czwartek, 23 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XXIV


PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM, WAŻNE! :)
Roxana pov.

Wrócę jutro. Nie martw się.

Wysłałam wiadomość do mamy. Nie chciałam odchodzić od Justina. Czułam się tak niesamowicie, szczególnie z tego powodu, który wydarzył się przed chwilą. Takie niesamowite, że masz kogoś, kto naprawdę cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko. Leżeliśmy obok siebie. Nasze ciała obejmowały się nawzajem. Nie wiedziałam nawet kiedy zasnęłam..

Justin pov.

Po raz pierwszy poczułem się tak podczas seksu. Zazwyczaj tym chroniłem się od stresu. Dzisiaj było inaczej. Nikogo wcześniej nie traktowałem tak jak Rox.  Zasnęła. Delikatnie wstałem, aby jej nie obudzić. Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do łóżka.

**

-Księżniczko.. wstajemy. –Lekko pocałowałem jej policzek. Niepewnie ruszyła oczyma. Spoglądając na mnie ukazała swój idealny uśmiech.

-Dziękuje Justin..

-Za co?

-Za kolejny dzień, spędzony z tobą. –Jej słowa wiele dla mnie znaczyły. Zawsze głęboko chowałem je w swoim sercu. Nie mogłem powstrzymać od kolejnego pocałunku. Wyglądała tak niewinnie. Z chęcią go odwzajemniła.

-Proszę. –Podałem jej tacę ze śniadaniem.

-Mm tosty. –Położyła posiłek na kolanach. Delikatnie osunęła się na łóżku chcąc wstać.

-Aa.. Kurwa. –Jej jęk doszedł do moich uszu.

-Co jest?

-Nic, nie ważne..

-Boli?

-Trochę. –Odpowiedziała oschle. To był jej pierwszy raz, chyba normalne.  Z trudem usiadła. Po kilku minutach jedzenie zniknęło.

-Musiałaś się zmęczyć, skoro byłaś taka głodna. –Wydałem z siebie dogryźliwy śmiech.

-Justin! –Zrobiła się czerwona. To u niej normalne w takich sytuacjach. Zazwyczaj próbowała chować twarz w dłoniach, lecz dzisiaj próbowała grać odważną i dumnie patrzyła prosto w moje oczy.

-Dobra, żartowałem.

Była prawie dziesiąta. Zaczekałem aż Rox weźmie prysznic. Po kilku minutach siedzieliśmy już w samochodzie. Niechętnie chciałem wracać do domu. To był naprawdę piękny czas, co było wiadome, że nie mógł trwać wiecznie. Byliśmy prawie na miejscu.  Zatrzymałem się pod mieszkaniem Rox.

-Jeszcze raz dziękuję, Justin.. –Zawiesiła się na moich ramionach i złożyła delikatny pocałunek.

-Ja również. –Próbowałem imitować ukłon, lecz nie do końca mi wyszło. Rox opuściła mój samochód. Widząc jej kaczy chód, na mojej twarzy ukazał się śmiech. Wyglądała zabawnie, chociaż wiedziałem, że cierpi. Tłumaczyłem sobie, że ból minie, a kiedyś ponownie to powtórzymy. Nagle przypomniałem sobie o przeprowadzce.. Kurwa, muszę coś zrobić. Tak.. definitywny koniec? Nie. To nie w moim stylu. Jeśli coś zaczynam, kończę to. W mojej głowie zaczął roić się heroiczny plan, którego na razie nie mogłem wykonać, mógłbym zaszkodzić Rox..

Stary, możesz przyjechać ?

Wiadomość od Rayana pojawiła się na ekranie mojego telefonu.

Teraz? Po cholerę?

Nie czekałem długo na odpowiedź.

Kurwa teraz.

Okej, nic nie mówię. Mam tylko nadzieję, ze to coś ważnego. Nie mam teraz ochoty na jakieś zabawy. Nie marnując kolejnej minuty nacisnąłem pedał gazu. Nie minęło więcej niż dziesięć minut, a byłem już na miejscu. Nie czekając ani chwili zapukałem do drzwi domu Rayana. Najwidoczniej wyczekiwał na mnie zaraz na progu, ponieważ nie czekałem na otwarcie, ani sekundy.

-Co jest? –W jego oczach malowało się przerażenie.

-Ten skurwysyn od rana wisi nad moim domem.

-Kto? Przecież  nigdzie nikogo nie ma.

-Możesz spojrzeć.. tam? –Wskazał mi plac obok jego domu. Kurwa, Luke. Myślałem, że już dawno załatwiliśmy tego frajera. Najwyraźniej ma ochotę na zabawę. No cóż.. Skoro chce..

-Na co ty jeszcze czekasz? Idziemy. –Rayan patrzył na mnie z wytrzeszczonymi oczami.

-Stary, nie wiem czy to dobry pomysł. Nie mam na myśli siebie, ale nie mieszkam tu sam. Wiesz o tym. Jeśli coś się stanie mamie, albo Katy..

-Jeśli tego teraz nie załatwimy, to na pewno się stanie. –Starałem się być stanowczy, ale najwyraźniej nie do końca go przekonałem.

-Podaj mi to. Wskazałem na stolik znajdujący się na korytarzu.

-Co?

-W i d e  l e c. –Przeliterowałem sarkastycznie. –Broń idioto. –Rayan zachowywał się jakby był po co najmniej kilku dawkach. Po dotarciu mojego polecenia do jego nieoszołomionego mózgu podał mi pistolet, który następnie  włożyłem pod kurtkę.

-Idziesz? –Zapytałem ponownie. Skinął głową. Pewnie otwarłem drzwi i kierowałem się w stronę tego niedorobieńca.

-Czekam na ciebie od rana. –Te słowa jadowicie wychodząc z ust Luka przeszyły Rayana.

-I ty Bieber? Jak miło.

-Mi również. –Ironicznie odpowiedziałem.

-Dlaczego do kurwy nędzy od rana stoisz pod moim domem?! –Rayan nabrał odwagi i zbliżył się do Luka, podnosząc go za kołnierz kurtki.

-Spokojnie dzieciaku. –Wydał z siebie swój okropny śmiech.

-Spokojnie zaraz będziesz błagał o życie skurwielu. –Postanowiłem dodać od siebie kilka słów na poprawę atmosfery.

-Bieber, z tobą mam zamiar skończyć innym razem, ale skoro prosicie się wraz? Nie ma problemu. –Nie mogłem dłużej wytrzymać jego idiotycznej gadaniny. Nie zastanawiając się podszedłem do niego zadając mu stanowczy cios w twarz.

-Widzę, że znów zaczynasz Bieber.

-Ja? Jakże bym śmiał. –Zaśmiałem się sarkastycznie i ponownie go uderzyłem, wzbogacając go o upadek na ziemię. W jego oczach zaczęła malować się wściekłość. To ten typ człowieka, który nie pozwala siebie poniżać, a jeśli już się to zrobi próbuje się odegrać. Nie tym razem.

Roxana pov.

Niezdarnie wchodziłam schodami do mieszkania. Czułam dalej pewien dyskomfort.

-Już jestem.

-Nareszcie, gdzie byłaś całą noc? –Naprzeciw mnie wybiegła mama.

-U Elen, musiałam z kimś pogadać. –Oczywiście skłamałam.

-Nie byłaś u Elen. Rozmawiałam z jej mamą. –Kurwa. I  C O  T E R A Z. Poczułam, że nogi uginają się pod moim ciężarem.

-Po prostu chciałam pobyć sama i..

-Gdzie byłaś? –Stanowczo powtórzyła mama. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie chciałam mówić jej o Justinie. Nie zastanawiając się co dalej wybiegłam schodami na górę prosto do swojego pokoju.

-Rox! Wracaj tutaj! –Słyszałam głos mamy. Tym razem nie chciałam jej ulegać. Rzuciłam się na łóżku wyczekując, aż zacznie pukać do drzwi mojego pokoju, chcąc wyciągnąć ze mnie jakiekolwiek informacje. Na moje zdziwienie tego nie zrobiła. Może zrozumiała moją sytuację? Nie wiem.  Wiem jedno, naprawdę potrzebowałam pobyć sama. Na razie nie miałam pomysłu jak wytłumaczę się mamie, ale w tej chwili to był najmniejszy problem. Myślałam o tej całej przeprowadzce, jak to będzie wyglądało. Czy to naprawdę się wydarzy?

Chwyciłam do ręki swój telefon, chcąc zadzwonić do Justina. Wybrałam jego numer i czekałam na połączenie. Nic. Nie odbiera. Spróbowałam jeszcze raz. Cisza. Co jest? Załamana, że i on z jakiegoś powodu ma do mnie pretensje ostatni raz wybrałam jego numer.

-Halo?

-Rox, nie teraz. –W telefonie słyszałam dziwne szumy, czyjąś kłótnię, krzyki..

-Justin, co się dzieje?

-Zadzwonię potem. – Nagle rozległ się głośny dźwięk, jakby strzał z pistoletu.

-Justin! Justin, co się dzieje?! –bezsensownie zaczęłam krzyczeć do telefonu, kiedy nasza rozmowa już dawno została przerwana.

Dziękuję za komentarze z poprzedniego rozdziału i proszę o następne! :)
Piszcie co sądzicie o nowym rozdziale? Czy coś stało się z Justinem?
Tutaj mój nowy blog, jeśli się spodoba komentujcie, a być może będę go kontynuować :) http://lifeofmyfiction.blogspot.com/

4 komentarze: