piątek, 29 listopada 2013

ROZDZIAŁ IX


Roxana pov.

Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Przed oczami widoczny był tylko czarny obraz. Moje ciało bezwładnie leżało na ziemi. Po chwili zorientowałam się, że coś jest nie tak. Mój mózg nie myślał racjonalnie. Czułam, że czyjeś dłonie pomagają mi się podnieść. Rozpoznałam w nich dotyk Justina. Nie miałam jednak siły, aby znów go odepchnąć.

-Roxana, słyszysz mnie? –Ponownie usłyszałam swoje imię.  Przez chwilę stałam o własnych siłach, a widoczność znów powróciła.

-Justin.. Odejdź. –Tylko tyle zdołałam wypowiedzieć. On patrzył na mnie przenikającym wzrokiem, przez co znów robiło mi się słabo. Tym razem jednak próbowałam dać z siebie wszystko. Położyłam swoje dłonie na twarzy. Była wilgotna.. Przez łzy.. Łzy wylane przez niego. Nie rozumiem dlaczego on tu jeszcze jest? Czego oczekuje? Litości? Pomocy? Nie wiem. Jednego jestem pewna. Nie chcę go znać. Kilka razy mnie zawiódł. To tyle. Niepewnie przebierając nogami zaczęłam wchodzić do zewnątrz budynku.

-Roxana, dasz mi to cholerne pięć minut? –Znowu próbował mnie zatrzymać.

-Niby dlaczego miałabym to robić? –Zapytałam zirytowana.

-Bo tego potrzebuję.. –Może znowu wyjdę na skończoną idiotkę, ale cos w środku podpowiadało mi żebym go wysłuchała.

-Dobra, tylko szybko. Nie mam za wiele czasu. –Oschle odpowiedziałam. Stanęłam z nim twarz w twarz. Nasze oczu zatapiały się w sobie nawzajem.

-Chciałem ci tylko powiedzieć, że.. –Zaczął, lecz słyszałam, że jego głos lekko się załamał. –Że wiem.. Zachowałem się jak totalny dupek, ale zrozum.. nie byłem sobą.

-I tutaj mamy problem, Justin. Ja tego nie rozumiem. Nie rozumiem tego, wiesz? Nie pojmuję jak można być takim egoistą? Myślisz tylko o sobie. Wtedy, w tym domku. Chciałam ci pomóc, a ty co? Co zrobiłeś? Wszystko spieprzyłeś? Myślałeś, że nie będę miała nic przeciwko tobie, tak? Nie Justin, to nie ta bajka. A jeśli nawet, musisz się z nią pożegnać.. –Jego twarz opadła ku ziemi, zbladła. Nie miałam jednak zamiaru go pocieszać. Nie chciałam mówić, że wszystko  będzie dobrze. Bo nie będzie.. I tak czy inaczej musi się z tym pogodzić. Spojrzałam ostatni raz w jego stronę i odeszłam..

Justin pov.

Dlaczego ona zawsze robi mi na złość? Nie może normalnie ze mną pogadać? A może to naprawdę ją zabolało.. Sory, robiłem to z niejedną laską i żadna nie narzekała. Ona po zwykłym pocałunku chce zerwać ze mną kontakt. Nie.. Na pewno nie. Ona była taka.. inna, tajemnicza.. Chciałem ją poznać, a czułem, że coś mnie do niej ciągnie. Muszę coś zrobić. Muszę to naprawić. Nie wiem jak to zrobić, ale muszę. Przez najbliższe kilka minut stałem pod jej mieszkaniem. Wyglądałem jak nieruchomy słup soli. Idź tam.. Mówiły moje myśli. Tym razem postanowiłem się z nimi nie kłócić. Zrobiłem kilka niepewnych kroków przed siebie. Zapukałem w drzwi i czekałem na odzew. Nic.. Usłyszałem delikatne kroki zbliżające się ku drzwiom.

-Odjedź, tylko o to cię proszę. Czy to naprawdę tak dużo? –Powiedziała miękkim, a za razem drżącym głosem.

-Przepraszam Rox.. Naprawdę nie byłem sobą. –Próbowałem się jakoś wytłumaczyć.

-I myślisz, że to wystarczy? Kilka razy mnie zawiodłeś Justin.. –Nie dawała za wygraną. Wiem, że tak łatwo nie odpuści. Nie mogę zrozumieć sam siebie. Dlaczego aż tak się „poniżam” żeby przeprosić tą sukę, a ona i tak ma mnie w dupie. Gdyby był to ktoś inny, nigdy bym się tutaj nie znalazł. A jednak to była ona.. Ta tajemnicza dziewczyna. A moje myśli ciągle powtarzały, żebym łatwo nie odpuszczał.

Do tej pory rozmawiała ze mną przez zamknięte drzwi, lecz nagle zauważyłem, że klamka zaczyna się poruszać. Po chwili wyłoniła się zza nich blada twarz Roxany. Wyglądała jakby się mnie bała.. I to najbardziej bolało. Nie ufała mi. Nie wierzyła, że nie zrobię jej krzywdy.

-Justin.. –Łza spłynęła po jej policzku. –Proszę..

-Tylko nie płacz. Przepraszam Rox. –Podszedłem bliżej, zachowując jednak odpowiedni dystans i przyłożyłem jej twarz do swojego ramienia. Nie spodziewałem się jej reakcji, lecz mile mnie zaskoczyła. Odwzajemniła mój gest. Moje serce zaczęło szybciej bić, a na czole pojawiły się krople potu. Oddech był coraz szybszy, lecz czułem się ok.. ok. Chyba mi wybaczyła.. Tak mi się wydaje. Nie miałem jednak odwagi wypowiedzieć ani jednego słowa.

-Justin.. Wydaje mi się, że to ja powinnam cię przeprosić.. –Rozpoczęła niepewnym głosem. Zdziwionym wzrokiem spojrzałem na jej twarz. Skąd ta nagła zmiana? Nie wiem. Mimo wszystko nie przerywałem, chcąc dać jej skończyć. –Zaczęłam histeryzować, jakbyś co najmniej mnie zgwałcił. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak było. Jest w porządku Justin.. –Niewielki uśmiech wkradł się na jej twarz, a moje oczy od razu rozpromieniały, nie mogę uzasadnić swojego zachowania.

-Jest ok, bez względu na wszystko i tak.. Jest ok. –Roxana ze zdziwieniem podniosła swoją twarz patrząc na mnie.

-Co mówiłeś?

-Że jest ok.. I zawsze możesz na mnie liczyć. –Sztucznie się uśmiechnąłem. Ona również ukazała swój uśmiech, lecz jej szczery.. piękny. Odsunęła się ode mnie. Było miło, lecz zauważalny był jej dystans do mojej osoby.

-Chyba lepiej będzie jak już pójdziesz.. –Nieśmiało zaproponowała. Spojrzałem na nią i znacząco skinąłem głową. Wiedziałem, że nie czuje się najlepiej w moim towarzystwie. W końcu zamknęła przede mną drzwi i zniknęła.. Stałem jeszcze kilka minut w miejscu jak idiota. Nie wiem.. Może miałem nadzieję, że jeszcze wróci? Cokolwiek. Nie wróciła. Zszedłem schodami w dół. Uderzył mnie zimny napływ powietrza. Szybko zająłem miejsce w swoim samochodzie. Kierowałem się w stronę domu. Po kilku chwilach byłem już na miejscu.

-Cześć mamo, już jestem. –Przywitałem się. Ku mojemu zaskoczeniu Jazzy była już w domu. Zazwyczaj wracała późnym wieczorem.

-Justin.. Gdzie byłeś? –Zapytała. Czasem wkurzało mnie, że wszystkim się interesowała. Nie byłem już małym dzieckiem, chociaż tłumaczyłem sobie, że po prostu się martwi.

-Musiałem załatwić coś na mieście. –Chciałem najszybciej pozbyć się zbędnych komentarzy i pobiegłem do swojego pokoju. Tak.. Tym razem zachowałem się jak dziecko.

Roxana pov.

Nie czekałam na przyjście rodziców. Byłam za bardzo zmęczona. Położyłam się do łóżka i z łatwością ogarnął mnie twardy sen.

Nie.. Już ósma. Niechętnie opuściłam swoje ciepłe łóżko i udałam się do łazienki. Do szkoły miałam na dziewiątą. Chciałam zdążyć wziąć prysznic. Woda orzeźwiająco spływała po moim ciele. Dokładnie otarłam się ręcznikiem, włosy wysuszyłam suszarką. Ułożyły się w naturalne fale, więc utrwaliłam je tylko lakierem. Założyłam na siebie szarą koszulkę i obcisłe dżinsy. Byłam gotowa do wyjścia.

Idąc przez szkolny korytarz do Sali, w której miałam mieć lekcje natknęłam się na Sarę i Elen. Przeszywająco spojrzały w moją stronę. Niczego nie świadoma podeszłam do nich.

-Cześć! –Wesoło się przywitałam.

-Dzięki Rox, że odbierałaś wczoraj ode mnie telefony, naprawdę. –Z sarkazmem w głosie powiedziała Sara.

-O co chodzi? Przecież.. –Wyjęłam telefon, który leżał na dnie mojej torby. Kurwa, dzwoniła dziewięć razy.

-Myślałam, że zawszę mogę na ciebie liczyć.. –Oznajmiła zawiedziona.

-Bo tak jest.. –Tłumaczyłam się.

-Najwyraźniej nie. Potrzebowałam rozmowy, ale jak widać nie miałaś na nią ochoty. Pa. –Świetnie. Jeszcze tego mi brakowało. Obraziły się na mnie moje dwie najlepsze przyjaciółki. Do sali musiałam dojść sama. Moja twarz lekko pobladła. Dziewczyny rozmawiały między sobą, a ja byłam.. sama. Jak zawsze. W sumie można się do tego przyzwyczaić.

Lekcje minęły szybko. W sumie było dobrze, oprócz porannej sytuacji.. Ok.. nie było dobrze. Czułam się jak nikomu niepotrzebne gówno. Do domu wróciłam szybko. Jak zwykle nikogo nie zastałam. Echo własnych myśli wypełniało moje ciało. Nie miałam nawet do kogo otworzyć ust. Zawsze tylko.. cisza. To nie mogło trwać długo. Pogrążałam się z dnia na dzień. Inni żądają ode mnie pomocy, kiedy ja sama nie potrafię sobie pomóc. Nie miałam ochoty na NIC. Czułam, że muszę z kimś porozmawiać.. TERAZ. Niestety.. Sama narobiłam sobie przeciwników. Zawiodłam swoich przyjaciół. Jak do tej pory to oni byli dla mnie najważniejsi. Usiadłam wygodnie na fotelu, nie wiedząc co zrobić. W ręce trzymałam telefon. Odblokowałam ekran. Przechodziłam z kontaktu na kontakt szukając jakiejkolwiek osoby, która mogłaby mi pomóc. Cóż.. Lista była krótka. Pozostał tylko.. Justin? Z ogromną niepewnością napisałam wiadomość, którą miałam zamiar do niego wysłać.

Możemy pogadać? Teraz.

Z wahaniem nacisnęłam „wyślij”. Z niecierpliwością czekałam na odpowiedź. Na szczęście nie była to wieczność. Już po kilku minutach mój iPhon zawibrował.

Będę za 15 minut.

Odetchnęłam z ulgą. To będzie dla niego ostatnia szansa, na której może odzyskać moje zaufanie. Mam nadzieję, że tego nie spieprzy. Minęło kilka chwil. Rozległo się głośne pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół, żeby otworzyć.

-Dziękuję, że przyszedłeś. –Zwróciłam się do Justina i wskazałam, by wszedł do środka.

-Nie ma sprawy. –Przyjaźnie się uśmiechnął. –Ale.. Stało się coś? –Troskliwie zapytał.

-Nie.. Znaczy.. Ogólnie jest do dupy. –Rozumiejąc mnie skinął głową.

-Napijesz się czegoś? –Zaproponowałam.

-Nie dzięki.

-To może chodźmy na górę.. Moi rodzice będą dopiero za jakieś dwie godziny. –Wskazałam na schody. Chwilę potem byliśmy na górze. Nie ukrywam, że było trochę niezręcznie.

-Justin.. Nie wiem co robić. Nie mam nikogo. Rozumiesz? Nie wiem co z sobą zrobić. Nie wiem jak żyć. Nie mogę sobie wyobrazić, że jakiś czas temu próbowałam pomóc tobie, a teraz sama sobie nie radzę. Możesz mi wytłumaczyć jak to jest? Jak..

-Rox.. Będzie ok. –Podeszłam  do niego i mocno go przytuliłam. Był widocznie zaskoczony moim zachowaniem. Na pewno nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie wiem co zaczęło się ze mną dziać. Justin spojrzał swoimi karmelowymi oczami w moje. Poczułam jego ciepły oddech na szyi. Przez dłuższą chwilę nasz wzrok złączony był w całość. Miałam wrażenie jakby nasze twarze się zbliżały. Oddech Justina był coraz bardziej wyczuwalny. Nasze usta dzieliły milimetry. Spojrzał na moją twarz. Nie spostrzegłam kiedy, a poczułam jego usta na swoich. Rozpoczął namiętny pocałunek. Ja.. Ja nawet nie protestowałam. Wręcz przeciwnie, odwzajemniłam go.

Kiedy obojgu nam zabrakło powietrza oddaliliśmy się od siebie. Justin spojrzał na mnie oczekując jakiejkolwiek reakcji. Nic nie odpowiedziałam. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale ponownie zbliżyłam się do jego twarzy i tym razem ja zaczęłam go całować. Zauważyłam jego bezczelny uśmieszek na twarzy, lecz nie zwracałam na to większej uwagi. Czułam jak napięcie rośnie. Justin nie dawał za wygraną i nie chciał kończyć tej chwili. Z resztą.. Nie ukrywam, ja też nie. Przeszkodziło nam jednak nachalne dzwonienie telefonu Justina. Niechętnie wyjął go z kieszeni. Przesunął palec po ekranie, aby go odblokować. Patrzyłam na jego twarz, jakby w hipnozie. On jest naprawdę niezwykły, niech tylko tego nie spieprzy..

Justin pov.

Cholerny telefon. Chwilę później, ale nie teraz! Krzyczałem w myślach. Nie mając jednak wyjścia odblokowałem go, a następnie odczytałem wiadomość.

Jest akcja, przyjeżdżaj. Luke.

Kurwa. Nie teraz.. Proszę.. Ona mi nigdy tego nie wybaczy. Spod oczu spojrzałem na jej uroczą twarz..


Co teraz będzie? Justin znowu zawiedzie Rox..?
Co sądzicie?
Mam prośbę każdego czytającego proszę o zostawienie komentarza, ponieważ czytelność spadła przy ostatnich rozdziałach i nie wiem czy jest sens dalszego pisania :)
A to blog mojej koleżanki na pewno się wam spodoba,  SWIETNY ! <3 http://staywithme3.blogspot.com/
NASTĘPNY RODZIAŁ W PONIEDZIAŁEK :)

15 komentarzy:

  1. a blog kolezanki M jest zajebisty !!!!! kc i pozdro fajnie ze mi go wysłałas dopiero sama musiałam sobie poszukac wiesz naprawde dziekuje!@!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku..piękny <3 dawaj nn

    OdpowiedzUsuń
  3. ej no blagam. nie koncz go. on jest cudowny.! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy i zaskakujący :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisz Jesu pisz! Wciągające jak makaron <333333333 mogłabyś mnie infirmować? prooooszę ślicznie proooszę <3 @herosendi

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże super ciekawi mnie nn <3333 /@Serducho98

    OdpowiedzUsuń
  7. boże bisty *-* pisz nn !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BŁAGAM !!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. no weź i ty mówisz że nie ma sensu dalej pisania
    chyba cie pogieło czekam na nn <333

    OdpowiedzUsuń