poniedziałek, 18 listopada 2013

ROZDZIAŁ IV

Dzień jak każdy inny. Niechętnie wstałam i wyszłam do szkoły. Jeden plus, że wyglądałam lepiej niż wczoraj. Ze słuchawek, które przylegały do moich uszu wydobywała się smutna, a zarazem przyjemna piosenka. Droga mijała szybko. Zbliżałam się na miejsce. W końcu byłam u celu. Rozległ się głośny dzwonek. Podeszłam do sali, gdzie czekały już na mnie Elen i Sara. Przytuliłyśmy się tradycyjnie. Pani Evanson jak zwykle prowadziła nudny wykład. Oczy same układały mi się do snu. Musiałam jednak jakoś przetrwać.

-Jak wiecie jutro jest dzień wolny, z okazji patrona szkoły. -Poinformowała nas nauczycielka. Uśmiech od razu wkradł się na moją twarz. Przynajmniej jeden dzień spokoju..

Zajęcia dobiegały końca. Pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam swoją drogą. Udałam się w wąską uliczkę, którą miałam zwyczaj wracać. Mijałam te same domy, kamienice.. ławki.. Ławki? Spostrzegłam, że na jednej z nich ktoś siedzi. Okolica była opuszczona, więc nigdy tu nikogo nie widziałam. Postać wpatrywała się w moją stronę. Byłam jeszcze daleko od niej, więc nie mogłam zidentyfikować twarzy. Szłam ostrożnie, ponieważ nie wiedziałam, co może się stać. Głowa postaci niewinnie wpatrywała się w ziemię. Podeszłam bliżej. Może ktoś zasłabł i potrzebował pomocy..

-Przepraszam, wszystko w porządku? -Zapytałam. Po chwili jednak zaczęłam tego żałować.. Justin. Spojrzał niepewnie w moją stronę. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Jego oczy były spuchnięte. Czyżby płakał? Nie.. To nie w jego stylu. Nie miałam odwagi pytać o nic więcej, ponieważ wiedziałam, że potrafi być wybuchliwy.

-Nie jest w porządku. Rozumiesz kurwa?! Nie jest. -Ponownie pożałowałam, że cokolwiek powiedziałam. Mam odejść, czy mimo wszystko z nim porozmawiać..

-Justin, będzie dobrze, cokolwiek się stało. -Moje serce zmiękło na jego rozbity widok. Wyglądał jakby roztrzaskało go na milion drobnych kawałeczków.

-Nie musisz się nade mną litować. Wiem co o mnie myślisz i nie potrzebuję tego, ok? -Zadrwił i sarkastycznie pokręcił głową.

-A może najwyższy czas powiedzieć, co naprawdę cię boli? -Próbowałam podejść go od każdej strony i pomóc mu się otworzyć. Nie wiem dlaczego próbowałam mu pomóc, ale cos podpowiadało mi, że on tego potrzebuje i nie mogę zostawić go w takim stanie.

-Wiesz, co mnie kurwa boli? To, że jestem największym idiotą na świecie i nie potrafię pomóc nawet własnej rodzinie. Moja matka haruje dzień i noc, żeby zapewnić nam odpowiedni poziom życia. A ja mam to w dupie? Rozumiesz? I to jest w tym wszystkim najgorsze. Mój ojciec nie byłby ze mnie dumny.. -Nie do końca potrafię go zrozumieć, ale w pewnej części wiem o co mu chodzi, ale chwila..

-Dlaczego powiedziałeś, że twój ojciec nie byłby z ciebie dumny? Gdzie on jest? -Zapytałam zaciekawiona, a równocześnie niepewna jego odpowiedzi.

-Odszedł..

-CO? -Wykrzyknęłam, jakbym była jakaś nienormalna. Skierował wzrok w moją stronę. Był on inny niż zwykle. Tym razem szczery.. troskliwy.

-To, co słyszałaś. On nie żyje. Zmarł ponad rok temu. Zostawił nas! I nie potrafię mu tego wybaczyć! Czy on naprawdę nie wiedział, że go potrzebujemy? -W jego oczach widoczne było wyraźne rozczarowanie i żal.  -Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Czasem jest wszystko w porządku. O wszystkim zapominam i.. jest po prostu ok. Bywają też dni, w których wyglądam tak jak teraz. Jak totalne  gówno, które nie wie jak poradzić sobie z panującą sytuacją.

-Nie wiem.. Może mogę ci jakoś pomóc? -Usiadłam koło niego i delikatnie potrząsnęłam jego ramieniem. -Będzie ok. Dasz radę. Wtedy poczułam jego dłoń na moim ramieniu. Nie zareagowałam. Czułam się jakby zahipnotyzowana. Po chwili moja szyja poczuła nagły dopływ ciepłego powietrza. To jego oddech. W żołądku pojawiło się dziwne uczucie, którego nie potrafię opisać. Nie ukrywam, że było przyjemne. Nagle jego usta złączyły się z moją skórą na ramieniu. Przez kilka sekund nie wypuściłam z siebie jakiejkolwiek reakcji, dopiero po chwili zorientowałam się co tak naprawdę się dzieje. Natychmiastowo wyrwałam się z jego objęcia.

-Yy.. Co to było? -Zapytałam, marszcząc przy tym czoło.

-Właśnie mi pomogłaś shawty. -Odpowiedział, a na jego twarzy znów zagościł bezczelny uśmiech.

-Wiesz co? Myślałam, że naprawdę chcesz się zmienić i miałam nawet zamiar zapomnieć o naszych wcześniejszych wydarzeniach, ale widzę, że ty się nigdy nie zmienisz, a co najgorsze nawet nie chcesz tego zrobić. Jeśli to jest sposób na twoje problemy to idź kurwa do burdelu.. a nie do mnie, ok? -Zauważyłam, że te słowa trochę go zabolały, bo jego twarz znowu zmieniła wyraz, lecz wcale tego nie żałowałam. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć,  wstałam i ruszyłam dalej w stronę domu. Znowu straciłam dla niego czas, jak zwykle bez potrzeby. Do niego i tak nic nie dotrze.

Przekroczyłam próg mieszkania, ściągnęłam płaszcz i buty. Wbiegłam schodami na górę, prosto do swojego pokoju. Nie miałam na nic ochoty. Wzięłam laptopa, położyłam się na łóżku. Zaczęłam przeglądać różne portale. Usłyszałam dźwięk swojego iPhona. Bez żadnych emocji chwyciłam go do ręki. Gdy zobaczyłam, że nadawcą jest Justin.. Miałam ochotę rzucić ten pieprznięty telefon na ziemię. Jednak znowu mnie coś powstrzymało. Z jednej strony czułam odrazę i niechęć do tego chłopaka, z drugiej wiedziałam, że potrzebuje pomocy, lecz nie wiedziałam, czy będę mu w stanie ją dać, bez pakowania się w kłopoty. Mimo wszystko odczytałam wiadomość:

Dziękuję za pomoc..

Nie ukrywam, że byłam zaskoczona. Justin i takie wyznania? Zaśmiałam się w myślach. Nie wiem dlaczego, ale w moim brzuch znowu pojawiło się to  dziwne uczucie, którego doznałam w parku, kiedy go spotkałam. Nie.. To na pewno nie jest to co myślę! Nawet NIE CHCĘ o tym myśleć..
Odpisać? Czy zostawić to dla siebie.. Odłożyłam jednak telefon na bok, a na mojej twarzy nadal gościł niekontrolowany uśmiech. Nie minęło długo, a otrzymałam następną wiadomość.

I nie chodzi mi o TO. Dziękuję, za to co mi powiedziałaś.

Czyżby w końcu coś do niego dotarło? Może w końcu zacznie myśleć jak normalny człowiek. Nie ma się jednak co rozpędzać znając jego usposobienie do życia.. Pomijając wszystko.. Dobry początek. Trochę mi daleko do bohaterki z filmu, ale.. zawsze coś.

Miło.. że mogłam ci pomóc.

Tym razem odpisałam. Zrobiło mi się tak jakoś.. fajnie. W końcu mogłam o nim pomyśleć, jak o normalnym człowieku, a nie o jakimś bed boy'u. Może gdzieś w środku kryje w sobie wrażliwego, troskliwego chłopaka, który chowa w sobie prawdziwe uczucia.. Nie wyobrażajmy sobie jednak za dużo. Mówiłam sama do siebie. Tak. Sama do siebie. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale właśnie tak było. Znów wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Dlaczego zachowuję się jak jakaś kretynka od spotkania z Justinem? To nie jest możliwe, żeby miał na mnie aż taki wpływ. Nie.. To na pewno nie to..

Zrobiłaś coś więcej niż tylko pomogłaś..

Otrzymałam następnego smsa. Co chce przez to powiedzieć? Nie do końca rozumiem. Ale to chyba pozytywne, nareszcie zaczyna mówić jak człowiek. W jednej chwili spoważniałam i poczułam się taka.. potrzebna. Długo nie doznałam takiego uczucia.

Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić i.. możemy się jutro zobaczyć?

To chyba nie jest najlepszy pomysł.. Jednak coś podpowiadało mi, żebym nie odmawiała.

Okey...?

Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Może on naprawdę potrzebuje czyjejś pomocy? Tak.. To jest dobra decyzja. Myślę, że nie mam czego żałować.

W takim razie będę jutro o 12:00.. Będę czekał przed twoim domem.

Moje serce zwiększyło obroty. Zaczęło bić coraz szybciej. Nie mogę uzasadnić dlaczego.. Jednak nie było to uczucie, którego chciałam się pozbyć.. Było mi z nim naprawdę dobrze..




Czyli jednak nie koniec znajomości Roxany i Justina <3 hmm.. ciekawe co będzie dalej..
I jak? Rozdział przypadł wam do gustu? Jeśli tak, proszę o pozostawienie po sobie komentarza, one bardzo motywują.  Dziękuję :) Jeśli ktoś jeszcze chce być informowany o dalszych rozdziałach piszcie linki w komentarzach :)

8 komentarzy: