Roxana pov.
Nie
wiedziałam, co się ze mną dzieje. Przed oczami widoczny był tylko czarny obraz.
Moje ciało bezwładnie leżało na ziemi. Po chwili zorientowałam się, że coś jest
nie tak. Mój mózg nie myślał racjonalnie. Czułam, że czyjeś dłonie pomagają mi
się podnieść. Rozpoznałam w nich dotyk Justina. Nie miałam jednak siły, aby
znów go odepchnąć.
-Roxana,
słyszysz mnie? –Ponownie usłyszałam swoje imię.
Przez chwilę stałam o własnych siłach, a widoczność znów powróciła.
-Justin..
Odejdź. –Tylko tyle zdołałam wypowiedzieć. On patrzył na mnie przenikającym
wzrokiem, przez co znów robiło mi się słabo. Tym razem jednak próbowałam dać z
siebie wszystko. Położyłam swoje dłonie na twarzy. Była wilgotna.. Przez łzy..
Łzy wylane przez niego. Nie rozumiem dlaczego on tu jeszcze jest? Czego
oczekuje? Litości? Pomocy? Nie wiem. Jednego jestem pewna. Nie chcę go znać.
Kilka razy mnie zawiódł. To tyle. Niepewnie przebierając nogami zaczęłam
wchodzić do zewnątrz budynku.
-Roxana,
dasz mi to cholerne pięć minut? –Znowu próbował mnie zatrzymać.
-Niby
dlaczego miałabym to robić? –Zapytałam zirytowana.
-Bo tego
potrzebuję.. –Może znowu wyjdę na skończoną idiotkę, ale cos w środku
podpowiadało mi żebym go wysłuchała.
-Dobra,
tylko szybko. Nie mam za wiele czasu. –Oschle odpowiedziałam. Stanęłam z nim
twarz w twarz. Nasze oczu zatapiały się w sobie nawzajem.
-Chciałem ci
tylko powiedzieć, że.. –Zaczął, lecz słyszałam, że jego głos lekko się załamał.
–Że wiem.. Zachowałem się jak totalny dupek, ale zrozum.. nie byłem sobą.
-I tutaj mamy
problem, Justin. Ja tego nie rozumiem. Nie rozumiem tego, wiesz? Nie pojmuję
jak można być takim egoistą? Myślisz tylko o sobie. Wtedy, w tym domku.
Chciałam ci pomóc, a ty co? Co zrobiłeś? Wszystko spieprzyłeś? Myślałeś, że nie
będę miała nic przeciwko tobie, tak? Nie Justin, to nie ta bajka. A jeśli
nawet, musisz się z nią pożegnać.. –Jego twarz opadła ku ziemi, zbladła. Nie
miałam jednak zamiaru go pocieszać. Nie chciałam mówić, że wszystko będzie dobrze. Bo nie będzie.. I tak czy
inaczej musi się z tym pogodzić. Spojrzałam ostatni raz w jego stronę i
odeszłam..
Justin pov.
Dlaczego ona
zawsze robi mi na złość? Nie może normalnie ze mną pogadać? A może to naprawdę
ją zabolało.. Sory, robiłem to z niejedną laską i żadna nie narzekała. Ona po
zwykłym pocałunku chce zerwać ze mną kontakt. Nie.. Na pewno nie. Ona była
taka.. inna, tajemnicza.. Chciałem ją poznać, a czułem, że coś mnie do niej
ciągnie. Muszę coś zrobić. Muszę to naprawić. Nie wiem jak to zrobić, ale
muszę. Przez najbliższe kilka minut stałem pod jej mieszkaniem. Wyglądałem jak
nieruchomy słup soli. Idź tam.. Mówiły
moje myśli. Tym razem postanowiłem się z nimi nie kłócić. Zrobiłem kilka
niepewnych kroków przed siebie. Zapukałem w drzwi i czekałem na odzew. Nic..
Usłyszałem delikatne kroki zbliżające się ku drzwiom.
-Odjedź,
tylko o to cię proszę. Czy to naprawdę tak dużo? –Powiedziała miękkim, a za
razem drżącym głosem.
-Przepraszam
Rox.. Naprawdę nie byłem sobą. –Próbowałem się jakoś wytłumaczyć.
-I myślisz,
że to wystarczy? Kilka razy mnie zawiodłeś Justin.. –Nie dawała za wygraną.
Wiem, że tak łatwo nie odpuści. Nie mogę zrozumieć sam siebie. Dlaczego aż tak
się „poniżam” żeby przeprosić tą sukę, a ona i tak ma mnie w dupie. Gdyby był
to ktoś inny, nigdy bym się tutaj nie znalazł. A jednak to była ona.. Ta
tajemnicza dziewczyna. A moje myśli ciągle powtarzały, żebym łatwo nie
odpuszczał.
Do tej pory
rozmawiała ze mną przez zamknięte drzwi, lecz nagle zauważyłem, że klamka
zaczyna się poruszać. Po chwili wyłoniła się zza nich blada twarz Roxany.
Wyglądała jakby się mnie bała.. I to najbardziej bolało. Nie ufała mi. Nie
wierzyła, że nie zrobię jej krzywdy.
-Justin..
–Łza spłynęła po jej policzku. –Proszę..
-Tylko nie
płacz. Przepraszam Rox. –Podszedłem bliżej, zachowując jednak odpowiedni dystans
i przyłożyłem jej twarz do swojego ramienia. Nie spodziewałem się jej reakcji,
lecz mile mnie zaskoczyła. Odwzajemniła mój gest. Moje serce zaczęło szybciej
bić, a na czole pojawiły się krople potu. Oddech był coraz szybszy, lecz czułem
się ok.. ok. Chyba mi wybaczyła.. Tak mi się wydaje. Nie miałem jednak odwagi
wypowiedzieć ani jednego słowa.
-Justin..
Wydaje mi się, że to ja powinnam cię przeprosić.. –Rozpoczęła niepewnym głosem.
Zdziwionym wzrokiem spojrzałem na jej twarz. Skąd ta nagła zmiana? Nie wiem.
Mimo wszystko nie przerywałem, chcąc dać jej skończyć. –Zaczęłam histeryzować,
jakbyś co najmniej mnie zgwałcił. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak było. Jest
w porządku Justin.. –Niewielki uśmiech wkradł się na jej twarz, a moje oczy od
razu rozpromieniały, nie mogę uzasadnić swojego zachowania.
-Jest ok, bez
względu na wszystko i tak.. Jest ok. –Roxana ze zdziwieniem podniosła swoją
twarz patrząc na mnie.
-Co mówiłeś?
-Że jest
ok.. I zawsze możesz na mnie liczyć. –Sztucznie się uśmiechnąłem. Ona również
ukazała swój uśmiech, lecz jej szczery.. piękny. Odsunęła się ode mnie. Było
miło, lecz zauważalny był jej dystans do mojej osoby.
-Chyba
lepiej będzie jak już pójdziesz.. –Nieśmiało zaproponowała. Spojrzałem na nią i
znacząco skinąłem głową. Wiedziałem, że nie czuje się najlepiej w moim
towarzystwie. W końcu zamknęła przede mną drzwi i zniknęła.. Stałem jeszcze
kilka minut w miejscu jak idiota. Nie wiem.. Może miałem nadzieję, że jeszcze
wróci? Cokolwiek. Nie wróciła. Zszedłem schodami w dół. Uderzył mnie zimny
napływ powietrza. Szybko zająłem miejsce w swoim samochodzie. Kierowałem się w
stronę domu. Po kilku chwilach byłem już na miejscu.
-Cześć mamo,
już jestem. –Przywitałem się. Ku mojemu zaskoczeniu Jazzy była już w domu.
Zazwyczaj wracała późnym wieczorem.
-Justin..
Gdzie byłeś? –Zapytała. Czasem wkurzało mnie, że wszystkim się interesowała.
Nie byłem już małym dzieckiem, chociaż tłumaczyłem sobie, że po prostu się
martwi.
-Musiałem
załatwić coś na mieście. –Chciałem najszybciej pozbyć się zbędnych komentarzy i
pobiegłem do swojego pokoju. Tak.. Tym razem zachowałem się jak dziecko.
Roxana pov.
Nie czekałam
na przyjście rodziców. Byłam za bardzo zmęczona. Położyłam się do łóżka i z
łatwością ogarnął mnie twardy sen.
Nie.. Już
ósma. Niechętnie opuściłam swoje ciepłe łóżko i udałam się do łazienki. Do
szkoły miałam na dziewiątą. Chciałam zdążyć wziąć prysznic. Woda orzeźwiająco
spływała po moim ciele. Dokładnie otarłam się ręcznikiem, włosy wysuszyłam
suszarką. Ułożyły się w naturalne fale, więc utrwaliłam je tylko lakierem.
Założyłam na siebie szarą koszulkę i obcisłe dżinsy. Byłam gotowa do wyjścia.
Idąc przez
szkolny korytarz do Sali, w której miałam mieć lekcje natknęłam się na Sarę i
Elen. Przeszywająco spojrzały w moją stronę. Niczego nie świadoma podeszłam do
nich.
-Cześć! –Wesoło
się przywitałam.
-Dzięki Rox,
że odbierałaś wczoraj ode mnie telefony, naprawdę. –Z sarkazmem w głosie
powiedziała Sara.
-O co
chodzi? Przecież.. –Wyjęłam telefon, który leżał na dnie mojej torby. Kurwa, dzwoniła
dziewięć razy.
-Myślałam, że
zawszę mogę na ciebie liczyć.. –Oznajmiła zawiedziona.
-Bo tak
jest.. –Tłumaczyłam się.
-Najwyraźniej
nie. Potrzebowałam rozmowy, ale jak widać nie miałaś na nią ochoty. Pa. –Świetnie.
Jeszcze tego mi brakowało. Obraziły się na mnie moje dwie najlepsze przyjaciółki.
Do sali musiałam dojść sama. Moja twarz lekko pobladła. Dziewczyny rozmawiały
między sobą, a ja byłam.. sama. Jak zawsze. W sumie można się do tego
przyzwyczaić.
Lekcje
minęły szybko. W sumie było dobrze, oprócz porannej sytuacji.. Ok.. nie było
dobrze. Czułam się jak nikomu niepotrzebne gówno. Do domu wróciłam szybko. Jak zwykle
nikogo nie zastałam. Echo własnych myśli wypełniało moje ciało. Nie miałam
nawet do kogo otworzyć ust. Zawsze tylko.. cisza. To nie mogło trwać długo.
Pogrążałam się z dnia na dzień. Inni żądają ode mnie pomocy, kiedy ja sama nie
potrafię sobie pomóc. Nie miałam ochoty na NIC. Czułam, że muszę z kimś
porozmawiać.. TERAZ. Niestety.. Sama narobiłam sobie przeciwników. Zawiodłam
swoich przyjaciół. Jak do tej pory to oni byli dla mnie najważniejsi. Usiadłam
wygodnie na fotelu, nie wiedząc co zrobić. W ręce trzymałam telefon.
Odblokowałam ekran. Przechodziłam z kontaktu na kontakt szukając jakiejkolwiek
osoby, która mogłaby mi pomóc. Cóż.. Lista była krótka. Pozostał tylko..
Justin? Z ogromną niepewnością napisałam wiadomość, którą miałam zamiar do
niego wysłać.
Możemy pogadać? Teraz.
Z wahaniem
nacisnęłam „wyślij”. Z niecierpliwością czekałam na odpowiedź. Na szczęście nie
była to wieczność. Już po kilku minutach mój iPhon zawibrował.
Będę za 15 minut.
Odetchnęłam
z ulgą. To będzie dla niego ostatnia szansa, na której może odzyskać moje
zaufanie. Mam nadzieję, że tego nie spieprzy. Minęło kilka chwil. Rozległo się
głośne pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół, żeby otworzyć.
-Dziękuję,
że przyszedłeś. –Zwróciłam się do Justina i wskazałam, by wszedł do środka.
-Nie ma
sprawy. –Przyjaźnie się uśmiechnął. –Ale.. Stało się coś? –Troskliwie zapytał.
-Nie.. Znaczy..
Ogólnie jest do dupy. –Rozumiejąc mnie skinął głową.
-Napijesz
się czegoś? –Zaproponowałam.
-Nie dzięki.
-To może chodźmy
na górę.. Moi rodzice będą dopiero za jakieś dwie godziny. –Wskazałam na
schody. Chwilę potem byliśmy na górze. Nie ukrywam, że było trochę niezręcznie.
-Justin..
Nie wiem co robić. Nie mam nikogo. Rozumiesz? Nie wiem co z sobą zrobić. Nie
wiem jak żyć. Nie mogę sobie wyobrazić, że jakiś czas temu próbowałam pomóc
tobie, a teraz sama sobie nie radzę. Możesz mi wytłumaczyć jak to jest? Jak..
-Rox.. Będzie
ok. –Podeszłam do niego i mocno go
przytuliłam. Był widocznie zaskoczony moim zachowaniem. Na pewno nie spodziewał
się takiego obrotu sprawy. Nie wiem co zaczęło się ze mną dziać. Justin
spojrzał swoimi karmelowymi oczami w moje. Poczułam jego ciepły oddech na szyi.
Przez dłuższą chwilę nasz wzrok złączony był w całość. Miałam wrażenie jakby
nasze twarze się zbliżały. Oddech Justina był coraz bardziej wyczuwalny. Nasze
usta dzieliły milimetry. Spojrzał na moją twarz. Nie spostrzegłam kiedy, a
poczułam jego usta na swoich. Rozpoczął namiętny pocałunek. Ja.. Ja nawet nie
protestowałam. Wręcz przeciwnie, odwzajemniłam go.
Kiedy obojgu
nam zabrakło powietrza oddaliliśmy się od siebie. Justin spojrzał na mnie
oczekując jakiejkolwiek reakcji. Nic nie odpowiedziałam. Nie wiem co we mnie
wstąpiło, ale ponownie zbliżyłam się do jego twarzy i tym razem ja zaczęłam go
całować. Zauważyłam jego bezczelny uśmieszek na twarzy, lecz nie zwracałam na
to większej uwagi. Czułam jak napięcie rośnie. Justin nie dawał za wygraną i
nie chciał kończyć tej chwili. Z resztą.. Nie ukrywam, ja też nie.
Przeszkodziło nam jednak nachalne dzwonienie telefonu Justina. Niechętnie wyjął
go z kieszeni. Przesunął palec po ekranie, aby go odblokować. Patrzyłam na jego
twarz, jakby w hipnozie. On jest naprawdę niezwykły, niech tylko tego nie
spieprzy..
Justin pov.
Cholerny
telefon. Chwilę później, ale nie teraz! Krzyczałem w myślach. Nie mając jednak
wyjścia odblokowałem go, a następnie odczytałem wiadomość.
Jest akcja, przyjeżdżaj. Luke.
Kurwa. Nie
teraz.. Proszę.. Ona mi nigdy tego nie wybaczy. Spod oczu spojrzałem na jej
uroczą twarz..
Co teraz będzie? Justin znowu zawiedzie Rox..?
Co sądzicie?
Mam prośbę każdego czytającego proszę o zostawienie komentarza, ponieważ czytelność spadła przy ostatnich rozdziałach i nie wiem czy jest sens dalszego pisania :)
A to blog mojej koleżanki na pewno się wam spodoba, SWIETNY ! <3 http://staywithme3.blogspot.com/
NASTĘPNY RODZIAŁ W PONIEDZIAŁEK :)