poniedziałek, 2 grudnia 2013

ROZDZIAŁ X


Roxana pov.

Zauważyłam, że coś jest nie tak. Justin bezczynnie wpatrywał się w ekran telefonu, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.

-Justin,  wszystko ok? –Zapytałam nie wytrzymując presji ciszy. Bez jakichkolwiek emocji skierował głowę w moją stronę, a po chwili znów ją opuścił.

-Ok, ok. –Bez entuzjazmu odpowiedział na moje pytanie. Po kilku minutach bezczynnego wpatrywania się w telefon odłożył go z powrotem na bok. –Już w porządku. –Zapewnił mnie. Tym razem był bardziej przekonywujący.

-To dobrze.. Justin, ja-a przepraszam? –To brzmiało bardziej jak pytanie.

-Yy a za co? –Zaskoczony patrzył na moją twarz.

-No wie-esz.. Ten pocałunek. –Zaczęłam się niekontrolowanie jąkać. Po tych słowach napadł go niespodziewany atak śmiechu. –Justin! To nie jest śmieszne! –Zbulwersowana zaczęłam krzyczeć. Udałam obrażoną i skrzyżowałam ręce na piersi.

-Dobra, spokojnie. Po prostu nie rozumiem, jak można przepraszać za pocałunek? Tym bardziej, że oboje tego chcieliśmy. Bo chcieliśmy, prawda? –Przy tych słowach jego głos stał się mniej pewny siebie. Jakby spodziewał się negatywnej odpowiedzi. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać.

-Ta-ak.. –Ponownie wymruczałam pod nosem, lecz najwyraźniej to usłyszał, bo na jego twarzy pojawił się bezczelny uśmieszek.

-Wiedziałem. –Mrugnął do mnie okiem, a ja zrobiłam się czerwona jak burak. Próbowałam zasłonić się rękoma, lecz na marne. Justin znowu zaczął się śmiać.

-Przestań! –Wykrzyczałam jak małe dziecko. Moje słowa najwyraźniej nie miały nie niego wpływu. Po chwili jednak opanował swoje zachowanie i  spojrzał na mnie wymownym wzrokiem. Nie wiem co chciał mi przez to powiedzieć, ponieważ milczał.. Cisza kiedyś mnie wykończy, lecz nie chciałam na niego naciskać. Uzbroiłam się w cierpliwość. Jego oczy nie opuszczały mojej twarzy przez kilka dłuższych chwil.

Justin pov.

Zignorowałem wiadomość od Luka. To oznacza tylko jedno.. Kłopoty, a wyraźniej: przejebane. Nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego to  zrobiłem. Nigdy wcześniej nawet nie przyszłoby mi na myśl, żeby się mu sprzeciwiać, ale teraz? Nie wiem. Wiem tylko jedno, zrobiłem to dla niej. Jednak mimo wszystko nie potrafię tego uzasadnić. To dziwne uczucie, które spotykam od dłuższego czasu nie może mnie opuścić. A może to ja nie chcę, żeby odeszło? Tego też nie wiem. W mojej głowie panuje chaos, nieogarnięta pustka, z którą nie umiem sobie poradzić. Miałem taką cholerną ochotę na jointa. Powstrzymywałem się wyłącznie dlatego, że Roxana najprościej mogłaby mnie wywalić. Zachowałem w sobie resztki opanowania. Wpatrując się bezsensownie w jej twarz, dostrzegłem w jej oczach coś nadzwyczajnego.. innego, tajemniczego. Próbowałem coś z nich rozszyfrować, lecz była to trudna zagadka.

Będąc przy tej dziewczynie, nie mogłem do końca kontrolować swoich ruchów. Bez zastanowienia zbliżyłem swoje usta do jej. Pozwoliłem sobie położyć swoją rękę na jej ramieniu. Nie protestowała, uznałem to za pozwolenie. Poczułem  jej dłoń na swojej głowie. Zaczęła czochrać moje włosy, co zbudowało jeszcze większe napięcie. Miałem jednak świadomość, żeby nie posunąć się za daleko. Miałem do tego kilka powodów. Po pierwsze znów by się wkurwiła, po drugie jej mama mogła przyjść w każdym momencie, a po trzecie to mimo wszystko była.. ONA. I właśnie to był najsilniejszy argument.

-Justin.. –Swoim cienkim głosem wyszeptała moje imię. –Przestań.. –Tym razem dostosowując się do jej polecenia zaprzestałem swoich „działań”. Lekko się uśmiechnęła. –Nie zrozum mnie źle, po prostu nie chcę żeby sprawy potoczyły się za daleko.

-Rozumiem. –Odpowiedziałem bez żadnych emocji. Przytuliła się do mnie, zarzucając swoje ręce na moje barki. Przypadkowo odchyliła się moja dresowa koszulka odsłaniając część mojej klatki piersiowej.

-Masz tatuaż? –Zapytała zaskoczona.

-Tak. –Próbowałem odbiec od tematu dając krótką odpowiedź.

-Co to za liczby? –Nie dawała za wygraną. Nie lubiłem o  tym mówić, chociaż może nie było to coś nadzwyczajnego.

-Nie ważne.

-No  Justin.. –Znowu nie potrafiłem odmówić jej błagalnym oczom.

-Data urodzin mojej mamy. –Kaszląc  przy tym szybko odpowiedziałem.

-Naprawdę? Jak miło.. –Właśnie takiej reakcji się spodziewałem. Teraz wyjdę na jakiegoś maminsynka.

-Dobra, skończ już, ok?  Chciałaś widzieć to wiesz. –Nic nie odpowiedziała. Skinęła tylko głową. Zobaczyłem jak patrzy na zegarek.

-Justin.. Myślę, że powinieneś już iść. Moi rodzice zaraz wrócą.

-Jasne. –Wstałem z fotela kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Roxana podążała za mną krok w krok. Otworzyłem drzwi i chciałem już opuścić mieszkanie, lecz odwróciłem się w jej stronę chcąc pocałować ją w policzek. Nagle odwróciła głowę, aby mi to uniemożliwić. Czasem naprawdę nie rozumiem tej suki. Zmienia humor co kilka minut. Trudno. Chciałem być miły. Nic więcej.

Byłem już na zewnątrz. Wsiadłem do swojego samochodu. Ruszyłem w stronę centrum. Byłem trochę głodny. Udałem się do znajomej pizzerii. Czekając na zamówienie wyjąłem telefon z kieszeni moich spodni. Kurwa. Osiem nieodebranych połączeń, wszystkie od Luka, na dodatek wiadomość od Rayana:

Wiesz, że masz u niego przejebane?

No serio? Pomyślałem. Nie musi mi już tego uświadamiać. Wiem, że jestem w totalnym gównie, ale z tego nie ma odwrotu. I nie tylko ta sytuacja jest absurdalna. Popełniłem błąd zawiązując jakąkolwiek znajomość z Lukiem. Byłem świadomy, że jego imię oznacza problemy, ale potrzebowałem kasy. Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Praca u niego była jedynym rozwiązaniem. Zobaczyłem kelnerkę idącą w moją stronę. Zapłaciłem jej należne pieniądze i wyszedłem na zewnątrz. Zmierzając do samochodu poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu.

-Co za spotkanie. –Szyderczym głosem, jakby skazał mnie już na śmierć przywitał się Luke. Jeśli w ogóle można nazwać to przywitaniem.

-Czego chcesz? –Stanowczo zapytałem, nie chcąc pokazać po sobie zbytniego zainteresowania sprawą.

-Grzeczniej Bieber. Zdajesz sobie sprawę, że odmówiłeś mi współpracy nie odbierając moich telefonów.

-Może po prostu nie mogłem? –Chciałem się go pozbyć jak najszybciej. Luke jednak był typem człowieka, który nie odczepi się do czasu póki nie osiągnie zaplanowanego celu. Tym razem byłem nim JA.

-Tak.. Widziałem to twoje zajęcie. To następna twoja dziwka? Miałem ochotę dać mu w mordę. Wiedziałem jednak, że ma nade mną przewagę, w każdej chwili mógł zjawić się tutaj jego ochroniarz, który zawsze znajdował się w jego pobliżu.

-Kurwa, spierdalaj rozumiesz?! –Ciśnienie we mnie było wyższe niż kiedykolwiek.

-Bieber powtarzam, grzeczniej. W innym wypadku będziemy musieli zająć się twoją zabawką.

-Od niej się odpierdol. Nie ma z tym nic wspólnego. –Zacząłem wrzeszczeć ze złości tuż przed jego twarzą.

-Jak to nie ma nic wspólnego? Przecież to przez nią nie mogłeś wypełnić mojego polecenia. Ciekawe czym tak bardzo cię zajmowała? –Szyderczo zmierzył mnie wzrokiem. Nie wytrzymałem. Wziąłem rozmach, moja zaciśnięta pięść znalazła się przed jego okropną mordą, lecz powstrzymał ją kilka milimetrów przed celem.

-Czy przypadkiem nie przesadziłeś panie Bieber? –W tej chwili podjechał czarny samochód. Wysiadł z niego jeden z ludzi Luka. Otworzył drzwi wskazując palcem na mnie. Dał mi do zrozumienia, żebym wszedł do środka. Nie miałem jednak najmniejszego zamiaru tego robić. Niestety. Luke chwycił moje ręce i siłą wepchnął mnie na tylne siedzenia.

-Kurwa. –Syknąłem pod nosem.

-Coś mówiłeś? –Luke zagrał troskliwą minę, która na odległość śmierdziała ironią. Z obrzydzeniem spojrzałem na jego twarz, co wywołało u niego wielkie rozbawienie. Nie minęła długa chwila, kiedy Luke rozkazał swojemu kierowcy odpalić samochód i ruszyć. Za chwilę mieliśmy przejeżdżać ulicą, na której mieszka Rox. Kurwa. Zabiję go. Pod domem Roxany zauważyłem dwie furgonetki należące do Luka i wysiadających z nich jego ludzi.

-Coś nie tak? –Szyderczo zapytał Luke.


No, więc dziesiąty rozdział za nami. Jeśli czekacie na następny to zostawcie po sobie jakiś komentarz. Każdy kto to czyta proszę o pozostawienie nawet jednego, anonimowego :)
Mój tt: https://twitter.com/Juss998
Blog pewnej belieber, na pewno się wam spodoba, zachęcam :) http://the-upside-to-the-sky.blogspot.com/

14 komentarzy: