wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział XXV


Roxana pov.

Moje myśli malowały najgorsze scenariusze. Ten strzał.. Nie wiedziałam co robić. Gdybym wiedziała, gdzie jest.. Niestety. Nie mogłam spokojnie siedzieć na miejscu. Bezsensownie przemieszczałam się z jednego rogu pokoju do drugiego. Kilkakrotnie wybierałam numer Justina bez skutku. Zero odpowiedzi. W nerwach czas zaczął płynąć coraz szybciej. Nawet nie zauważyłam kiedy zegarek wskazał osiemnastą. Prawie cały dzień przesiedziałam zamknięta w czterech ścianach. Nie myślałam o głodzie, obowiązkach. W mojej głowie był tylko.. Justin.. Czując totalną bezradność zbiegłam na dół. Tata wrócił już z delegacji. Siedzieli razem z mamą na kanapie. Najwyraźniej właśnie rozmawiali na mój temat, ponieważ w momencie mojego pojawienia tata zniżył swój ton głosu.

-Proszę, musicie mi pomóc. –Nie myślałam o wcześniejszej sytuacji z mamą, teraz nie miałam innego wyboru.

-O co chodzi? –Nonszalancko zapytała mama. Najwyraźniej nadal czuła do mnie jakiś żal.

-Możesz mnie gdzieś odwieść? To ważne..

-O tej porze? Wracaj do pokoju, mamy z tobą wystarczająco dużo problemów. –Mama starała się mnie zbyć na każdy możliwy sposób.

-Ja cię odwiozę. –Zaskoczyłam się reakcją taty. Mama spojrzała na niego karcącym wzrokiem, lecz na szczęście jej nie uległ.

-Dziękuję. –Uśmiechnęłam się do niego życzliwie. Nie czekając ani chwili dłużej założyłam na siebie kurtkę i buty. Tata zrobił to samo i już po kilku minutach siedzieliśmy w samochodzie.

-A teraz.. Musisz mi powiedzieć dokąd jedziemy? –Tego momentu właśnie się obawiałam. Po raz pierwszy od dłuższego czasu musiałam powiedzieć prawdę. Do tej pory przed rodzicami usprawiedliwiałam się banalnymi wymówkami.

-Stanford Ave. –Zdecydowałam się podać ulicę, na której mieszka Justina. W pewnym sensie nie miałam innego wyboru. Na szczęście tata nie zadawał więcej pytań. Odpalił samochód i ruszyliśmy w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Na mieście były korki, co wprawiało mnie w jeszcze większy stres, a tata miał kolejny powód, aby zadać niepotrzebne pytanie.

-A mogę zapytać w jakim celu tam jedziemy?

-Naprawdę chcesz wiedzieć..? –Niepewnie zapytałam, chociaż znałam już odpowiedź. –Do.. Justina. –Tata spojrzał na mnie zdziwiony, starając się z zaskoczenia nie stracić panowania nad kierownicą.

-Yy.. A kto to Justin? –Zapytał z jeszcze większym zaciekawieniem. Sądząc po jego wyrazie twarzy powoli zaczął kojarzyć fakty.

-Znajomy. –Oschle odpowiedziałam. Chciałam uwolnić się od fali natrętnych pytań, chociaż zdawałam sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec.

-Znajomy.. I dla znajomego rzucasz  wszystko i późnym wieczorem chcesz do niego jechać? Rozumiem.. A raczej nie do końca.

-Proszę.. Mogłabym ci to wytłumaczyć innym razem? Na razie nie mam do tego głowy.

-Wiesz, że to cię nie ominie. Wiedziałem, że to musi być coś ważnego, sądząc po twoim zachowaniu. I pamiętaj, że zgodziłem ci się pomóc tylko dlatego. Jesteś  świadoma, że czeka nas jeszcze słowo na tydzień od mamy.

-Justin to mój chłopak. Jesteś teraz zadowolony?! –Mój głos wydawał się na tyle oburzony, że tata zwolnił pojazd. Nie wiedział jak się zachować. Niestety sam się o to prosił. Chciałam im powiedzieć, a że niestety wyszło to w takich okolicznościach.. –A teraz możesz jechać? –Nic nie odpowiedział. Patrzył jak wryty przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Wjechaliśmy już na daną ulicę.

-Tamten dom. –Wskazałam nie patrząc na jego twarz. Bałam się jego spojrzenia. Samochód zatrzymał się. Nie zastanawiając się wybiegłam na zewnątrz i biegłam schodami w stronę mieszkania Justina. Będąc na jego klatce schodowej zaczęłam z całej siły walić w drzwi. Nie kontrolowałam swoich ruchów. Nie przestając pukać czekałam na jakąkolwiek reakcję.

-Roxana, tak? Dzień dobry. –Drobna postać Pattie ukazała się w drzwiach.

-Tak, dzień dobry. Jest może Justin? Mój głos lekko załamał się wypowiadając jego imię.

-Nie. Nie ma go. A czy.. Stało się coś?

-Tak. Znaczy nie. Nie wiem. Nie wie pani gdzie mogę go znaleźć? –Próbowałam natknąć się na jakikolwiek trop. Na razie nic nie wskazywało na cokolwiek dobrego.

-Nie było go cały dzień w domu.. Roxana, możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Przez ostatni czas wydaje mi się, że wiesz więcej na temat mojego syna. –W jej głosie słyszalna była życzliwość. Nie chciała być niemiła, lecz każda z nas zasmakowała nerwów.

-Nie wiem co się dzieje. Po prostu zadzwoniłam do niego kilka godzin temu, nie mógł rozmawiać. Wtedy.. Usłyszałam jakby strzał i.. –Twarz Pattie pobladła. –Nie jestem pewna co to było, ale wolałabym to sprawdzić, ale skoro go nie ma.. –Próbowałam w jakiś sposób uspokoić Pattie, ale chyba nie szło mi zbyt dobrze. Naszą rozmowę musiała usłyszeć Jazzy, wybiegła na korytarz, gdzie właśnie rozmawiałyśmy.

-Cześć Jazzy. –Przywitałam się.

-Cześć. –Odpowiedziała niepewnie. Chyba nie była jeszcze do mnie całkowicie przekonana. Nie dziwię się jej. Widziała mnie zaledwie kilka razy. Może raz udało nam się nawiązać rozmowę, to wszystko.

-Jazzy, może ty wiesz gdzie może być Justin, może się z tobą kontaktował? –Zapytałam.

-Ze mną? Dlaczego? Stało się coś? –W jej głosie usłyszałam strach. –Justinowi coś się stało? –Zaczęła dalej wypytywać.

-Nie, spokojnie. Po prostu pytamy czy nie wiesz gdzie może być..

-Nie wiem.. Chociaż, być może jest u Rayana, często u niego przebywał, do czasu kiedy cię nie poznał. –Nie wiem czy to było złośliwe, ale dziwnie się poczułam. Jakbym była winna rozpadowi przyjaźni Justina.. Na razie jednak nie zwracałam na to uwagi. Myślałam tylko o jednym.

-Wiesz gdzie mieszka Rayan? –Zapytałam.

-Wiem.

-Mogłabyś ze mną pojechać?

-Tak. –Nie czułam  przekonania w jej głosie. Pattie wyraziła zgodę, więc Jazzy wyszła razem ze mną na zewnątrz.

-Nie lubisz mnie? –Zapytałam. Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłam.

-Nie, dlaczego? –Schodząc powoli po schodach Jazzy spojrzała w moją stronę. –Wręcz przeciwnie, cieszę się, że Justin znalazł sobie odpowiednia dziewczynę. Tylko.. Wcześniej spędzał z nami więcej czasu.. I nie zrozum mnie źle.. Widzę, że masz dobry wpływ  na Justina, to naprawdę pomaga i razem z mamą jesteśmy ci za to wdzięczne. –Uśmiechnęłam się do niej, czując pewnego rodzaju ulgę, wiedząc że nie jestem nie mile widzianym gościem w ich domu.

-Kto to? –Wskazała na mojego tatę.

-Mój tata.

-Wie o was?

-W pewnym sensie..

-Tato to jest Jazzy, siostra Justina. –Zajęła miejsce z tyłu samochodu.

-Dzień dobry. –Czuła się chyba trochę niezręcznie, zresztą chyba podobnie jak ja.

-Tam. –Wskazała palcem drogę. Tata kierował się za jej wskazówkami. Całą  drogę milczeliśmy, słysząc tylko pojedyncze wskazówki Jazzy co do drogi. Kilka minut potem znaleźliśmy się w  wyznaczonym miejscu. Kiedy Jazzy wskazała na dom Rayana, moje oczy doznały szoku.

Naokoło znajdowały się policyjne radiowozy, wśród nich karetka. Czułam jak moja twarz blednie. Spoglądałam to na nią to na tatę.

