jednym.
-Wiesz gdzie
mieszka Rayan? –Zapytałam.
-Wiem.
-Mogłabyś ze
mną pojechać?
-Tak. –Nie czułam przekonania w jej głosie. Pattie wyraziła
zgodę, więc Jazzy wyszła razem ze mną na zewnątrz.
-Nie lubisz
mnie? –Zapytałam. Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłam.
-Nie,
dlaczego? –Schodząc powoli po schodach Jazzy spojrzała w moją stronę. –Wręcz przeciwnie,
cieszę się, że Justin znalazł sobie odpowiednia dziewczynę. Tylko.. Wcześniej
spędzał z nami więcej czasu.. I nie zrozum mnie źle.. Widzę, że masz dobry wpływ
na Justina, to naprawdę pomaga i razem z
mamą jesteśmy ci za to wdzięczne. –Uśmiechnęłam się do niej, czując pewnego
rodzaju ulgę, wiedząc że nie jestem nie mile widzianym gościem w ich domu.
-Kto to? –Wskazała
na mojego tatę.
-Mój tata.
-Wie o was?
-W pewnym
sensie..
-Tato to
jest Jazzy, siostra Justina. –Zajęła miejsce z tyłu samochodu.
-Dzień
dobry. –Czuła się chyba trochę niezręcznie, zresztą chyba podobnie jak ja.
-Tam. –Wskazała
palcem drogę. Tata kierował się za jej wskazówkami. Całą drogę milczeliśmy, słysząc tylko pojedyncze wskazówki
Jazzy co do drogi. Kilka minut potem znaleźliśmy się w wyznaczonym miejscu. Kiedy Jazzy wskazała na
dom Rayana, moje oczy doznały szoku.
Naokoło
znajdowały się policyjne radiowozy, wśród nich karetka. Czułam jak moja twarz
blednie. Spoglądałam to na nią to na tatę.
-Rox, co się
dzieje? Co to ma znaczyć? –Usłyszałam głos taty. Spojrzałam tylko na niego, nie
udzielając mu odpowiedzi, ponieważ sama jej nie znałam. Pod wpływem impulsu
zaczęłam biegnąć w kierunku całego zajścia. Miałam tylko nadzieję zobaczyć Justina.
I zobaczyłam..
-Justin! –Zaczęłam
krzyczeć. Spojrzał na mnie zaskoczony, podczas gdy jego ręka była opatrywana
przez sanitariuszy.
-Rox? Co ty
tu robisz..
-Justin! –Nie
zwracając uwagi na jego pytanie, bezsensownie krzyczałam jego imię. –Co się
stało?! –Nie zauważyłam kiedy za mną przybiegła Jazzy.
-Jazzy!? –Justin
spojrzał w jej kierunku.
-Justin
obiecywałeś.. –Wyszeptała Jazmyn. Jej oczy zaszkliły się łzami. Widziałam jak
szczęka Justina rytmicznie się porusza wraz z tempem oddechu. Trzymając się za
ręce obydwie wpatrywałyśmy się w Justina. Moją uwagę nagle przykuła kolejna
sytuacja. Inni sanitariusze wnosili do karetki ciało człowieka owinięte w
czarną folię. Będąc w totalnym szoku przełknęłam
ślinę i jeszcze raz spojrzałam na Justina.
-Możesz mi
powiedzieć co tutaj się wydarzyło? –Nic nie odpowiedział. Chyba zawiedziony sam
na sobie bezradnie wpatrywał się w podłoże. Nie wiedziałam co zrobić. Odrywając
się od rzeczywistości totalnie zapomniałam o tacie, który jak zauważyłam
zmierzał w naszym kierunku.
-Rox, co się
dzieje? Co to za chora sytuacja? Możesz mi wytłumaczyć? -Justin spojrzał na nas z takim zdziwieniem,
jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam na jego twarzy.
-To jest
Justin.. tato. –Justin pokręcił głową, próbując dać mi ochrzan za to co właśnie
zrobiłam. Tata chwycił mnie za ramię, odchodząc ze mną na bok.
-Rox, co tu
się do cholery dzieje? Trupy, policja.. Dziewczyno w co ty się wpakowałaś?!
-Nie wiem,
nie wiem co się tutaj stało. Muszę porozmawiać z Justinem.
-Nie ma mowy.
Wracamy do domu. –Stanowczo oznajmił. Wiedziałam, że nie zostawię Justina
samego. Kątem oka spoglądałam na zrozpaczoną Jazzy, która chyba do końca nie
była świadoma tego, co się stało. W sumie ja sama nie byłam.. Siłą wyrwałam się
z uścisku taty i pobiegłam w kierunku Justina.
-Justin,
proszę. Powiedz mi tylko, że nie masz z tym nic wspólnego, że znalazłeś się
tutaj przypadkiem, że nie zabiłeś żadnego człowieka.. –Z jednej strony ufałam
Justinowi i wiedziałam, że nie mógł zrobić czegoś takiego, a z drugiej mimo
wszystko w mojej głowie czaiły się pewne wątpliwości. Nie uzyskałam odpowiedzi.
Słyszałam tylko nachalne wołanie taty.
-Jazzy,
chodź. Odwieziemy cię do domu. –Nie mogłam tam dłużej zostać. Byłam rozrywana.
Z jednej strony ranił mnie wzrok Justina, z drugiej tata..
-Co to w
ogóle za chłopak!? Rox, matka miała rację, że ostatnio dziwnie się
zachowujesz. I wiesz co, próbowałem
wynegocjować z nią tą przeprowadzkę, ale teraz tylko upewniłem się, że to
najlepsze rozwiązanie! Masz zakaz kontaktowania się z tym chłopakiem. Jest
kryminalistą, ciesz się, że ty nie jesteś w to zamieszana. –Po dotarciu tych
słów do mojej głowy, nie kontrolując swoich gestów z moich oczu wypłynęły łzy.
-Myślałem,
że jesteś rozsądniejsza! Nie próbuj grać ze mną na litość. Wracamy. –Zza lekkiej
mgły przed oczami ujrzałam tylko smutne spojrzenie Jazzy..
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Jeśli macie jakiekolwiek spostrzeżenia, piszcie w komentarzach. Rozdział jest trochę dłuższy :)
Może teraz 10 kom. i następny? :)
I następne opowiadanie: http://lifeofmyfiction.blogspot.com/