piątek, 29 listopada 2013

ROZDZIAŁ IX


Roxana pov.

Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Przed oczami widoczny był tylko czarny obraz. Moje ciało bezwładnie leżało na ziemi. Po chwili zorientowałam się, że coś jest nie tak. Mój mózg nie myślał racjonalnie. Czułam, że czyjeś dłonie pomagają mi się podnieść. Rozpoznałam w nich dotyk Justina. Nie miałam jednak siły, aby znów go odepchnąć.

-Roxana, słyszysz mnie? –Ponownie usłyszałam swoje imię.  Przez chwilę stałam o własnych siłach, a widoczność znów powróciła.

-Justin.. Odejdź. –Tylko tyle zdołałam wypowiedzieć. On patrzył na mnie przenikającym wzrokiem, przez co znów robiło mi się słabo. Tym razem jednak próbowałam dać z siebie wszystko. Położyłam swoje dłonie na twarzy. Była wilgotna.. Przez łzy.. Łzy wylane przez niego. Nie rozumiem dlaczego on tu jeszcze jest? Czego oczekuje? Litości? Pomocy? Nie wiem. Jednego jestem pewna. Nie chcę go znać. Kilka razy mnie zawiódł. To tyle. Niepewnie przebierając nogami zaczęłam wchodzić do zewnątrz budynku.

-Roxana, dasz mi to cholerne pięć minut? –Znowu próbował mnie zatrzymać.

-Niby dlaczego miałabym to robić? –Zapytałam zirytowana.

-Bo tego potrzebuję.. –Może znowu wyjdę na skończoną idiotkę, ale cos w środku podpowiadało mi żebym go wysłuchała.

-Dobra, tylko szybko. Nie mam za wiele czasu. –Oschle odpowiedziałam. Stanęłam z nim twarz w twarz. Nasze oczu zatapiały się w sobie nawzajem.

-Chciałem ci tylko powiedzieć, że.. –Zaczął, lecz słyszałam, że jego głos lekko się załamał. –Że wiem.. Zachowałem się jak totalny dupek, ale zrozum.. nie byłem sobą.

-I tutaj mamy problem, Justin. Ja tego nie rozumiem. Nie rozumiem tego, wiesz? Nie pojmuję jak można być takim egoistą? Myślisz tylko o sobie. Wtedy, w tym domku. Chciałam ci pomóc, a ty co? Co zrobiłeś? Wszystko spieprzyłeś? Myślałeś, że nie będę miała nic przeciwko tobie, tak? Nie Justin, to nie ta bajka. A jeśli nawet, musisz się z nią pożegnać.. –Jego twarz opadła ku ziemi, zbladła. Nie miałam jednak zamiaru go pocieszać. Nie chciałam mówić, że wszystko  będzie dobrze. Bo nie będzie.. I tak czy inaczej musi się z tym pogodzić. Spojrzałam ostatni raz w jego stronę i odeszłam..

Justin pov.

Dlaczego ona zawsze robi mi na złość? Nie może normalnie ze mną pogadać? A może to naprawdę ją zabolało.. Sory, robiłem to z niejedną laską i żadna nie narzekała. Ona po zwykłym pocałunku chce zerwać ze mną kontakt. Nie.. Na pewno nie. Ona była taka.. inna, tajemnicza.. Chciałem ją poznać, a czułem, że coś mnie do niej ciągnie. Muszę coś zrobić. Muszę to naprawić. Nie wiem jak to zrobić, ale muszę. Przez najbliższe kilka minut stałem pod jej mieszkaniem. Wyglądałem jak nieruchomy słup soli. Idź tam.. Mówiły moje myśli. Tym razem postanowiłem się z nimi nie kłócić. Zrobiłem kilka niepewnych kroków przed siebie. Zapukałem w drzwi i czekałem na odzew. Nic.. Usłyszałem delikatne kroki zbliżające się ku drzwiom.

-Odjedź, tylko o to cię proszę. Czy to naprawdę tak dużo? –Powiedziała miękkim, a za razem drżącym głosem.

-Przepraszam Rox.. Naprawdę nie byłem sobą. –Próbowałem się jakoś wytłumaczyć.

-I myślisz, że to wystarczy? Kilka razy mnie zawiodłeś Justin.. –Nie dawała za wygraną. Wiem, że tak łatwo nie odpuści. Nie mogę zrozumieć sam siebie. Dlaczego aż tak się „poniżam” żeby przeprosić tą sukę, a ona i tak ma mnie w dupie. Gdyby był to ktoś inny, nigdy bym się tutaj nie znalazł. A jednak to była ona.. Ta tajemnicza dziewczyna. A moje myśli ciągle powtarzały, żebym łatwo nie odpuszczał.

Do tej pory rozmawiała ze mną przez zamknięte drzwi, lecz nagle zauważyłem, że klamka zaczyna się poruszać. Po chwili wyłoniła się zza nich blada twarz Roxany. Wyglądała jakby się mnie bała.. I to najbardziej bolało. Nie ufała mi. Nie wierzyła, że nie zrobię jej krzywdy.

-Justin.. –Łza spłynęła po jej policzku. –Proszę..

-Tylko nie płacz. Przepraszam Rox. –Podszedłem bliżej, zachowując jednak odpowiedni dystans i przyłożyłem jej twarz do swojego ramienia. Nie spodziewałem się jej reakcji, lecz mile mnie zaskoczyła. Odwzajemniła mój gest. Moje serce zaczęło szybciej bić, a na czole pojawiły się krople potu. Oddech był coraz szybszy, lecz czułem się ok.. ok. Chyba mi wybaczyła.. Tak mi się wydaje. Nie miałem jednak odwagi wypowiedzieć ani jednego słowa.

-Justin.. Wydaje mi się, że to ja powinnam cię przeprosić.. –Rozpoczęła niepewnym głosem. Zdziwionym wzrokiem spojrzałem na jej twarz. Skąd ta nagła zmiana? Nie wiem. Mimo wszystko nie przerywałem, chcąc dać jej skończyć. –Zaczęłam histeryzować, jakbyś co najmniej mnie zgwałcił. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak było. Jest w porządku Justin.. –Niewielki uśmiech wkradł się na jej twarz, a moje oczy od razu rozpromieniały, nie mogę uzasadnić swojego zachowania.

-Jest ok, bez względu na wszystko i tak.. Jest ok. –Roxana ze zdziwieniem podniosła swoją twarz patrząc na mnie.

-Co mówiłeś?

-Że jest ok.. I zawsze możesz na mnie liczyć. –Sztucznie się uśmiechnąłem. Ona również ukazała swój uśmiech, lecz jej szczery.. piękny. Odsunęła się ode mnie. Było miło, lecz zauważalny był jej dystans do mojej osoby.

-Chyba lepiej będzie jak już pójdziesz.. –Nieśmiało zaproponowała. Spojrzałem na nią i znacząco skinąłem głową. Wiedziałem, że nie czuje się najlepiej w moim towarzystwie. W końcu zamknęła przede mną drzwi i zniknęła.. Stałem jeszcze kilka minut w miejscu jak idiota. Nie wiem.. Może miałem nadzieję, że jeszcze wróci? Cokolwiek. Nie wróciła. Zszedłem schodami w dół. Uderzył mnie zimny napływ powietrza. Szybko zająłem miejsce w swoim samochodzie. Kierowałem się w stronę domu. Po kilku chwilach byłem już na miejscu.

-Cześć mamo, już jestem. –Przywitałem się. Ku mojemu zaskoczeniu Jazzy była już w domu. Zazwyczaj wracała późnym wieczorem.

-Justin.. Gdzie byłeś? –Zapytała. Czasem wkurzało mnie, że wszystkim się interesowała. Nie byłem już małym dzieckiem, chociaż tłumaczyłem sobie, że po prostu się martwi.

-Musiałem załatwić coś na mieście. –Chciałem najszybciej pozbyć się zbędnych komentarzy i pobiegłem do swojego pokoju. Tak.. Tym razem zachowałem się jak dziecko.

Roxana pov.

Nie czekałam na przyjście rodziców. Byłam za bardzo zmęczona. Położyłam się do łóżka i z łatwością ogarnął mnie twardy sen.

Nie.. Już ósma. Niechętnie opuściłam swoje ciepłe łóżko i udałam się do łazienki. Do szkoły miałam na dziewiątą. Chciałam zdążyć wziąć prysznic. Woda orzeźwiająco spływała po moim ciele. Dokładnie otarłam się ręcznikiem, włosy wysuszyłam suszarką. Ułożyły się w naturalne fale, więc utrwaliłam je tylko lakierem. Założyłam na siebie szarą koszulkę i obcisłe dżinsy. Byłam gotowa do wyjścia.

Idąc przez szkolny korytarz do Sali, w której miałam mieć lekcje natknęłam się na Sarę i Elen. Przeszywająco spojrzały w moją stronę. Niczego nie świadoma podeszłam do nich.

-Cześć! –Wesoło się przywitałam.

-Dzięki Rox, że odbierałaś wczoraj ode mnie telefony, naprawdę. –Z sarkazmem w głosie powiedziała Sara.

-O co chodzi? Przecież.. –Wyjęłam telefon, który leżał na dnie mojej torby. Kurwa, dzwoniła dziewięć razy.

-Myślałam, że zawszę mogę na ciebie liczyć.. –Oznajmiła zawiedziona.

-Bo tak jest.. –Tłumaczyłam się.

-Najwyraźniej nie. Potrzebowałam rozmowy, ale jak widać nie miałaś na nią ochoty. Pa. –Świetnie. Jeszcze tego mi brakowało. Obraziły się na mnie moje dwie najlepsze przyjaciółki. Do sali musiałam dojść sama. Moja twarz lekko pobladła. Dziewczyny rozmawiały między sobą, a ja byłam.. sama. Jak zawsze. W sumie można się do tego przyzwyczaić.

Lekcje minęły szybko. W sumie było dobrze, oprócz porannej sytuacji.. Ok.. nie było dobrze. Czułam się jak nikomu niepotrzebne gówno. Do domu wróciłam szybko. Jak zwykle nikogo nie zastałam. Echo własnych myśli wypełniało moje ciało. Nie miałam nawet do kogo otworzyć ust. Zawsze tylko.. cisza. To nie mogło trwać długo. Pogrążałam się z dnia na dzień. Inni żądają ode mnie pomocy, kiedy ja sama nie potrafię sobie pomóc. Nie miałam ochoty na NIC. Czułam, że muszę z kimś porozmawiać.. TERAZ. Niestety.. Sama narobiłam sobie przeciwników. Zawiodłam swoich przyjaciół. Jak do tej pory to oni byli dla mnie najważniejsi. Usiadłam wygodnie na fotelu, nie wiedząc co zrobić. W ręce trzymałam telefon. Odblokowałam ekran. Przechodziłam z kontaktu na kontakt szukając jakiejkolwiek osoby, która mogłaby mi pomóc. Cóż.. Lista była krótka. Pozostał tylko.. Justin? Z ogromną niepewnością napisałam wiadomość, którą miałam zamiar do niego wysłać.

Możemy pogadać? Teraz.

Z wahaniem nacisnęłam „wyślij”. Z niecierpliwością czekałam na odpowiedź. Na szczęście nie była to wieczność. Już po kilku minutach mój iPhon zawibrował.

Będę za 15 minut.

Odetchnęłam z ulgą. To będzie dla niego ostatnia szansa, na której może odzyskać moje zaufanie. Mam nadzieję, że tego nie spieprzy. Minęło kilka chwil. Rozległo się głośne pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół, żeby otworzyć.

-Dziękuję, że przyszedłeś. –Zwróciłam się do Justina i wskazałam, by wszedł do środka.

-Nie ma sprawy. –Przyjaźnie się uśmiechnął. –Ale.. Stało się coś? –Troskliwie zapytał.

-Nie.. Znaczy.. Ogólnie jest do dupy. –Rozumiejąc mnie skinął głową.

-Napijesz się czegoś? –Zaproponowałam.

-Nie dzięki.

-To może chodźmy na górę.. Moi rodzice będą dopiero za jakieś dwie godziny. –Wskazałam na schody. Chwilę potem byliśmy na górze. Nie ukrywam, że było trochę niezręcznie.

-Justin.. Nie wiem co robić. Nie mam nikogo. Rozumiesz? Nie wiem co z sobą zrobić. Nie wiem jak żyć. Nie mogę sobie wyobrazić, że jakiś czas temu próbowałam pomóc tobie, a teraz sama sobie nie radzę. Możesz mi wytłumaczyć jak to jest? Jak..

-Rox.. Będzie ok. –Podeszłam  do niego i mocno go przytuliłam. Był widocznie zaskoczony moim zachowaniem. Na pewno nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie wiem co zaczęło się ze mną dziać. Justin spojrzał swoimi karmelowymi oczami w moje. Poczułam jego ciepły oddech na szyi. Przez dłuższą chwilę nasz wzrok złączony był w całość. Miałam wrażenie jakby nasze twarze się zbliżały. Oddech Justina był coraz bardziej wyczuwalny. Nasze usta dzieliły milimetry. Spojrzał na moją twarz. Nie spostrzegłam kiedy, a poczułam jego usta na swoich. Rozpoczął namiętny pocałunek. Ja.. Ja nawet nie protestowałam. Wręcz przeciwnie, odwzajemniłam go.

Kiedy obojgu nam zabrakło powietrza oddaliliśmy się od siebie. Justin spojrzał na mnie oczekując jakiejkolwiek reakcji. Nic nie odpowiedziałam. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale ponownie zbliżyłam się do jego twarzy i tym razem ja zaczęłam go całować. Zauważyłam jego bezczelny uśmieszek na twarzy, lecz nie zwracałam na to większej uwagi. Czułam jak napięcie rośnie. Justin nie dawał za wygraną i nie chciał kończyć tej chwili. Z resztą.. Nie ukrywam, ja też nie. Przeszkodziło nam jednak nachalne dzwonienie telefonu Justina. Niechętnie wyjął go z kieszeni. Przesunął palec po ekranie, aby go odblokować. Patrzyłam na jego twarz, jakby w hipnozie. On jest naprawdę niezwykły, niech tylko tego nie spieprzy..

Justin pov.

Cholerny telefon. Chwilę później, ale nie teraz! Krzyczałem w myślach. Nie mając jednak wyjścia odblokowałem go, a następnie odczytałem wiadomość.

Jest akcja, przyjeżdżaj. Luke.

Kurwa. Nie teraz.. Proszę.. Ona mi nigdy tego nie wybaczy. Spod oczu spojrzałem na jej uroczą twarz..


Co teraz będzie? Justin znowu zawiedzie Rox..?
Co sądzicie?
Mam prośbę każdego czytającego proszę o zostawienie komentarza, ponieważ czytelność spadła przy ostatnich rozdziałach i nie wiem czy jest sens dalszego pisania :)
A to blog mojej koleżanki na pewno się wam spodoba,  SWIETNY ! <3 http://staywithme3.blogspot.com/
NASTĘPNY RODZIAŁ W PONIEDZIAŁEK :)

środa, 27 listopada 2013

ROZDZIAŁ VIII


Roxana pov.

Zakrztusiłam się. Nie wiedziałam co powiedzieć, żeby go nie zranić.

-Justin.. Ja nie wiem co powiedzieć i.. nie zrozum mnie źle, ale nie wiem czy to jest odpowiedni moment.. –Niepewnie zatopiłam swój wzrok w jego karmelowych oczach. Jego twarz jakby lekko pobladła.

-Czyli nie zgadzasz się? –Znacząco spuścił głowę prostopadle do podłogi.

-Przepraszam.. –Zaczęłam, lecz nie wiedziałam co więcej mogę jeszcze powiedzieć. Jednego byłam pewna, na pewno nie mogłam się zgodzić. Owszem, lubiłam tego chłopaka, ale nie do tego stopnia, żeby po tak krótkiej znajomości zostawać jego dziewczyną.

-Kurwa. –Przeklnął pod nosem. Nawet nie zauważyłam w którym momencie wstał i zaczął podążać do wyjścia. Po chwili całkowicie zniknął mi z oczu. Nie wiedziałam co mam zrobić. Iść za nim? Pozwolić mu ochłonąć? Żaden z moich pomysłów nie był udany. Postanowiłam chwilę na niego poczekać. Miałam nadzieję, że zaraz zobaczę go z powrotem. Niestety.. Minuty mijały. Wyszłam na zewnątrz. Samochód nadal stał na tym samym miejscu. Na szczęście nigdzie nie odjechał. Rozejrzałam się dokoła, lecz nic nie zauważyłam. Udałam się w tylną stronę domku. W oddali dostrzegłam siedzącą postać. Rozpoznałam w nim Justina. Podeszłam bliżej. Trochę się bałam. Wiedziałam, że potrafi być wybuchowy. Niepewnie położyłam dłoń na jego ramieniu. Nawet nie drgnął.

-Justin? –Próbowałam nawiązać jakąkolwiek rozmowę. Nie reagował. Zobaczyłam tylko jak bezmyślnie zaciąga się dymem wychodzącym z papierosa. Zaraz.. To nie jest zwykły papieros. Pachnie jak.. marihuana? –Justin, nawet nie próbuj mi powiedzieć, że to marihuana? –Zaśmiał się bezczelnie i spojrzał na mnie. Sarkastycznie pokręcił głową i wrócił do poprzedniej pozycji.

-Justin, możesz mi odpowiedzieć? –Próbowałam cokolwiek z niego wyciągnąć.

-Chyba lepsze to niż miałbym przelecieć cię na miejscu. Nie pamiętasz mojego sposobu na problemy? Tym razem wybrałem łagodniejszy. –Moja twarz pobladła na samą myśl, co mógłby ze mną zrobić. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Postanowiłam wrócić z powrotem do domku.

Wchodząc do środka przeszyły mnie dreszcze. Na dworze było zimno. Usiadłam na kanapie i czekałam.. Bezczynnie czekałam. Tym razem wiedziałam, że nie mogę mu pomóc, ale gorsze było to, że on wcale tej pomocy nie chciał.

Sekundy zamieniały się w wieczność. Nagle usłyszałam jak drzwi wejściowe zaczynają drgać. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do środka. Kamień ważący tony spadł z mojego serca. Nareszcie wrócił.. Ale to nie był on.. Widać po nim było, że ćpał. Nie zachowywał się naturalnie. Podszedł do mnie, objął mnie w talii i mocno chwycił moje ręce. Nie wiedziałam co zamierza zrobić.

-Wiem, że tego chcesz księżniczko. –Zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi.       

-Justin, zostaw mnie! Słyszysz?! –Zaczęłam krzyczeć, lecz nie reagował. –Możesz mnie zostawić!? –Nie miałam na tyle siły, żeby wyswobodzić się z jego uścisku. Po moim policzku spłynęło kilka łez bezradności. Niestety ani trochę go to nie poruszyło. Dalej kontynuował swoje zajęcie.

-Justin! Zostaw mnie, rozumiesz?! –Użyłam największą ilość sił jakiekolwiek posiadałam i wyrwałam się z jego dłoni. –Nie wiedziałam, że możesz być takim dupkiem Justin.. –Spojrzałam w jego karmelowe oczy i bezsilnie pokręciłam głową. Założyłam kurtkę i opuściłam pomieszczenie.

Emocje nie mogły opaść z mojego ciała. Nie wiem co miałam ze sobą zrobić. W tej chwili znajdowałam się całkiem sama w obcym miejscu. Udałam się w stronę drogi w nadziei, że przejedzie tędy jakiś samochód. Niestety.. Czekałam kilka minut i nic.. Nie mogłam tu dłużej zostać, ponieważ wiedziałam, że prędzej czy później Justin zacznie mnie szukać i znów na niego natrafię, a nie ukrywam, że mam tego całkowicie dosyć. Powoli naprawdę zaczęłam wierzyć temu chłopakowi, lecz ponownie mnie zawiódł. Straciłam do niego całkowite rozmyślanie.

-Chciałabym zamówić kurs. –Zadzwoniłam po taksówkę. Nie pozostało mi nic innego jak zadzwonić po taksówkę. –Jestem.. –Niezdarnie wytłumaczyłam kierowcy swoje położenie. Całe szczęście, że zrozumiał gdzie się znajduję. Rozmyślałam jeszcze przez chwilę, czekając na pojazd. Nagle usłyszałam wołanie mojego imienia. Nie trudno było się zorientować, że to Justin. Odwróciłam się w stronę dochodzących odgłosów i zobaczyłam niezgrabnie poruszającą się postać. Justin chodził tam i z powrotem. Po chwili jednak zauważył mnie i szybko podążał w moim kierunku. Jednego byłam pewna.. Na pewno nie chcę go widzieć, a tym bardziej z nim rozmawiać. Niekontrolowanie zaczęłam biec przed siebie, najwyraźniej Justin to zauważył, ponieważ również przyśpieszył kroku. Nie wiedząc gdzie, podążałam do przodu. Z dala widoczny był nadjeżdżający żółty samochód. Taksówka.. Nareszcie. Mówiłam do siebie. Delikatnie podniosłam rękę, dając znak, żeby się zatrzymała. Wsiadłam do środka, a samochód ruszył w drogę powrotną. Obracając się za siebie mogłam dostrzec tylko bezradnie wpatrującego się w dal Justina. Sam tego chciał.

**

Rodzice byli jeszcze w pracy. Zastałam puste mieszkanie. Udałam się do swojego pokoju. Najchętniej zasnęłabym na zawsze i już nigdy się nie obudziła. Niestety, to było nierealne. Musiałam jakoś poradzić sobie ze swoimi problemami. Położyłam się na łóżku chcąc zapomnieć o całym zajściu. Mimo wszystko do mojej głowy napływało tysiące myśli.

Przepraszam.

Szyderczo uśmiechnęłam się pod nosem. Jak on ma czelność jeszcze do mnie pisać. Tym razem byłam pewna, że nie odpowiem.

Musisz mi wybaczyć. Nie byłem sobą.

Otrzymałam następną wiadomość. Czy on nie może mi dać po prostu świętego spokoju? Zawsze musi niepotrzebnie rozpoczynać niewłaściwe rozmowy. Jednak z tego nie będzie już żadnej rozmowy. Po prostu nie chcę już nać tego człowieka. Dał mi za dużo powodów, abym nie miała do niego zaufania. Okazał się totalnym kłamcą i oszustem. Niestety ma ogromnego pecha, ponieważ nie toleruję takich osób w swoim życiu. Chciałam ofiarować mu swoją pomoc, lecz ją odepchnął. Na tym zakończymy naszą znajomość. To będzie najlepszy sposób na odpędzenie się od problemów.

Byłam cholernie głodna. Zeszłam do kuchni, lecz zastałam pustki. Musiałam udać się do sklepu. Szybko się ubrałam i kilka minut później byłam już na dworze. Udałam się do najbliższego supermarketu. Stanęłam w kolejce z zrobionymi zakupami. Nagle ktoś od tyłu potrząsnął moim ramieniem.

-Marc? Co ty tutaj robisz? –Zapytałam zaskoczona. Spojrzałam na jego twarz. Pałała siniakami. –Co ci się stało? –Zdziwiłam się widząc jego poranioną twarz.

-W porządku. Już jest ok. –Chciał mnie uspokoić, lecz widziałam, że nie jest dobrze.

-Marc, kto ci to zrobił? –Pokręcił głową nie udzielając odpowiedzi. –Możesz mi powiedzieć? Byłeś z tym u lekarza? –Zaśmiał się szyderczo i powtórzył gest.

-To nie jest istotne. –Wykręcał się od odpowiedzi. –To wyłącznie moja sprawa.

-Jak chcesz. –Odwróciłam się, ponieważ byłam już przy kasie. Samotnie wróciłam do domu. Będąc kilka metrów od drzwi wejściowych dostrzegłam znajomy samochód. Kiedy zorientowałam się, że to Justin zaczęłam jak najszybciej biec do środka w nadziei, że mnie nie zauważy. Jak zawsze.. Myliłam się. Przenikliwie spojrzał w moją stronę, jakby chciał coś powiedzieć, lecz coś go powstrzymywało. Nie zwalniałam kroku. Wymienialiśmy się spojrzeniami nawzajem. Miałam nadzieję, że o nim zapomnę, że zniknie z mojego życia, z on.. Znowu nieoczekiwanie się pojawia. Mam już go szczerze dość. Chwyciłam za klamkę drzwi, chcąc przemknąć do środka, lecz powstrzymała mnie czyjaś dłoń. Odwróciłam się i zatopiły mnie karmelowe oczy emocjonalnie spoglądające na moją twarz. Próbowałam mocniej szarpnąć drzwi, lecz na nic.. Z jego ust wydobyło się tylko kilka słów.

-Musisz ze mną porozmawiać, rozumiesz? –Ze strachem w oczach niepewnie spojrzałam w jego stronę. Nie widziałam nic oprócz niepewności. Coś ścisnęło mi gardło. Nie mogłam wypowiedzieć, ani jednego słowa. Bezradnie na niego patrzyłam. Poczułam jak wodospad łez wkracza do akcji. Najpierw jedna.. druga.. Aż cała zatopiłam się w płaczu.

-Porozmawiaj ze mną. –Powtórzył. –Tylko nie płacz. –Kciuk swojej dłoni położył na moim policzku i zaczął ocierać łzy. Na chwilę wpadłam w trans myśli i nie opierałam się jego gestom. Gdy zorientowałam się, co się dzieje nerwowo odepchnęłam go od siebie. W obronnym geście podniósł ręce. Nie mogłam ruszyć się z miejsca. Zrobiło mi się słabo, obraz przed oczami był jakby za mgłą. Nogi uginały się pod ciężarem mojego ciała. Stałam się bezwładna. Czułam, że się zniżam. Po chwili upadłam na twarde podłoże.

-Roxana.. Rox.. –Te słowa jak echo przemieszczały się w moich uszach, a głos Justina mieszał się z hukiem myśli w mojej głowie..

 
Było mniej komentarzy, po których miał być nowy rozdział, ale co tam xd Może nadrobimy tym razem :)
Mój tt: https://twitter.com/Juss998

poniedziałek, 25 listopada 2013

ROZDZIAŁ VII


Justin pov.

Rayan zatrzasnął za sobą drzwi i zajął miejsce w moim samochodzie.

-Siema stary, o co chodzi? –Zapytał z zapałem pocierając o  siebie dłonie.

-Luke dał nam nowe zlecenie. –Przy słowie Luke lekko załamał mi się głos. Ten człowiek był cholernym sukinsynem, który wykorzystywał ludzi między innymi takich jak my. Potrzebujemy kasy. On może nam ją dać, niestety nie za nic. Krótko mówiąc.. Sprzedajemy zioło małolatom. I właśnie w tej chwili jeden z nich zawalił sprawę. Nie zapłacił wyznaczonej kwoty na czas. Luke grzecznie mówiąc, kazał nam się z nim rozprawić. Dał nam na niego namiary. Wiemy, gdzie znajduje się w tej chwili.

Dojechaliśmy na wyznaczone miejsce. Dostrzegliśmy grupkę stojących osób na ogromnym stadionie.

-Tamten. –Rayan wskazał na jednego z nich. Wszyscy obrócili się w naszą stronę. Chyba już wiedzieli, co stanie się za chwilę. Przy chłopaku została już tylko jedna osoba, lecz po chwili i ona odeszła. Został całkowicie sam. Pewnie ruszyliśmy w jego stronę. Było ciemno, więc nie rozpoznałem jego twarzy.

-Kasa. –Powiedziałem stanowczo. Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Miałem wrażenie jakby chciał cos powiedzieć, ale nie do końca wiedział co.

-Ja-a nie ma-am. –Wyjąkał w strachu. W takiej sytuacji pozostało tylko jedno.

-Nawet sobie z nas nie żartuj, ok? –Zakpił Rayan i od razu wziął mocny zamach i uderzył chłopaka w twarz, na co ten jęknął. Nie minęła dłuższa chwila, a zrobiłem to samo. Chłopak upadł na ziemię. Nagle światło księżyca padło na nasze twarze.

-Kurwa. –Przeklnąłem. Chłopak chyba też mnie rozpoznał, ponieważ coraz dokładniej zaczął wpatrywać się w moją twarz.  W jego oczach malował  się wyraźny, coraz większy strach. To był ten sam chłopak, z którym spotkałem Roxanę. Chyba Marc.. Tak.. Marc, tak do niego mówiła. –Spróbuj powiedzieć chociaż jedno słowo Roxanie o tym co tu robimy, a następnego razu nie przeżyjesz. OBIECUJĘ CI. –To była moja jedyna wiarygodna obietnica. Chłopak niepewnie skinął głową. Zresztą nie miał innego wyjścia. Zostawiając leżącą na ziemi ofiarę z zakrwawioną twarzą odeszliśmy.

-Znasz go? –Zapytał Rayan. Zaśmiałem się lekceważąco.

-Widziałem go kiedyś z Roxaną.. –Odpowiedziałem, a  dopiero po chwili zorientowałem się, że on nic nie wie o naszej znajomości. Myśli, że nie widzieliśmy się od czasu nieszczęsnego spotkania, któremu sam towarzyszył.

-Z Roxaną? Tylko nie mów, że to ta sama dziwka, co wtedy?

-Zamknij się! –Krzyknąłem mu prosto przed twarzą. Miałem cholerną ochotę dać mu w mordę. Zachowałem w sobie jednak odrobinę opanowania.

-Oo Bieber coś jest na rzeczy? –Próbował kpiąco coś ze mnie wyciągnąć.

-Spierdalaj,  rozumiesz? –Chciałem, żeby w końcu się odczepił, lecz na marne.

-Nie, nie tak łatwo. Bieber popatrz na mnie. Zależy ci na tej dziewczynie. –Wiedziałem, że potrafi być upierdliwy, ale nie wiedziałem, że do tego stopnia. Nie odpowiedziałem nic na jego słowa chociaż rozbrzmiewały jak echo w mojej głowie. Zależy ci na niej.. Zależy ci na niej.. Kurwa, zatkaj się. Próbowałem uciszyć głos. Zajęliśmy miejsca w moim samochodzie. Musiałem zawieść Rayana do domu.

Było już późno. Wróciłem prosto do domu.

-Justin, gdzie byłeś? Nie mów, że znowu załatwiałeś jakieś interesy? –Z troską w głosie zapytała mama. Czasem miałem ochotę powiedzieć jej całą prawdę, ale widziałem ją prawie codziennie od śmierci taty w niezbyt dobrym stanie. Nie chciałem dokładać jej więcej problemów.

-Spokojnie, byłem u Rayana. –Znowu skłamałem, chociaż nie miałem wyjścia.

-Chciałabym ci wierzyć Justin.. –Jej twarz posmutniała. Zrobiło mi się jej żal, wiedząc że to po części z mojego powodu. Nie wiedziałem  co odpowiedzieć. Popatrzyłem na nią tylko pocieszająco i ruszyłem do swojego pokoju.

-Justin.. –Zatrzymała mnie mama. –Jakiś mężczyzna przyniósł dla ciebie kopertę z pieniędzmi. Tylko proszę, nie wpakuj się w jakieś problemy.

-Wszystko jest w porządku mamo, nie martw się. –Wziąłem kopertę do ręki. Usiadłem na swoim łóżku i wyjąłem zawartość. Zadowolenie samo pojawiło się na mojej twarzy.

Roxana pov.

Leżałam na łóżku, z telefonem w ręku. Czekałam na wiadomość od Elen. Miałyśmy razem robić projekt na fizykę. Nareszcie otrzymałam wiadomość. Ku mojemu zdziwieniu nie była to Elen. Justin? Mimo zaskoczeniu uśmiech zagościł na mojej twarzy. Z ciekawością odczytałam smsa.

Chciałbym cię jutro gdzieś zabrać, zgadzasz się?

Zdziwiłam się jeszcze bardziej. Żeby tylko nie wyglądało to tak jak ostatnio. Chwilę zastanawiałam się nad podjęciem odpowiedniej decyzji.

Ok..

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

Będę czekał pod twoją szkołą.

Nie ukrywam, że się ucieszyłam. Nie miałam żadnych planów na jutrzejsze popołudnie.

**

Zajęcia minęły mi szybko jak nigdy. Po opuszczeniu budynku szkoły stałam na parkingu. Justin zaraz miał tu być. Dziewczyny od razu do mnie podeszły. Spojrzały na mnie znacząco.

-Ejj! Czekasz na kogoś? Umówiłaś się z kimś? I my nic o tym nie wiemy!? –Wykrzyknęła mi prosto w twarz Elen. To był jeden z głównych powodów, dlaczego nie chciałam im mówić.

-Ok.. Tak umówiłam się. –Odpowiedziałam bez żadnych emocji.

-Kto to? Mów! –Zaczęły piszczeć z większej ekscytacji niż moja.

-Z Justinem.. –Poinformowałam ich niepewnie, ponieważ nie mogłam przewidzieć ich reakcji.

-CO?! Z tym samym Justinem, który był na imprezie u Elen? –Wytrzeszczyła oczy Sara. Skinęłam głową. –Przecież on jest.. boski! –Zaśmiałam się ironicznie. W tej chwili zobaczyłam nadjeżdżające w naszą stronę czarne BMW.

-Przepraszam, ale musze już iść. Zadzwonię później. –Pożegnałam się i wsiadłam do samochodu. Do moich uszu dochodziły jeszcze ekscytujące uśmiech dziewczyn. Były serio wkurzające.

-Cześć.. –Nie pozwolił mi dokończyć tylko złączył nasze usta w pocałunek. A najgorsze było to, że nie chciałam się wycofywać. Miałam wrażenie jakbym tego potrzebowała. Chwile potem jednak do mojej głowy napłynęła świeża fala myśli. –Justin.. Przestań.. Co to w ogóle było? –Spojrzał na mnie i lekko się zaśmiał.

-Teraz mam pewność, że ci się podobało. –Zarozumiale powiedział patrząc mi prosto w oczy. Zrobiłam się chyba czerwona jak burak. Próbowałam zasłonić twarz włosami, lecz nie zdążyłam w odpowiednej chwili. Ponownie na mnie spojrzał i opanował go nagły atak śmiechu.

-Justin przestań! To nie jest śmieszne!

-To jest urocze. –Dodał i szczerze uśmiechnął mi się tuż przed twarzą. Ogarnęło mnie znowu to przyjemne, a zarazem dziwne uczucie. Odwróciłam się w stronę szyby, żeby uniknąć jego przeszywającego wzroku. Po kilku chwilach, gdy ochłonęłam po nadmiarze wrażeń wróciłam do poprzedniej pozycji.

-Właściwie.. Gdzie my jedziemy? –Zapytałam.

-Właściwie.. –Powtórzył sarkastycznie. –Do domku, w którym byliśmy ostatnio. Przez resztę drogi milczeliśmy. Cisza wypełniała nasze ciała. Było miło. Nie spodziewałam się takiej atmosfery, ale nie narzekam. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Justin podszedł od zewnętrznej strony samochodu i otworzył mi drzwi. Podążałam za nim krok w krok do wnętrza domku. Tym razem było tu jakoś inaczej.. Przyjemniej. Nie panowała już taka przerażająca głucha cisza jak poprzednio, owszem nie było słychać żadnych odgłosów, lecz tym razem było to wyraźniej milsze.  Weszliśmy do kuchni.

-Jesteś głodna? –Zapytał z troską.

-A masz coś oprócz czekolady? –Ku mojemu zaskoczeniu Justin o wszystkim pomyślał i zrobił zakupy. –Wow! Zaskoczyłeś mnie.

-Nie pierwszy raz, shawty. –Znowu się zarumieniłam. Dzisiaj już drugi raz. Tym razem na szczęście tego nie zauważył. Włożył do piekarnika dwie zapiekanki i dołączył do mnie. Usiedliśmy na tej samej kanapie co ostatnio.. tak.. przypominała mi nasz pierwszy pocałunek.. Justin usiadł bardzo blisko mnie, zakłócając tym samym moją przestrzeń osobistą. Nie miałam jednak odwagi ruszyć się z miejsca.

-Tak naprawdę przyjechaliśmy tutaj po coś innego.. –Zaczął, a jego twarz przybrała poważny wyraz. Niepewnie spojrzałam w jego stronę. –Chciałem ci za wszystko podziękować i  mam coś dla ciebie.. –Zauważyłam, że wyjmuje ze swojej kieszeni niewielkie czerwone pudełeczko. Wyjął z niego srebrną bransoletkę. Chwycił moją dłoń w swoją i delikatnie umiejscowił na niej łańcuszek.

-Justin.. To nie jest potrzebne.. Ja nie mogę tego przyjąć.

-Proszę.. Tylko w ten sposób mogę wynagrodzić ci to co dla mnie zrobiłaś. –W jego oczach widoczne było przejęcie. Niekontrolowanie jego usta zaczęły zbliżać się do moich. Moja reakcja jak zwykle była opóźniona. Nie zrobiłam nic przeciwko temu. Poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi.

-Rox.. –Przyłożył swoje usta do mojego ucha i delikatnie wyszeptał moje imię. Zauważyłam, że chce powiedzieć mi coś ważnego, lecz nie może zebrać w sobie na tyle odwagi. –Czy możesz.. możesz.. być moją dziewczyną?
 
 
Oo! Jak myślicie jak zareaguje Roxana? Justin trochę zaskoczył!
Jak podoba się nowy rozdział?
Każdego, kto czyta proszę o pozostawienie chociaż jednego komentarza, nawet anonimowego :)
20 komentarzy i następny rozdział? :)
MÓJ TT: https://twitter.com/Juss998
 

sobota, 23 listopada 2013

ROZDZIAŁ VI


Roxana pov.

Wróciliśmy koło siedemnastej. W samochodzie między nami panowała cisza. Nie było to jednak niezręczne, wręcz przeciwnie było.. miło. Żadne z nas nie miało sobie chyba nic do powiedzenia. Byłam zwrócona w kierunku szyby. Delikatnie wyginałam swoje usta w łuk. Od dawna nie czułam się tak dobrze. Nie miałam w sobie jednak na tyle odwagi, żeby spojrzeć Justinowi w oczy.

-Żałujesz tego? –Zapytał wyrywając mnie z transu przemyśleń. Zamurowało mnie. Tak naprawdę nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.

-Ja.. Justin.. Nie wiem.. –Odpowiedziałam, ale  najwyraźniej nie był zadowolony z mojej odpowiedzi, ponieważ nie zszedł ze mnie swoim wzrokiem. Poczułam się jak idiotka. Co mam mu powiedzieć? „Nie, no co ty Justin, fajnie było.” Przecież wyjdę na laskę, która całuje się z pierwszym lepszym napotkanym chłopakiem.

-Ok. Tylko na przyszłość wiedz, że jak masz zamiar narzekać to nie stwarzaj takich sytuacji, rozumiesz? –Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, że potrafi być aż taki bipolarny. Najpierw udaje zadowolonego, czułego, troskliwego, a chwilę potem jest całkiem innym człowiekiem.

-Słucham? Teraz mi nie wmówisz, że to moja wina, ok? Ja tego nie zaczęłam.. –Odpowiedziałam zbulwersowana. Bezczelnie pokręcił głową i ukazał swój pewny siebie uśmiech.

-Jakbyś nie stworzyła takiej sytuacji, nic by z tego nie wyszło. –Powtórzył dobitnie. Wal się. Pomyślałam.  Teraz już w ogóle nie rozumiem jego intencji. Miałam nadzieję, że naprawdę potrafi się zmienić, ale najwyraźniej nic z tego. Przez resztę drogi nie zamieniliśmy ani słowa. Nie miałam nawet najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. Chciałam tylko, żeby jak najszybciej zawiózł mnie do domu, nic więcej. Podróż zamieniała się na wieczność. Na szczęście przetrwałam, byliśmy już przed moim domem. Bez słowa pożegnania wyszłam i zniknęłam mu z oczu. Nie miałam ochoty dłużej na niego patrzeć. Ostatni raz obejrzałam się za siebie, lecz ujrzałam tylko znikające mi w oczach czarne BMW. Dupek.

**

Minęły cztery dni. Justin nie odezwał się ani słowem. Zresztą.. niech robi co chce. Za chwilę miała zacząć się matematyka. Do klasy weszła pani Stivenson. Usiadła za biurkiem i zwróciła się w naszą stronę.

-Jak już pewnie zauważyliście mamy w naszej  klasie nowego ucznia. To jest Marc. –Rzeczywiście, nie widziałam wcześniej tego chłopaka. Wstał niepewnie i przywitał się z każdym. Nie dziwię mu się, że czuje się nie swojo jak nie zna tutaj nikogo. Wygląda na miłego. I nie ukrywam, że jest bardzo przystojny, ale nie aż tak przystojny jak.. Roxana nie myśl o nim więcej! Zawołały moje myśli. Miały oczywiście na  myśli Justina. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Chwilę potem zadzwonił dzwonek. Razem z Elen  i Sarą postanowiłyśmy bliżej poznać nowego kolegę. Podeszłyśmy do niego. Był trochę zmieszany, chyba nie spodziewał się takiej reakcji.

-Cześć Marc. Jestem Roxana.. A to jest Sara i Elen. –Tandetne powitanie na początek.. Ale co tam.. jakoś musiałam zacząć.

-Cześć.. Miło mi was poznać. –Grzecznie,  lecz niepewnie odpowiedział. Usiadłyśmy razem z nim na jednej z ławek znajdujących się na korytarzu. Zaczęliśmy go pytać, jak to się stało, że zmienił szkołę. Miałam wrażenie, że się otworzył. Stał się bardziej pewny siebie. Nasza rozmowa nie mogła trwać długo, ponieważ zadzwonił dzwonek.

-Roxana, widziałaś jak on na ciebie patrzył!? –Podekscytowana Elen zaczęła wrzeszczeć mi do ucha. Od razu spoczęły na nas wzroki innych.

Lekcje dobiegły końca. Pożegnałam się z dziewczynami i kierowałam się w stronę domu. Po chwili jednak zauważyłam, że jakaś postać podąża za mną krok w krok. Obróciłam się.

-Marc? Co ty tutaj robisz? –Zapytałam zaskoczona.

-Wracam do domu? –Zaśmiał się lekko, ale uroczo.. Uśmiechnęłam się.

-No to chyba wygląda na to, że mieszkamy na tej samej ulicy. –Skinął głową i razem kontynuowaliśmy drogę alejką. Nagle spostrzegłam, że na tej samej ławce, na której czekał kiedyś na mnie Justin znowu ktoś siedzi. Gdy podeszliśmy bliżej rozpoznałam osobę.. To znowu był Justin. Gdy podniósł wzrok w moją stronę, na jego twarzy namalowało się zaskoczenie.

-Kto to jest? –Wybuchł mi prosto przed twarzą, gardząco patrząc na Marca.

-Gówno cię to obchodzi. –Splunęłam i ruszyłam dalej. Marc nie zbyt dobrze czuł się w tej sytuacji. Nie miał bladego pojęcia o co chodzi.

-Roxana, chyba musimy pogadać, nie uważasz? –Justin próbował mnie zatrzymać.

-Chyba nie mamy o czym? –Odpowiedziałam pytająco. –Zrozum, że ja już nie chcę mieć z  tobą nic wspólnego. Zawiodłeś mnie dwa razy, to nie wystarczy?

-Roxana, kurwa pogadasz ze mną czy nie?

-Chyba jasno się wyraziłam. NIE CHCĘ MIEĆ Z TOBĄ NIC WSPÓLNEGO. –Przeliterowałam mu tuż przed twarzą. Wtedy poczułam jego ciepły oddech.. Na chwilę się rozkojarzyłam, lecz po krótkiej chwili znów wróciłam do rzeczywistości. W mojej głowie pojawiła się wizja tamtego dnia.. kiedy mnie pocałował.. Nie miałam już jednak ochoty, żeby zaśmiecać tymi nic nie znaczącymi wspomnieniami swoją głowę.  Justin chyba odpuścił. Patrzył jeszcze chwilę w moim kierunku, lecz po czasie odwrócił się i ruszył w swoją stronę.

-Wszystko ok? –Z troską zapytał Marc.

-Tak.. w porządku.

-Kim był ten chłopak? –Chyba jest bardzo ciekawski. Nie miałam ochoty o nim rozmawiać, ale starałam się być miłą.

-Idiotą.. –Chyba nie udał mi się być uprzejmą, ale moje ciśnienie w głowie aż  huczało. Odkąd poznałam Justina, ogólnie zaczęły się ze mną dziać różne dziwne rzeczy. Po kilku minutach doszłam już do swojego domu. Pożegnałam się z Marco, a zaraz potem znalazłam się nareszcie w swoim pokoju. Na moim telefonie wyświetlało się mnóstwo nieodebranych połączeń, a wszystkie od Justina. Naprawdę, nie chce mieć z nim nic wspólnego. Czemu tak zależy mu na rozmowie ze mną? Nie może po prostu zostawić mnie w spokoju. Próbowałam wyrzucić go z swoich myśli, lecz na marne. On ciągle powracał. Czułam do niego niechęć, a równocześnie coś mnie do niego ciągło, lecz nie do końca wiedziałam co to może być. Telefon ponownie zaczął wibrować. Poczułam się zdezorientowana. Kilka razu próbowałam odebrać, a równocześnie się powstrzymywałam. Jednak to odśrodkowe uczucie było mocniejsze. Przyłożyłam iPhona do ucha.

-Roxana? Jednak odebrałaś..

-Mów od razu czego chcesz, ok? –Stanowczo zapytałam.

-Możesz wyjść przed swój dom?

-CO?! Teraz będziesz ciągle za mną chodził, z nadzieją że coś wykombinujesz? Mylisz się.

-Możesz wyjść? –Powtórzył.

-Ok. –Znowu uległam. Super. Nie raz starałam się odmówić temu chłopakowi, ale nigdy nic z tego nie wychodziło. Boję się, żebym nie uległa mu w czymś innym.. To może się źle skończyć. Minęło kilka chwil, a byłam już na zewnątrz. Niepewnie podeszłam w stronę Justina. Żadne z nas nie zaczęło nic mówić. Nastała chwila milczenia.

-Roxana.. –No.. w końcu zaczął. Robiło się już niezręcznie. –Chciałem ci po prostu powiedzieć, że odkąd cię poznałem moje życie totalnie się zmieniło. Ani razu nie skorzystałem już z mojej metody na odstresowanie i..

-I co? Mam ci pogratulować? –Zaśmiałam się sarkastycznie.

-Kurwa, jak ty nic nie rozumiesz.

-To może mnie oświecisz? –Droczyłam się z nim, oczekując właściwej odpowiedzi.

-Lubię cię. Rozumiesz? Lubię cię.  Może tego nie zrozumiesz, bo mnie samemu ciężko było to pojąć, ale to prawda. –Do tej pory moja twarz była jak kamień. Nie wyrażała żadnych emocji. Po tych słowach jednak pojawił się na niej uśmiech. Nie wiedziałam, że Justin znajdzie w sobie tyle odwagi, żeby powiedzieć mi coś takiego. Wprawdzie nie było to nic wielkiego, ale zawsze coś.

Justin pov.

-To może mnie oświecisz? –Ta wredna suka wiedziała jak zadziałać mi na nerwy, mimo wszystko coś mnie do niej ciągło. Chciałem jej powiedzieć, coś więcej niż tylko lubię, ale to nie był odpowiedni czas. Po drugie nie byłem tego do końca pewny, a po tym jak powiedziała, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego to całkiem odpadło.. Mimo wszystko jestem z siebie dumny.

-Też cię CZASEM lubię Justin.. –Przyznała, na co się zaśmiałem. Czasem była naprawdę wkurwiająca, ale teraz jakoś o tym zapomniałem. –Ale pamiętaj.. –Zaczęła. –To jest twoja ostatnia szansa. Jeśli jeszcze raz powtórzysz coś takiego to koniec.. Rozumiesz? Koniec. –Te słowa jak echo przedostały się do mojej głowy.

-Obiecuję. –Odpowiedziałem, chociaż nie byłem tego pewny. Znałem siebie lepiej niż każdy inny. Wiem, że może stać się całkiem inaczej. Znowu zamienię się w tego innego Justina, który cały świat ma umiejscowiony w środkowym palcu. Teraz jednak nie chciałem o tym myśleć.

-To wszystko co chciałeś mi powiedzieć? –Zapytała.

-Tak.. Chyba tak.. –Kierowała się już w stronę powrotną.  Łudziłem się, że się jakoś pożegnamy, czy coś.. Jednak nic. Zniknęła mi z oczu. Wsiadłem do swojego samochodu i przez chwilę rozmyślałem. Wyjąłem telefon z kieszeni. Wybrałem numer Rayana.

-Rayan?

-Siema stary.

-Jest akcja. Gotowy? –Zapytałem..

-No jasne. Mów gdzie i kiedy. –Z przekonaniem odpowiedział.

-Będę za dziesięć minut pod twoim domem. –Rozłączyłem się i całą siła nacisnąłem pedał gazu udając się w stronę domu Rayana.


Jak myślicie o co chodzi Justinowi? Co szykuje z Rayanem?
Rozdział pojawił się z kilkugodzinnym późnieniem, ale jest :)
Proszę, każdego kto czyta o pozostawienie komentarza, nawet anonimowego, one bardzo motywują :)
Więc? 20 komentarzy i następny rozdział?
Jakieś pytania? https://twitter.com/Juss998

środa, 20 listopada 2013

ROZDZIAŁ V


Roxana pov.

Oby więcej takich poranków. Jest dziewiąta, a ja nadal wygodnie leżę w swoim łóżku. Po przebudzeniu, kiedy zaczęłam myśleć realnie, w mojej głowie przetworzyła się pewna informacja. Czy dobrze pamiętam, czy dzisiaj umówiłam się z Justinem? Jakoś nie może to do mnie dotrzeć.. I ja się zgodziłam? Nie wiem, czy coś brałam, ale to nie wydaje się być realne. Sprawdziłam mojego iPhona, żeby się upewnić i.. tak, jednak to prawda. W sumie nie wiem dlaczego to zrobiłam.. Dobra.. Jednak muszę już wstać. Zbliża się dziesiąta. Zeszłam na dół. Nie zastałam nikogo. Rodzice najwyraźniej byli już w pracy. Zjadłam dwa tosty z dżemem. Zrobiłam gorącą herbatę i wróciłam na górę.

Zaczęłam wyrzucać z szafy wszystkie możliwe ubrania. Co mam założyć? Najtrudniejsze pytanie dzisiejszego dnia. Ok.. Myślę, że nie ma co przesadzać. Wybrałam obcisłe, dżinsowe rurki i szarą koszulkę. Udałam się do łazienki. Postanowiłam zrobić lekki makijaż. Nałożyłam tusz do rzęs i matowy podkład. Muszę przyznać, że efekt był zadowalający. Włosy rozpuściłam. Były na nich widoczne delikatne, naturalne fale. Myślę, że jestem już gotowa. Nie.. Jest dopiero jedenasta. To chyba najdłuższa godzina w moim życiu. Minuty przeciągały się na wieczność. Posłuchałam jakichś piosenek w nadziei, że czas będzie szybciej mijał. Myliłam się. Po niecierpliwym wyczekiwaniu, telefon zaczął wibrować.

Czekam na zewnątrz.

Moje serce zaczęło bić takim tempem, jakby zaraz miało wypaść. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. W brzuchu znowu pojawiło się to dziwne uczucie. Co jest?! Pytałam sama siebie. Czyżby to znowu jego wina? Nie.. NA PEWNO nie.. Zwalczając wszystkie przeciwności losu wyszłam na zewnątrz. Pierwsze co wpadło mi w oczy to czarne BMW stojące tuż pod budynkiem. Zorientowałam się, że to Justin. Niepewnym krokiem podeszłam w jego stronę. Gdy mnie zauważył natychmiastowo opuścił samochód i wyszedł naprzeciwko mnie. Nie mogę ukryć, że zrobił na mnie wrażenie. Wyglądał naprawdę.. dobrze. Miał na sobie zwężane męskie dżinsy, których krok umiejscowiony był tuż nad kolanem i skórzaną kurtkę, która dodawała mu jeszcze większego uroku. Roxana, daj spokój.. Przecież ci na nim nie zależy, ok? Miałaś się tego trzymać. Zawołały moje myśli. Mi na nim wcale nie zależy! Krzyknęłam w ciszy kłócąc się z sumieniem. Na mojej twarzy pojawił się grymas.

-Wszystko ok? –Zapytał Justin. Musiałam wyglądać naprawdę dziwnie, skoro zwrócił na to uwagę.

-Ta-ak.. W porządku. –Odpowiedziałam lekko zmieszana.

-Dzisiaj wsiądziesz ze mną do samochodu? –Zaśmiał się sarkastycznie. Nic nie odpowiedziałam. Przewróciłam oczami i pewnym gestem otwarłam drzwi i zajęłam miejsce pasażera. Stał przez chwilę jak wryty.

-Justin? Jedziemy czy nie? –Zapytałam i nareszcie zareagował. Dołączył do mnie. Chwila.. Zapytałam czy jedziemy.. Ale gdzie? Nie mam bladego pojęcia. Nawet nie zapytałam czy W OGÓLE gdziekolwiek jedziemy.

-Nie jesteś ciekawa dokąd cię zabieram? –Zapytał a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

-Właśnie miałam pytać. Wyjąłeś mi to z ust. –Mój śmiech znów się powtórzył.

-Więc ci nie powiem.

-Co? Justin.. –Udałam obrażoną i odwróciłam się w stronę szyby.

-Ejj, spokojnie. To niedaleko. Wytrzymasz kilka minut. –Zapewniał mnie.

-A jeśli nie? –Zmarszczyłam czoło. Musiałam wyglądać jak idiotka. Justin dostał nagłego ataku śmiechu. Zazgrzytałam zębami i ponownie się odwróciłam.

-Jesteśmy na miejscu. –Dumnie poinformował mnie Justin. Niepewnie odwróciłam się w jego kierunku. Opuściliśmy samochód. –Chodź za mną, wejdziemy do środka. –Ruszył w stronę niewielkiego drewnianego domku. Naśladowałam jego kroki. Znaleźliśmy się przed drzwiami wejściowymi. Justin z tylnej kieszeni swoich spodni wyjął klucze i przekręcił je w zamku.

-Zanim wejdziemy do środka, chcę ci powiedzieć, że jesteś pierwszą osobą jaką tu przyprowadziłem. –Jego twarz była poważna. Szczery uśmiech spoglądał w moją stronę. Poczułam się trochę dziwnie. Zdążyłam się domyślić, że to miejsce było dla niego ważne, lecz nie do końca wiedziałam dlaczego. Nic nie odpowiedziałam na jego słowa. Skinęłam tylko głową i posłałam mu odwzajemniony uśmiech.

-Justin.. Tu jest pięknie. –Znaleźliśmy się wewnątrz domku. Był urządzony skromnie, a równocześnie przyjaźnie. Trochę nie w jego stylu, ale mimo wszystko spodobał mi się.

-Mieszkaliśmy tutaj kiedyś wszyscy. Ja, mama, Jazzy, Jaxon i.. tata. –Przez chwilę miałam wrażenie, że rozmawiałam z małym dzieckiem, któremu zaginął pluszak i  rozpaczał po stracie zabawki. Nie.. Jednak to było coś więcej. Justin położył swoje dłonie na twarzy. Niepewnie wstał. Ruszył w stronę ściany.

-Kurwa! Dlaczego!? Możesz mi powiedzieć dlaczego?! –Z całą swoją siłą zadał mocny cios ścianie. Jego głos pałał wściekłością, a równocześnie bezradnością. Miałam ochotę się rozpłakać. Musiałam jednak pozostać silna, chociaż emocje próbowały wziąć nade mną górę.

-Justin.. To nie twoja wina. Weź się w garść. Musisz pokazać, że potrafisz, ok? –Jego oczy bez żadnych emocji wpatrywały się w moje. Nie wiem dlaczego, ale miałam ogromną ochotę rzucić mu się na szyję i mocno przytulić powiedzieć „wszystko będzie ok”, jednak nie mogłam. Nie chcę, żeby pomyślał, że chcę mu pomóc w ten sam sposób jaki robiły to inne laski.

-Nie zawsze potrafię i dobrze o tym wiesz. Znowu widzisz mnie w takim stanie. Nie wiem co się ze mną dzieje, nie mogę nad sobą zapanować. Nie wiem.. nie wiem.. nie wiem.. –Zaczął w kółko powtarzać te słowa. Poczułam strach. Zachowywał  się jak nie on.

-Justin.. Justin spójrz na mnie. –Jego twarz krążyła w różne strony ciągle powtarzając te same słowa. Nie miałam wyboru. Chwyciłam go za twarz i zmusiłam go do spojrzenia na mnie.

-Nie byłem tu od miesięcy. To miejsce zawsze mi GO przypominało. To również z tego powodu przeprowadziliśmy się do Stratford. A teraz, kiedy znów tu jestem to wszystko wraca. Proszę.. Proszę musisz mi pomóc. –Na jego twarzy pojawiło się pożądanie. Wiedziałam co ma na myśli.

-Nie Justin, nawet o tym nie myśl. Rozumiesz? –Stanowczo odmówiłam jego zamiarom. –Lepiej pokaż mi resztę domu. Załamany ruszył schodami w górę. Otworzył drewniane drzwi, a jego usta delikatnie się poruszyły tworząc niewielki uśmiech.

-To mój pokój. –Powiedział jakby z dumą. Spojrzał na mnie dając mi znak, żebym weszła dalej. Na ścianie znajdowało się mnóstwo plakatów. Przedstawiały one różne drużyny koszykarskie.

-Lubisz grać w kosza? –Zapytałam.

-Kiedyś kochałem.. Teraz dawno nie próbowałem. –Jego głos stał się jakby pewniejszy. Wziął do rąk leżącą na podłodze piłkę. Zaczął obracać na jednym palcu, następnie spojrzał na mnie jakby chciał mi zaimponować. Zaśmiałam się delikatnie. Cieszyłam się, że chociaż na chwilę zapomniał  o nieprzyjemnych chwilach.

Justin pov.

Poczułem się trochę lepiej.

-Może zejdziemy do kuchni? Chętnie bym cos zjadł.

-Jasne. –Odpowiedziała. Dotarliśmy na miejsce, jednak półki przywitały nas pustkami. Nie ma się co dziwić, nie było tu nikogo prawie przez pół roku. Znalazłem jedynie czekoladę w proszku.

-Co powiesz na to? –Lekko się skrzywiłem wskazując na opakowanie.

-Czemu nie? Lubię gorącą czekoladę. –Nalałem więc wodę do czajnika i włączyłem do prądu. Do kubków wsypałem proszek. Nie minęły więcej niż dwie minuty, a usłyszałem szum gotującej się wody. Zalałem napój i dokładnie wymieszałem. Dumny z siebie, jakby był to nie lada wyczyn podałem kubek Roxanie.

-Dziękuję. –Uśmiechnęła się ciepło. Miała takie piękne usta.. twarz.. cała była piękna. Patrzyłem na nią przez chwilę jak idiota. Chyba się zorientowała, ponieważ przekazała mi karcące spojrzenie. Zaśmiałem się na jej gest. Czas z nią mijał tak.. inaczej. Mogliśmy normalnie rozmawiać, śmiać się..

-Czekaj.. Ubrudziłaś się.. –Delikatnie przesunąłem swój kciuk po jej twarzy zbliżając ją do siebie. Popatrzyłem na nią jeszcze raz i złączyłem nasze usta. Myślałem, że będzie się opierać, lecz było wręcz przeciwnie. Odwzajemniła pocałunek. Nigdy nie doznałem takiego uczucia. Całowałem się z wieloma laskami, ale teraz poczułem, że przelewam na nią cale swoje emocje. Nigdy nie przerwałbym tej chwili, lecz poczułem, że brakuje nam tlenu. Niepewnie spojrzałem jej w oczy, bojąc się jej reakcji.

-Justin.. –Zaczęła. –To nie powinno mieć miejsca. Przepraszam..

-Ej, cii. –Uciszyłem ją i ponownie złączyłem nasze usta.

Roxana pow.

Nigdy się tak nie czułam. Z jednej strony moje myśli podpowiadały mi, żeby to przerwać, lecz serce głośno krzyczało „zostaw!”. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Wiedziałam jednak, że Justin nie robi tego tylko dlatego, że chce zapomnieć o problemach. Z jego piwnych oczu można było wyczytać coś całkiem innego. Coś, czego nigdy wcześniej w nim nie widziałam. Coś na kształt troski.. wrażliwości. Miałam pewność, że obudziły się w nim ludzkie uczucia, które starał się kryć głęboko w sobie.

-Justin, dlaczego to robisz? –Zapytałam błądząc wzrokiem po wszystkich ścianach pomieszczenia.

-Dziękuję. –Powiedział tylko tyle. Było to jednak szczere. Słyszałam to w jego głosie. –Nie tylko za to, że pomogłaś mi się jakoś ogarnąć, po prostu za to, że mnie nie zostawiłaś.. –Jego głos znów próbował się załamać, lecz chwyciłam go za ramię i lekko go przytuliłam.

Teraz już miałam pewność, że uczucie, które wcześniej mi towarzyszyło i które powtarza się teraz, to wszystko.. przez niego. Dzięki niemu czułam się jakoś dziwnie, równocześnie przyjemnie. Nie byłam do końca tego pewna, ale to mogło być coś więcej, niż zwykły pocałunek. Chciałam to jednak zachować wyłącznie dla siebie..



Jak wam się podoba? Nareszcie ją pocałował i przeprosił.. <3
Hmm.. Może 15 komentarzy i następny rozdział? :)

poniedziałek, 18 listopada 2013

ROZDZIAŁ IV

Dzień jak każdy inny. Niechętnie wstałam i wyszłam do szkoły. Jeden plus, że wyglądałam lepiej niż wczoraj. Ze słuchawek, które przylegały do moich uszu wydobywała się smutna, a zarazem przyjemna piosenka. Droga mijała szybko. Zbliżałam się na miejsce. W końcu byłam u celu. Rozległ się głośny dzwonek. Podeszłam do sali, gdzie czekały już na mnie Elen i Sara. Przytuliłyśmy się tradycyjnie. Pani Evanson jak zwykle prowadziła nudny wykład. Oczy same układały mi się do snu. Musiałam jednak jakoś przetrwać.

-Jak wiecie jutro jest dzień wolny, z okazji patrona szkoły. -Poinformowała nas nauczycielka. Uśmiech od razu wkradł się na moją twarz. Przynajmniej jeden dzień spokoju..

Zajęcia dobiegały końca. Pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam swoją drogą. Udałam się w wąską uliczkę, którą miałam zwyczaj wracać. Mijałam te same domy, kamienice.. ławki.. Ławki? Spostrzegłam, że na jednej z nich ktoś siedzi. Okolica była opuszczona, więc nigdy tu nikogo nie widziałam. Postać wpatrywała się w moją stronę. Byłam jeszcze daleko od niej, więc nie mogłam zidentyfikować twarzy. Szłam ostrożnie, ponieważ nie wiedziałam, co może się stać. Głowa postaci niewinnie wpatrywała się w ziemię. Podeszłam bliżej. Może ktoś zasłabł i potrzebował pomocy..

-Przepraszam, wszystko w porządku? -Zapytałam. Po chwili jednak zaczęłam tego żałować.. Justin. Spojrzał niepewnie w moją stronę. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Jego oczy były spuchnięte. Czyżby płakał? Nie.. To nie w jego stylu. Nie miałam odwagi pytać o nic więcej, ponieważ wiedziałam, że potrafi być wybuchliwy.

-Nie jest w porządku. Rozumiesz kurwa?! Nie jest. -Ponownie pożałowałam, że cokolwiek powiedziałam. Mam odejść, czy mimo wszystko z nim porozmawiać..

-Justin, będzie dobrze, cokolwiek się stało. -Moje serce zmiękło na jego rozbity widok. Wyglądał jakby roztrzaskało go na milion drobnych kawałeczków.

-Nie musisz się nade mną litować. Wiem co o mnie myślisz i nie potrzebuję tego, ok? -Zadrwił i sarkastycznie pokręcił głową.

-A może najwyższy czas powiedzieć, co naprawdę cię boli? -Próbowałam podejść go od każdej strony i pomóc mu się otworzyć. Nie wiem dlaczego próbowałam mu pomóc, ale cos podpowiadało mi, że on tego potrzebuje i nie mogę zostawić go w takim stanie.

-Wiesz, co mnie kurwa boli? To, że jestem największym idiotą na świecie i nie potrafię pomóc nawet własnej rodzinie. Moja matka haruje dzień i noc, żeby zapewnić nam odpowiedni poziom życia. A ja mam to w dupie? Rozumiesz? I to jest w tym wszystkim najgorsze. Mój ojciec nie byłby ze mnie dumny.. -Nie do końca potrafię go zrozumieć, ale w pewnej części wiem o co mu chodzi, ale chwila..

-Dlaczego powiedziałeś, że twój ojciec nie byłby z ciebie dumny? Gdzie on jest? -Zapytałam zaciekawiona, a równocześnie niepewna jego odpowiedzi.

-Odszedł..

-CO? -Wykrzyknęłam, jakbym była jakaś nienormalna. Skierował wzrok w moją stronę. Był on inny niż zwykle. Tym razem szczery.. troskliwy.

-To, co słyszałaś. On nie żyje. Zmarł ponad rok temu. Zostawił nas! I nie potrafię mu tego wybaczyć! Czy on naprawdę nie wiedział, że go potrzebujemy? -W jego oczach widoczne było wyraźne rozczarowanie i żal.  -Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Czasem jest wszystko w porządku. O wszystkim zapominam i.. jest po prostu ok. Bywają też dni, w których wyglądam tak jak teraz. Jak totalne  gówno, które nie wie jak poradzić sobie z panującą sytuacją.

-Nie wiem.. Może mogę ci jakoś pomóc? -Usiadłam koło niego i delikatnie potrząsnęłam jego ramieniem. -Będzie ok. Dasz radę. Wtedy poczułam jego dłoń na moim ramieniu. Nie zareagowałam. Czułam się jakby zahipnotyzowana. Po chwili moja szyja poczuła nagły dopływ ciepłego powietrza. To jego oddech. W żołądku pojawiło się dziwne uczucie, którego nie potrafię opisać. Nie ukrywam, że było przyjemne. Nagle jego usta złączyły się z moją skórą na ramieniu. Przez kilka sekund nie wypuściłam z siebie jakiejkolwiek reakcji, dopiero po chwili zorientowałam się co tak naprawdę się dzieje. Natychmiastowo wyrwałam się z jego objęcia.

-Yy.. Co to było? -Zapytałam, marszcząc przy tym czoło.

-Właśnie mi pomogłaś shawty. -Odpowiedział, a na jego twarzy znów zagościł bezczelny uśmiech.

-Wiesz co? Myślałam, że naprawdę chcesz się zmienić i miałam nawet zamiar zapomnieć o naszych wcześniejszych wydarzeniach, ale widzę, że ty się nigdy nie zmienisz, a co najgorsze nawet nie chcesz tego zrobić. Jeśli to jest sposób na twoje problemy to idź kurwa do burdelu.. a nie do mnie, ok? -Zauważyłam, że te słowa trochę go zabolały, bo jego twarz znowu zmieniła wyraz, lecz wcale tego nie żałowałam. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć,  wstałam i ruszyłam dalej w stronę domu. Znowu straciłam dla niego czas, jak zwykle bez potrzeby. Do niego i tak nic nie dotrze.

Przekroczyłam próg mieszkania, ściągnęłam płaszcz i buty. Wbiegłam schodami na górę, prosto do swojego pokoju. Nie miałam na nic ochoty. Wzięłam laptopa, położyłam się na łóżku. Zaczęłam przeglądać różne portale. Usłyszałam dźwięk swojego iPhona. Bez żadnych emocji chwyciłam go do ręki. Gdy zobaczyłam, że nadawcą jest Justin.. Miałam ochotę rzucić ten pieprznięty telefon na ziemię. Jednak znowu mnie coś powstrzymało. Z jednej strony czułam odrazę i niechęć do tego chłopaka, z drugiej wiedziałam, że potrzebuje pomocy, lecz nie wiedziałam, czy będę mu w stanie ją dać, bez pakowania się w kłopoty. Mimo wszystko odczytałam wiadomość:

Dziękuję za pomoc..

Nie ukrywam, że byłam zaskoczona. Justin i takie wyznania? Zaśmiałam się w myślach. Nie wiem dlaczego, ale w moim brzuch znowu pojawiło się to  dziwne uczucie, którego doznałam w parku, kiedy go spotkałam. Nie.. To na pewno nie jest to co myślę! Nawet NIE CHCĘ o tym myśleć..
Odpisać? Czy zostawić to dla siebie.. Odłożyłam jednak telefon na bok, a na mojej twarzy nadal gościł niekontrolowany uśmiech. Nie minęło długo, a otrzymałam następną wiadomość.

I nie chodzi mi o TO. Dziękuję, za to co mi powiedziałaś.

Czyżby w końcu coś do niego dotarło? Może w końcu zacznie myśleć jak normalny człowiek. Nie ma się jednak co rozpędzać znając jego usposobienie do życia.. Pomijając wszystko.. Dobry początek. Trochę mi daleko do bohaterki z filmu, ale.. zawsze coś.

Miło.. że mogłam ci pomóc.

Tym razem odpisałam. Zrobiło mi się tak jakoś.. fajnie. W końcu mogłam o nim pomyśleć, jak o normalnym człowieku, a nie o jakimś bed boy'u. Może gdzieś w środku kryje w sobie wrażliwego, troskliwego chłopaka, który chowa w sobie prawdziwe uczucia.. Nie wyobrażajmy sobie jednak za dużo. Mówiłam sama do siebie. Tak. Sama do siebie. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale właśnie tak było. Znów wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Dlaczego zachowuję się jak jakaś kretynka od spotkania z Justinem? To nie jest możliwe, żeby miał na mnie aż taki wpływ. Nie.. To na pewno nie to..

Zrobiłaś coś więcej niż tylko pomogłaś..

Otrzymałam następnego smsa. Co chce przez to powiedzieć? Nie do końca rozumiem. Ale to chyba pozytywne, nareszcie zaczyna mówić jak człowiek. W jednej chwili spoważniałam i poczułam się taka.. potrzebna. Długo nie doznałam takiego uczucia.

Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić i.. możemy się jutro zobaczyć?

To chyba nie jest najlepszy pomysł.. Jednak coś podpowiadało mi, żebym nie odmawiała.

Okey...?

Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Może on naprawdę potrzebuje czyjejś pomocy? Tak.. To jest dobra decyzja. Myślę, że nie mam czego żałować.

W takim razie będę jutro o 12:00.. Będę czekał przed twoim domem.

Moje serce zwiększyło obroty. Zaczęło bić coraz szybciej. Nie mogę uzasadnić dlaczego.. Jednak nie było to uczucie, którego chciałam się pozbyć.. Było mi z nim naprawdę dobrze..




Czyli jednak nie koniec znajomości Roxany i Justina <3 hmm.. ciekawe co będzie dalej..
I jak? Rozdział przypadł wam do gustu? Jeśli tak, proszę o pozostawienie po sobie komentarza, one bardzo motywują.  Dziękuję :) Jeśli ktoś jeszcze chce być informowany o dalszych rozdziałach piszcie linki w komentarzach :)