-Rox, co się dzieje? Co to ma znaczyć? –Usłyszałam głos taty. Spojrzałam tylko na niego, nie udzielając mu odpowiedzi, ponieważ sama jej nie znałam. Pod wpływem impulsu zaczęłam biegnąć w kierunku całego zajścia. Miałam tylko nadzieję zobaczyć Justina. I zobaczyłam..

-Justin! –Zaczęłam krzyczeć. Spojrzał na mnie zaskoczony, podczas gdy jego ręka była opatrywana przez sanitariuszy.

-Rox? Co ty tu robisz..

-Justin! –Nie zwracając uwagi na jego pytanie, bezsensownie krzyczałam jego imię. –Co się stało?! –Nie zauważyłam kiedy za mną przybiegła Jazzy.

-Jazzy!? –Justin spojrzał w jej kierunku.

-Justin obiecywałeś.. –Wyszeptała Jazmyn. Jej oczy zaszkliły się łzami. Widziałam jak szczęka Justina rytmicznie się porusza wraz z tempem oddechu. Trzymając się za ręce obydwie wpatrywałyśmy się w Justina. Moją uwagę nagle przykuła kolejna sytuacja. Inni sanitariusze wnosili do karetki ciało człowieka owinięte w czarną folię. Będąc  w totalnym szoku przełknęłam ślinę i jeszcze raz spojrzałam na Justina.

-Możesz mi powiedzieć co tutaj się wydarzyło? –Nic nie odpowiedział. Chyba zawiedziony sam na sobie bezradnie wpatrywał się w podłoże. Nie wiedziałam co zrobić. Odrywając się od rzeczywistości totalnie zapomniałam o tacie, który jak zauważyłam zmierzał w naszym kierunku.

-Rox, co się dzieje? Co to za chora sytuacja? Możesz mi wytłumaczyć?  -Justin spojrzał na nas z takim zdziwieniem, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam na jego twarzy.

-To jest Justin.. tato. –Justin pokręcił głową, próbując dać mi ochrzan za to co właśnie zrobiłam. Tata chwycił mnie za ramię, odchodząc ze mną na bok.

-Rox, co tu się do cholery dzieje? Trupy, policja.. Dziewczyno w co ty się wpakowałaś?!

-Nie wiem, nie wiem co się tutaj stało. Muszę porozmawiać z Justinem.

-Nie ma mowy. Wracamy do domu. –Stanowczo oznajmił. Wiedziałam, że nie zostawię Justina samego. Kątem oka spoglądałam na zrozpaczoną Jazzy, która chyba do końca nie była świadoma tego, co się stało. W sumie ja sama nie byłam.. Siłą wyrwałam się z uścisku taty i pobiegłam w kierunku Justina.

-Justin, proszę. Powiedz mi tylko, że nie masz z tym nic wspólnego, że znalazłeś się tutaj przypadkiem, że nie zabiłeś żadnego człowieka.. –Z jednej strony ufałam Justinowi i wiedziałam, że nie mógł zrobić czegoś takiego, a z drugiej mimo wszystko w mojej głowie czaiły się pewne wątpliwości. Nie uzyskałam odpowiedzi. Słyszałam tylko nachalne wołanie taty.

-Jazzy, chodź. Odwieziemy cię do domu. –Nie mogłam tam dłużej zostać. Byłam rozrywana. Z jednej strony ranił mnie wzrok Justina, z drugiej tata..

-Co to w ogóle za chłopak!? Rox, matka miała rację, że ostatnio dziwnie się zachowujesz.  I wiesz co, próbowałem wynegocjować z nią tą przeprowadzkę, ale teraz tylko upewniłem się, że to najlepsze rozwiązanie! Masz zakaz kontaktowania się z tym chłopakiem. Jest kryminalistą, ciesz się, że ty nie jesteś w to zamieszana. –Po dotarciu tych słów do mojej głowy, nie kontrolując swoich gestów z moich oczu wypłynęły łzy.

-Myślałem, że jesteś rozsądniejsza! Nie próbuj grać ze mną na litość. Wracamy. –Zza lekkiej mgły przed oczami ujrzałam tylko smutne spojrzenie Jazzy..


Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Jeśli macie jakiekolwiek spostrzeżenia, piszcie w komentarzach. Rozdział jest trochę dłuższy :)
Może teraz 10 kom. i następny? :)
I następne opowiadanie: http://lifeofmyfiction.blogspot.com/

11 komentarzy: