PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM, WAŻNE! :)
Roxana pov.
Wrócę jutro. Nie martw się.
Wysłałam
wiadomość do mamy. Nie chciałam odchodzić od Justina. Czułam się tak
niesamowicie, szczególnie z tego powodu, który wydarzył się przed chwilą. Takie
niesamowite, że masz kogoś, kto naprawdę cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko.
Leżeliśmy obok siebie. Nasze ciała obejmowały się nawzajem. Nie wiedziałam
nawet kiedy zasnęłam..
Justin pov.
Po raz
pierwszy poczułem się tak podczas seksu. Zazwyczaj tym chroniłem się od stresu.
Dzisiaj było inaczej. Nikogo wcześniej nie traktowałem tak jak Rox. Zasnęła. Delikatnie wstałem, aby jej nie
obudzić. Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do łóżka.
**
-Księżniczko..
wstajemy. –Lekko pocałowałem jej policzek. Niepewnie ruszyła oczyma. Spoglądając
na mnie ukazała swój idealny uśmiech.
-Dziękuje
Justin..
-Za co?
-Za kolejny
dzień, spędzony z tobą. –Jej słowa wiele dla mnie znaczyły. Zawsze głęboko
chowałem je w swoim sercu. Nie mogłem powstrzymać od kolejnego pocałunku.
Wyglądała tak niewinnie. Z chęcią go odwzajemniła.
-Proszę. –Podałem
jej tacę ze śniadaniem.
-Mm tosty. –Położyła
posiłek na kolanach. Delikatnie osunęła się na łóżku chcąc wstać.
-Aa.. Kurwa.
–Jej jęk doszedł do moich uszu.
-Co jest?
-Nic, nie
ważne..
-Boli?
-Trochę. –Odpowiedziała
oschle. To był jej pierwszy raz, chyba normalne. Z trudem usiadła. Po kilku minutach jedzenie
zniknęło.
-Musiałaś
się zmęczyć, skoro byłaś taka głodna. –Wydałem z siebie dogryźliwy śmiech.
-Justin! –Zrobiła
się czerwona. To u niej normalne w takich sytuacjach. Zazwyczaj próbowała
chować twarz w dłoniach, lecz dzisiaj próbowała grać odważną i dumnie patrzyła
prosto w moje oczy.
-Dobra, żartowałem.
Była prawie
dziesiąta. Zaczekałem aż Rox weźmie prysznic. Po kilku minutach siedzieliśmy
już w samochodzie. Niechętnie chciałem wracać do domu. To był naprawdę piękny
czas, co było wiadome, że nie mógł trwać wiecznie. Byliśmy prawie na miejscu. Zatrzymałem się pod mieszkaniem Rox.
-Jeszcze raz
dziękuję, Justin.. –Zawiesiła się na moich ramionach i złożyła delikatny
pocałunek.
-Ja również.
–Próbowałem imitować ukłon, lecz nie do końca mi wyszło. Rox opuściła mój
samochód. Widząc jej kaczy chód, na mojej twarzy ukazał się śmiech. Wyglądała
zabawnie, chociaż wiedziałem, że cierpi. Tłumaczyłem sobie, że ból minie, a
kiedyś ponownie to powtórzymy. Nagle przypomniałem sobie o przeprowadzce..
Kurwa, muszę coś zrobić. Tak.. definitywny koniec? Nie. To nie w moim stylu.
Jeśli coś zaczynam, kończę to. W mojej głowie zaczął roić się heroiczny plan,
którego na razie nie mogłem wykonać, mógłbym zaszkodzić Rox..
Stary, możesz przyjechać ?
Wiadomość od Rayana pojawiła się na ekranie mojego
telefonu.
Teraz? Po cholerę?
Nie czekałem
długo na odpowiedź.
Kurwa teraz.
Okej, nic
nie mówię. Mam tylko nadzieję, ze to coś ważnego. Nie mam teraz ochoty na
jakieś zabawy. Nie marnując kolejnej minuty nacisnąłem pedał gazu. Nie minęło
więcej niż dziesięć minut, a byłem już na miejscu. Nie czekając ani chwili
zapukałem do drzwi domu Rayana. Najwidoczniej wyczekiwał na mnie zaraz na
progu, ponieważ nie czekałem na otwarcie, ani sekundy.
-Co jest? –W
jego oczach malowało się przerażenie.
-Ten
skurwysyn od rana wisi nad moim domem.
-Kto?
Przecież nigdzie nikogo nie ma.
-Możesz
spojrzeć.. tam? –Wskazał mi plac obok jego domu. Kurwa, Luke. Myślałem, że już dawno
załatwiliśmy tego frajera. Najwyraźniej ma ochotę na zabawę. No cóż.. Skoro
chce..
-Na co ty
jeszcze czekasz? Idziemy. –Rayan patrzył na mnie z wytrzeszczonymi oczami.
-Stary, nie
wiem czy to dobry pomysł. Nie mam na myśli siebie, ale nie mieszkam tu sam.
Wiesz o tym. Jeśli coś się stanie mamie, albo Katy..
-Jeśli tego
teraz nie załatwimy, to na pewno się stanie. –Starałem się być stanowczy, ale
najwyraźniej nie do końca go przekonałem.
-Podaj mi
to. Wskazałem na stolik znajdujący się na korytarzu.
-Co?
-W i d
e l e c. –Przeliterowałem sarkastycznie.
–Broń idioto. –Rayan zachowywał się jakby był po co najmniej kilku dawkach. Po
dotarciu mojego polecenia do jego nieoszołomionego mózgu podał mi pistolet,
który następnie włożyłem pod kurtkę.
-Idziesz? –Zapytałem
ponownie. Skinął głową. Pewnie otwarłem drzwi i kierowałem się w stronę tego
niedorobieńca.
-Czekam na
ciebie od rana. –Te słowa jadowicie wychodząc z ust Luka przeszyły Rayana.
-I ty
Bieber? Jak miło.
-Mi również.
–Ironicznie odpowiedziałem.
-Dlaczego do
kurwy nędzy od rana stoisz pod moim domem?! –Rayan nabrał odwagi i zbliżył się
do Luka, podnosząc go za kołnierz kurtki.
-Spokojnie
dzieciaku. –Wydał z siebie swój okropny śmiech.
-Spokojnie
zaraz będziesz błagał o życie skurwielu. –Postanowiłem dodać od siebie kilka
słów na poprawę atmosfery.
-Bieber, z
tobą mam zamiar skończyć innym razem, ale skoro prosicie się wraz? Nie ma problemu.
–Nie mogłem dłużej wytrzymać jego idiotycznej gadaniny. Nie zastanawiając się
podszedłem do niego zadając mu stanowczy cios w twarz.
-Widzę, że
znów zaczynasz Bieber.
-Ja? Jakże
bym śmiał. –Zaśmiałem się sarkastycznie i ponownie go uderzyłem, wzbogacając go
o upadek na ziemię. W jego oczach zaczęła malować się wściekłość. To ten typ
człowieka, który nie pozwala siebie poniżać, a jeśli już się to zrobi próbuje
się odegrać. Nie tym razem.
Roxana pov.
Niezdarnie
wchodziłam schodami do mieszkania. Czułam dalej pewien dyskomfort.
-Już jestem.
-Nareszcie,
gdzie byłaś całą noc? –Naprzeciw mnie wybiegła mama.
-U Elen,
musiałam z kimś pogadać. –Oczywiście skłamałam.
-Nie byłaś u
Elen. Rozmawiałam z jej mamą. –Kurwa. I
C O T E R A Z. Poczułam, że nogi
uginają się pod moim ciężarem.
-Po prostu
chciałam pobyć sama i..
-Gdzie
byłaś? –Stanowczo powtórzyła mama. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie chciałam
mówić jej o Justinie. Nie zastanawiając się co dalej wybiegłam schodami na górę
prosto do swojego pokoju.
-Rox! Wracaj
tutaj! –Słyszałam głos mamy. Tym razem nie chciałam jej ulegać. Rzuciłam się na
łóżku wyczekując, aż zacznie pukać do drzwi mojego pokoju, chcąc wyciągnąć ze
mnie jakiekolwiek informacje. Na moje zdziwienie tego nie zrobiła. Może
zrozumiała moją sytuację? Nie wiem. Wiem
jedno, naprawdę potrzebowałam pobyć sama. Na razie nie miałam pomysłu jak
wytłumaczę się mamie, ale w tej chwili to był najmniejszy problem. Myślałam o
tej całej przeprowadzce, jak to będzie wyglądało. Czy to naprawdę się wydarzy?
Chwyciłam do
ręki swój telefon, chcąc zadzwonić do Justina. Wybrałam jego numer i czekałam
na połączenie. Nic. Nie odbiera. Spróbowałam jeszcze raz. Cisza. Co jest?
Załamana, że i on z jakiegoś powodu ma do mnie pretensje ostatni raz wybrałam
jego numer.
-Halo?
-Rox, nie
teraz. –W telefonie słyszałam dziwne szumy, czyjąś kłótnię, krzyki..
-Justin, co
się dzieje?
-Zadzwonię
potem. – Nagle rozległ się głośny dźwięk, jakby strzał z pistoletu.
-Justin!
Justin, co się dzieje?! –bezsensownie zaczęłam krzyczeć do telefonu, kiedy
nasza rozmowa już dawno została przerwana.
Dziękuję za komentarze z poprzedniego rozdziału i proszę o następne! :)
Piszcie co sądzicie o nowym rozdziale? Czy coś stało się z Justinem?
Tutaj mój nowy blog, jeśli się spodoba komentujcie, a być może będę go kontynuować :) http://lifeofmyfiction.blogspot.com/
Super ;3
OdpowiedzUsuńSweet
OdpowiedzUsuńKiedy nn odpisz ważne
OdpowiedzUsuńpostaram się dodać dzisiaj :)
Usuń