wtorek, 31 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XX


Justin pov.

Nie wahałem się ani sekundy, szybko wytłumaczyłem Rox o co chodzi i wybiegłem z jej mieszkania. Moje ciało było w transie. Nie potrafiłem nad nim zapanować. Czułem nerwowe drgawki, które przejawiały się zdenerwowaniem w mojej głowie. Już w kilka minut dotarłem do domu. W jednym momencie wbiegłem schodami, wparowałem do domu z prędkością światła. Moja mama czekała już na mnie na korytarzu. Jej ciało było całe roztrzęsione.

-Spokojnie, opowiedz mi dokładnie co się stało? –Próbowałem ją uspokoić, ale chyba nie szło mi najlepiej.

-Była w domu, widziałam ją. Kilka minut poszłam do jej pokoju i..  zniknęła. Nie wiem co się stało. Nie mówiła, że gdziekolwiek wychodzi. Justin musimy ją znaleźć..

-Znajdziemy ją, dzwoniłaś do niej?

-Tak,  zostawiła telefon. Nie wiem co robić Justin! –Czułem, że nie jest dobrze, mama powoli zaczęła wpadać w panikę. To nie wróżyło nic dobrego. Do mojej głowy przychodziły najgorsze myśli takie jak.. Luke. Nie, on nie mógł jej nic zrobić. Zabiłbym go. Przed mamą starałem się nie ukazywać żadnych emocji, nie chciałem martwić jej jeszcze bardziej.

-Długo jej nie ma? –Zapytałem.

-Zadzwoniłam do ciebie zaraz po tym jak zauważyłam, że zniknęła.

-Ok, nie może być daleko. Zaczekaj, obdzwonię jej koleżanki, może jest u którejś. –Kurwa. U żadnej jej nie ma. Mam tylko cholerną nadzieję, żeby moje przypuszczenia się nie sprawdziły. Gdzie jej szukać? Co robić? Może lepiej od razu jechać do Luka i upewnić się, że nie ma z tą sprawą nic wspólnego? Nie wiem. Kurwa, nie wiem.

-Czekaj tutaj, daj mi znać jakby wróciła, ok? –Zostawiłem mamę w domu, sam wybiegłem na zewnątrz. Chciałem rozejrzeć się po okolicy. Kilka razy krążyłem wokół domu, mając nadzieję, że gdzieś ją zobaczę. Nic. Mijałem kolejne budynki. Znalazłem się w parku. Zobaczyłem kilku jej znajomych, zapytałem czy nic nie wiedzą. Dalej nic. Powoli zaczynałem tracić nadzieję. Mijałem kolejne ulice, ani śladu. Najgorsze było to, że nie miałem pewności, ze nic jej nie jest, czy jest cała. Ta niepewność rozbijała mnie od środka. Doszedłem do przecznicy naszej ulicy i zobaczyłem idącą Jazzy. Wypuściłem z siebie powietrze, które do tej pory niekontrolowanie w sobie tłumiłem. Poczułem jak ogromny kamień spada mi z serca, widząc ją całą.

-Jazzy! –Krzyknąłem w jej kierunku. Spojrzała w moją stronę i ponownie spuściła głowę. Podszedłem bliżej, aby upewnić się, że jest cała. Wyjąłem telefon z kieszeni i poinformowałem mamę, że Jazzy jest ze mną. –Jazzy ty płaczesz?

-Ni-e. –Wyjąkała tłocząc łzy.

-Jazzy co się dzieje? Ktoś ci coś zrobił? Gdzie ty w ogóle byłaś?

-U koleżanki. Pokłóciłam się z nią. To wszystko. –Nie byłem przekonany, że mówi prawdę. Nie chciałem jej jednak teraz męczyć. Widziałem, że nie jest w najlepszej formie.

-Ok, chodźmy do domu. –Nie ogłosiła sprzeciwu. Przynajmniej tyle. Nie rozumiem tylko jednego, dlaczego nie powiedziała nikomu dokąd wychodzi. Za kilka minut byliśmy z powrotem w domu. Jazzy od razu pobiegła do swojego pokoju. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Prędzej czy później i tak wszystko wyjdzie na jaw.

Jazzy pov.

Nigdy wcześniej się tak nie bałam. Nie mogłam powiedzieć Justinowi całej prawdy. Nie mogłam. Bałam się. Wiedziałam jedno. To byli ludzie, dla których pracował. Zadzwonili do mnie, nie mam pojęcia skąd mieli mój kontakt. Zagrozili, że jak sama do niech nie wyjdę, przyjdą do domu. Nie mogłam się sprzeciwiać. Nie powiedziałam nikomu dokąd wychodzę. Myślałam, że szybko wrócę z powrotem. Najgorsze jest jednak to, czego zażądali.. Nie mogę tego zrobić.. Ale w przeciwnym razie zrobią coś mi.. albo naszej rodzinie. Wiedziałam, że Justin siedzi w gównie, nie wiedziałam jednak, że aż w takim. Do tej pory nie miałam powodów do strachu.. Do dnia dzisiejszego.

Justin pov.

Kilkanaście nieodebranych połączeń od Rox.

Już wszystko w porządku. Jazzy jest w domu.

Wysłałem jej wiadomość, żeby dłużej się nie martwiła. Sam jednak do końca nie byłem przekonany, że wszystko jest w porządku. Nie chciałem jednak już dzisiaj o nic wypytywać Jazzy.

Czułem potrzebę ponownego spotkania się z Rox. Zastanawiałem się czy nie zaprosić jej do siebie. Po krótkim namyśle zdecydowałem, że to nie najlepszy pomysł. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Mogłaby czuć się skrępowana. W mieszkaniu panowała jeszcze napięta atmosfera.

Chciałem trochę odreagować. Wyszedłem na miasto. Udałem się do najbliższego baru. Zamówiłem piwo. Usiadłem przy stoliku znajdującym  się przy oknie. Szybko wypiłem pierwszy kufel. Zamówiłem następny. Poszło równie szybko. Nie chciałem się upić, zrezygnowałem z następnego. Przez chwilę bezczynnie siedziałem wpatrując się w obraz za oknem. Postanowiłem wrócić już do domu.  Szedłem wolno, rozmyślając o wielu sprawach. Doszedłem do wniosku, że moje życie przeszło ogromną metamorfozę. A wszystko zaczęło się od spotkania Rox.. I to właśnie jej wszystko zawdzięczam. Czułem, że się zmieniam, zmieniam na lepsze. Nie mogę ukryć, że czasem w mojej głowie pojawiają się wątpliwości i mam ochotę do tego wrócić, chwilę po tym jednak pomyślę o Rox, o rodzinie i wszystko się rozchodzi. Dzięki temu świat staje się bardziej realny, moje życie stopniowo nabiera sensu.  Mijałem kolejne budynki, zbliżając się do domu. Po kilku minutach byłem już na miejscu. Udałem się do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku. Usłyszałem kilkukrotny dźwięk mojego telefonu. Na ekranie wyświetliło się imię Rox. Przyłożyłem telefon do ucha.

-Martwiłam się Justin. –Usłyszałem jej troskliwy głos.

-Już wszystko w porządku.

-Co się w ogóle stało? Wiesz gdzie była? –Dalej wypytywała o Jazzy.

-Twierdzi, że u koleżanki. Nie jestem tego pewien, lecz na razie tyle musi mi wystarczyć.

-Wszystko się ułoży Justin. Wiesz, że.. cię kocham.. –Niepewnie wypowiedziała ostatnie słowa, lecz czułem w nich szczerość. Dziwnie uczucie przechodziło przez moje ciało słysząc te dwa słowa. Dawno się tak nie czułem.

-Też cię kocham Rox..  Spotkamy się jutro. Muszę kończyć. –Rozłączyłem się i ponownie położyłem się na łóżku. Nie wiem dlaczego, ale poczułem naglącą potrzebę zapalenia. Próbowałem się powstrzymać.  W mojej szufladzie znajdowało się jeszcze kilka jointów, robiłem wszystko żeby się temu sprzeciwić. Na szczęście się udało.

-Justin, możesz tutaj na chwilę przyjść? –Usłyszałem głos mamy. Udałem się do kuchni.  –Jazzy powiedziała ci gdzie była?

-Tak. U koleżanki i chyba się pokłóciły. –Nie chciałem dzielić się z nią swoimi podejrzeniami. Widziałem, że i tak wystarczająco się przejęła. –Już jest  w porządku.

-Tak bardzo się o nią martwiłam. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś się jej stało.

-Nic się nie stanie. –Przekonywałem ją, ale jakbym sam nie był do końca pewien. Co jest do cholery? Mówiłem sam do siebie.

-Wychodzę do supermarketu, potrzebujesz czegoś?

-Nie, chyba nie. Zaczekaj, dam ci pieniądze. –Zacząłem kierować się w stronę swojego pokoju.

-Justin nie musisz. Zostaw je na swoje wydatki. Jak do tej pory wystarczało nam na życie. Nie musisz nas wszystkich utrzymywać.

-Zaczekaj. –Przerwałem jej i kontynuowałem drogę. Nie chciałem być ciągle na utrzymaniu mamy. Byłem w końcu dorosły i musiałem sobie jakoś radzić. Wyjąłem z szafki pudełko, w którym zawsze trzymałem pieniądze. Otworzyłem je, aby wyjąć kilka banknotów.

-Co jest? Gdzie one kurwa są?! –Wrzasnąłem sam do siebie.



Jak myślcie co się stało? Czy Justin dowie się prawdy o Jazzy?
Jeejku jesteście już ze mną 20 rozdziałów! Bardzo wam dziękuję, że są takie osoby, które to czytają i którym to się podoba, jest mi naprawdę bardzo, bardzo miło! <3
Piszcie swoje spostrzeżenia w komentarzach, a na pewno postaram się je wykorzystać przy pisaniu następnych, może macie jakiś pomysł na ciąg dalszy? :)

15 kom. i następny :)

piątek, 27 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XIX


Justin pov.

Patrząc co dzieje się z Rox, nie zdawałem sobie sprawy, że być może to ostatnie oddechy w moim życiu. W końcu byłem bez broni. Czułem się jak ostatnie gówno, które nie może sobie z niczym poradzić. Gdy spostrzegłem się, że coś jest nie tak, obróciłem głowę w stronę Luka, a ten spojrzał na mnie z uczuciem zwycięstwa. Przycisnął pistolet jeszcze mocniej do mojej głowy.

-Możesz wypowiedzieć ostatnie słowo Bieber.  –Nie miałem ochoty go słuchać. Najbardziej martwiłem się o Rox, a najgorsze było to, że nie mogłem nic zrobić, nie mogłem jej pomóc. Bezczynnie patrzyłem jak ją szarpią i poniżają, a to wszystko ze względu na mnie.

-Nic nie mówisz? Dobrze. W końcu im szybciej tym lepiej. –Usłyszałem jak ładuje spust i wręcz boleśnie wbija go w moją głowę. Wydałem z siebie cichy dźwięk jęku. Jednak najbardziej nie mogłem znieść widoku zrozpaczonej i wystraszonej Roxany. Żałuję, że musi przechodzić przez to wszystko przeze mnie. Strzał! Zacisnąłem mocno oczy a Roxana wykrzyczała moje imię. Powoli i niepewnie zacząłem je otwierać. Żyję? Żyję. Odwróciłem się. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Luke nie chybił by strzału z takiej odległości. Ku mojemu zdziwieniu Luke leżał na ziemi.

-Weź ją i karz jej stąd iść. Wiesz, że to jeszcze nie koniec. –Rayan? Co on tu robi. Mówiąc te słowa miał na myśli Rox. Podbiegłem do dwóch mężczyzn z sprośnymi mordami i wyrwałem ją z ich uścisku.

-Biegnij do domu, tylko o to cię proszę, Rox.. –Nie mogła wypowiedzieć ani jednego słowa. Najwyraźniej była bardzo przestraszona. Skinęła tylko głową i niepewnym, lecz żwawym krokiem odeszła. Wróciłem do Rayana, który mocno trzymał Luka leżącego na ziemi. Dwaj mężczyźni, którzy byli razem z nim próbowali go ratować, lecz po otrzymaniu kilku ciosów zrezygnowali i wycofali się. Zostaliśmy tylko my: my i Luke. Mieliśmy w pewnym sensie przewagę. Nawet podczas braku złapania oddechu, z powodu zaciśnięcia jego szyi Luke nadal wydawał z siebie dziwnego rodzaju uśmiechy. Nie mogłem zrozumieć tego człowieka. Ale najbardziej nie mogłem pojąć w tej chwili, co robi tutaj Rayan? Tak, to mój przyjaciel, a równocześnie pracownik Luka. Podjął się naprawdę niebezpiecznej próby. Spoglądał to na mnie to na Luka, jakby chwilami wahał się tego co robi.

-Jesteś żałosny, Bieber. –Zaczął Luke sarkastycznym głosem. –Nie potrafisz niczego zrobić sam. Musisz prosić o pomoc? Jest mi tak przykro.. Ale najbardziej jest mi przykro, że muszę widzieć jeszcze twoją mordę żywą.

-Mi też jest przykro, że muszę słuchać twoich żałosnych wyznań. Cóż.. Muszę wytrzymać jeszcze kilka chwil. –Luke powtórzył swój głupkowaty uśmiech.

-Ty też próbujesz mi się przeciwstawić? –Te słowa skierował w stronę Rayana. Ten jednak milczał, jakby wiedział, że wpakował się w jeszcze większe gówno niż to w którym siedział ze mną od lat.

-Daruj sobie Luke. –Rayan znalazł jednak kilka słów i odpowiedział z pewnym wahaniem.

-Zabijecie mnie? Eh, to takie odważne. –Luke próbował grać z nami w jakąś grę. Próbował nas sprowokować. W tej chwili kierowały nami różne emocje, więc musieliśmy nad sobą panować.

-Nie, to byłoby zbyt łatwe. Będziesz gnił, będziesz gnił do końca życia, rozumiesz? –Chciałem uświadomić mu cel moich czynów. Moja szczęka zacisnęła się najmocniej jak potrafiła, pięć samoczynnie zacisnęła się w uścisk i wycelowała w twarz Luke, jeśli można nazwać to twarzą. Krew momentalnie wypłynęła z jego nosa. Nie mogłem  powstrzymać się od kolejnego zamachu. Tym razem z całej siły uderzyłem go w brzuch. Zaczął zwijać się z bólu, więc nie musieliśmy go dłużej trzymać.

-A to na pożegnanie. –Wykonałem ostatni zamach nogą w jego krocze. Luke wydał z siebie jęk z bólu. Był to piękny widok. Cieszyłem się na widok jego cierpiącego.

-Rayan, w ogóle co ty tutaj robisz? I dlaczego to zrobiłeś? Wiesz, że wpakowałeś się w ogromne gówno?

-Po prostu przechodziłem i zauważyłem, że coś jest nie tak, a w gównie i tak siedziałem od lat i dobrze o tym wiesz.. –Skinąłem głową, rozumiejąc jego słowa. W końcu znajdowaliśmy się w takiej samej sytuacji. Nagle do mojej głowy napłynęła myśl o Roxanie.

-Muszę iść.. tam. –Wskazałem drogę prowadzącą w innym kierunku.

-Do niej? –Zapytał.

-Tak.. W ogóle skąd wiesz.. o niej?

-Nie trudno się domyślić. Na nikogo tak wcześniej nie patrzyłeś jak na nią. Nikogo nie próbowałbyś uratować, tak jak ją. –Uśmiechnął się szczerze. –Idź do niej, sprawdź czy wszystko ok.

-Dzięki. –Pożegnalnym gestem poklepałem go po plecach. Wróciłem do swojego samochodu i podjechałem pod dom Rox. Wyszedłem schodami w górę i niepewnie zapukałem do drzwi. Bałem się tylko, żeby drzwi nie otwarła jej mama, nie miałem u niej zbyt dobrej opinii.

-Justin.. Jesteś cały? –Na szczęście w drzwiach ukazała się Rox. W jej oczach widoczny był jeszcze strach.

-Tak, nie martw się o to. Nic ci nie jest? Nic ci nie zrobili?

-Nie, wszystko w porządku.. –Odpowiedziała, ale trochę niepewnie.

-Przepraszam.. Przepraszam , że musiałaś przechodzić przez to wszystko przeze mnie, że musiałaś na to wszystko patrzeć, denerwować się, narażać się i.. –Nie pozwoliła mi skończyć tylko mocno przywiązała się do mojej szyi.

-Tak bardzo cię potrzebuję, nie wiem co bym zrobiła, gdybym cię straciła. Jesteś dla mnie naprawdę ważny Justin.. –Pocałowałem ją w czubek głowy. Chciałem upewnić się, że nic jej nie jest. Nigdy nie wybaczyłbym sobie tego, gdyby coś jej zrobili.

-Ty dla mnie też Rox.. Może nie zawsze potrafię to ukazać, ale uwierz, że tak jest. –Oderwała się od mojej szyi i popatrzyła ze szczerością w oczach.

-Może wejdziesz na chwilę? –Zaproponowała.

-Nie wiem czy twoja mama byłaby zadowolona.

-Daj spokój i tak jej nie ma. Wyszła gdzieś na zakupy. –Nie dałem się długo namawiać. Wszedłem do środka. Rox zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Byłem już tam wcześniej, ale za każdym razem, gdy się tam znajdowałem wydawało mi się jakbym był tam po raz pierwszy. Usiadłem na kanapie, Rox zaraz obok mnie. Patrzyła mi głęboko w oczy. Nie wiedziałem co chce przez to powiedzieć, ale wyglądała.. uroczo. Nie mogłem powstrzymać się od pocałunku. Nie wahając się ani chwili zbliżyłem swoje usta do jej. Rox w żadnym stopniu nie była przeciwna. Wręcz przeciwnie, położyła dłonie na moich plecach przyciągając mnie coraz bliżej siebie. Nie żebym miał coś przeciwko. Po chwili zniżyła swoje usta dochodząc do mojej szyi. Zaczęła składać na niej pocałunki. Przyssała się do mojej skóry, a następnie jeszcze raz spojrzała mi w oczy.

-Ojj.. –Zaśmiała się pod nosem.

-Co jest? –Odwróciłem się, spoglądając do lusterka, które umocowane było na jej szafie, co tak bardzo ją śmieszy.

-Ale śmieszne.. –Przeliterowałem z sarkazmem. Rox momentalnie się zaczerwieniła i próbowała schować swoją twarz. Jej twarz zrobiła się smutna, jakby z powodu tego, że byłem na nią wkurzony, a nie byłem.

-Ej spokojnie, to tylko malinka. –Zaśmiałem się. Przecież nie miałem jej tego za złe.

-Justin.. –Wypowiedziała moje imię i znów zakryła swoją twarz dłońmi. Usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Wyjąłem go ze skórzanej kurtki, która leżała na sąsiednim fotelu. Mama?

-Muszę odebrać to mama. Ej już ok, popatrz na mnie. –Musiałem zmusić ją do zetknięcia naszych wzroków. –Nie musisz brać wszystkiego tak na poważnie. –Próbowałem jej wszystko wytłumaczyć. Mój telefon nadal dzwonił, więc przyłożyłem go do ucha.

-Halo? Spokojnie, mów wolniej. Nic nie rozumiem. –Głos mamy ciągle się załamywał. Nie wiedziałem o czym do mnie mówi. –Spokojnie. Powiedz jeszcze raz. –Wsłuchałem się dokładniej w jej słowa.

-Jak to Jazzy zniknęła, o czym ty do cholery mówisz?!

No trochę się działo xd Jak myślicie co się stanie? Piszcie swoje spostrzeżenia w komentarzach, to bardzo pomaga przy pisaniu :) Czekacie na następny?
Niech każdy kto czyta, zostawi jakiś komentarz :)
15 kom. i dodaję następny :)

wtorek, 24 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XVIII


Roxana pov.

Musiałam wyglądać naprawdę dziwnie. Patrzyłam na niego jakbym zobaczyła ducha. Jego słowa nie mogły przedostać się do mojej głowy.

-Co powiedziałeś? –Nadal niedowierzająco wpatrywałam się w jego twarz.

-Kocham cię Rox.. –Niepewnie odpowiedział, nie spodziewając się mojej reakcji.

-Justin.. ja.. –Nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Czułam się tak.. doskonale. Uczucie, które mi towarzyszyło było niespotykane. Nie czułam go tak mocno nigdy wcześniej.

-Justin.. Ja też cię kocham. –Zorientowałam, że te słowa wyszły z moich ust dopiero po ich wypowiedzeniu. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie panowałam nad swoimi  ruchami. Niekontrolowanie podbiegłam do Justina i uścisnęłam go najmocniej jak potrafiłam. Nasze oczy zetknęły się w jednej linii. Jego karmelowe tęczówki zatopiły się w moich. Nigdy wcześniej nie czułam  się tak bezpiecznie jak przy nim, chociaż byłam świadoma czym się zajmował. Lecz w tej chwili to nie miało najmniejszego znaczenia. Nie mogłam zepsuć tej chwili. Poczułam ciepły oddech Justina na mojej szyi. Jego usta lekko ocierały się o moją skórę. Po chwili przedostały się na moje usta. Justin jeszcze raz głęboko spojrzał w moje oczy, chcąc mieć pewność, że nie mam nic przeciwko. Nie musiał o to pytać.. Nie miałam.

-Tak bardzo cię potrzebuję.. –Wyszeptał swoim chrypkowatym głosem do ucha. Nic nie odpowiedziałam. Nie mogłam dobrać odpowiednich słów. Jeszcze mocniej przytuliłam się do Justina. Staliśmy przed drzwiami na dworze. Było zimno, lecz żadne z nas nie czuło chłodu. Wręcz przeciwnie. Nasze usta się złączyły. Justin intensywnie poruszał nimi po moich wargach. Delikatnie przesuwając się z miejsca wróciliśmy do środka. Dotarliśmy do pokoju, który był chyba byłą sypialnią rodziców Justina. Usiedliśmy nie przerywając pocałunku. Usiadłam na jego kolanach. Justin położył swoją dłoń na moich plecach, co nie mogło powstrzymać mnie od jęku. Wsunęliśmy się na dalsze obrzeże łóżka.

Justin ściągnął swoją koszulkę, którą do tej pory miał na sobie. Po raz pierwszy zobaczyłam jego umięśnione ciało i.. tatuaże? Nigdy wcześniej ich nie widziałam, przynajmniej nie aż tyle. Raz natknęłam się na jeden, poza tym nie wiedziałam o ich istnieniu. Nie chciałam jednak teraz o to pytać. Mimo wszystko pasowały one do jego wyglądu. Justin spojrzał na mnie swoimi pożądającymi oczyma. Czułam, że sprawy mogą pójść za daleko, byłam świadoma,  że nie mogę do tego dopuścić.

Justin pov.

Jeszcze nigdy wcześniej nie pragnąłem nikogo tak jak jej. Była jak narkotyk. Za każdym razem, gdy na nią spojrzałem wydawała się być piękniejsza. Jej  brązowe włosy panowały w nieładzie, kilka kosmyków leżało na jej dziewczęcej twarzy. Będąc tak blisko niej, coraz bardziej pogłębiałem swoje uczucie. Byłem tego coraz bardziej pewniejszy, coraz bardziej bliższy.. Położyłem swoje dłonie na jej plecach. Lekko chwyciłem jej koszulkę, chcąc ją zdjąć.

-Justin, przestań.. –Nie zareagowałem na jej upomnienie. Nadal lekko próbowałem ją zsunąć.

-Justin, proszę.. –Powtórzyła. –Nie teraz.. Nie dzisiaj.. –Nie mogłem być jej przeciwny. Gdyby to była inna laska.. Ale nie ona. Nie mogłem..

-Wszystko w porządku? –Zapytałem, aby upewnić się czy dobrze się czuje.

-Tak.. Po prostu.. Nie jestem jeszcze na to gotowa.. Zrozum. –Wytłumaczyła się. Nie chciałem, żeby poczuła się mną przytłoczona. Przede wszystkim nie chciałem, żeby się mnie bała. Już raz wszystko spieprzyłem, nie chciałem tego powtórzyć. To nie byłoby w porządku.

-Masz tatuaże.. –Popatrzyła w moją stronę z jakby lekkim zdziwieniem.

-Tak. –Odpowiedziałem.

-Nie wiedziałam, że masz ich aż tyle..

-Jakoś tak wyszło.. Ale czy musimy rozmawiać o moich tatuażach? –Nic nie odpowiedziała, skinęła lekko głową, dając mi do zrozumienia, że się poddaje. Nie lubiłem o nich rozmawiać.

-A możesz mi tylko powiedzieć, kim jest ta dziewczyna na lewej ręce? –Wskazała na wytatuowaną postać.

-Naprawdę chcesz wiedzieć?

-Tak..

-To moja była dziewczyna.. Naprawdę ją kochałem, nawet wiązałem z nią przyszłość, a ona? Ona wszystko zepsuła. Nie wiedziałem, że będzie wobec mnie aż taka nieszczera.. Długo nie mogłem pozbierać się po naszym rozstaniu, czasem było naprawdę ciężko.. W końcu zacząłem się ratować.. Sama wiesz czym.. Niestety nie było to najlepszym rozwiązaniem. Ale to już przeszłość, teraz.. Jesteś tylko ty. –Uśmiechnęła się na moje słowa.

-Justin.. –Zaczęła dziecięcym głosem. –A skąd masz pewność, że ja nie zachowam się podobnie? Dlaczego akurat mi ofiarowałeś swoje zaufanie? Jesteś tego pewien?

-Nie mam pewności, ale wiem że masz swój rozum i podejmiesz odpowiednie decyzje. –Mimo tych słów byłem pewien, że Roxana jest całkiem inna. Była trochę skryta, czasem tajemnicza, ale właśnie to czyniło ją wyjątkową. Właśnie to ciągło mnie do niej najbardziej.

-Cholera! –Rox spojrzała na swój telefon. –Musimy wracać. Nie wiedziałam, że jest już tak późno. Jeszcze pięć połączeń od mamy.. –Spojrzałem na nią.

-Wyglądasz słodko jak się denerwujesz. –Zaśmiałem się bezczelnie, a ona zaczęła się czerwienić.

-Justin! –W tej chwili nic nie mogło powstrzymać mnie od śmiechu. –Ale ok, wracajmy.

Założyliśmy kurtki i wyszliśmy na zewnątrz. Upewniłem się, czy zamknąłem dom i wsiedliśmy do samochodu. Spokojnie ruszyliśmy z miejsca. Dom położony był na uboczu miasta, na drodze więc nie było wielkiego ruchu.

-Dziękuję Justin.. –Rox spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczyma, w których nie było już ani śladu smutku. Byłem z siebie zadowolony.

-Za co? –Nie do końca byłem przekonany o czym mówi.

-Za wszystko.. Dzięki tobie spojrzałam na świat z trochę innej strony. Z tej, z której wszystko nie jest aż takie ponure i złe. Wiem, że to twoja zasługa..

Droga mijała spokojnie. Od czasu do czasu wymieniliśmy między sobą swoje spojrzenia. Rox wpatrywała się w obraz za szybą, odrywając się od rzeczywistości.

-Nie chcę tam wracać.. –Zaczęła.

-O czym ty mówisz.. ?

-Tam było tak miło i.. nie chcę. Wiem, że to nieuniknione, ale.. chciałabym zostać na zawsze.. z tobą Justin.

-Kurwa! –Samochód gwałtownie zahamował.

-Justin, co się dzieje?! –Rox spojrzała na mnie ze strachem w oczach.

-Jakiś idiota zajechał nam drogę, już jest ok. –Serce biło mi szybciej niż dotychczas. Nagle jakiś samochód znów znalazł się przed moim BMW. Był zbyt blisko nas bym zdążył wyhamować.

-Trzymaj się! –Krzyknąłem do Rox i nagle skręciłem w prawo próbując wyminąć natarczywy samochód, lecz tamten zrobił dokładnie to samo.

-Co do cholery!? –Krzyknąłem sam do siebie. –Nie! Luke. Rox trzymaj się, teraz pojedziemy naprawdę szybko, ale nie martw się będzie ok. –Widziałem przerażenie malujące się na jej twarzy. Nacisnąłem najmocniej jak potrafiłem pedał gazu i mijałem wszystkie napotkane samochody. Zbliżaliśmy się do centrum.

 –Rox posłuchaj. Zaraz się zatrzymamy, nie mogę jechać dalej bo ten frajer jest zaraz za nami. Musisz biec prosto do domu, nie chcę odwieść cię na miejsce, bo on pojedzie za nami, rozumiesz? Prosto do domu.. –Tłumaczyłem jej trochę jak małemu dziecku, ale chciałem być pewny, że nic się jej nie stanie.

-Justin, a ty?

-Spokojnie, zadzwonię do ciebie jak będzie po wszystkim..

-Czyli coś jednak ma być.. ?

-Rox.. Proszę cię.. –Zatrzymałem samochód, równocześnie zatrzymał się samochód Luke. Nie zdążyliśmy opuścić samochodu, a ten stał już na zewnątrz.

-Witam ponownie Bieber. –Zaśmiał się ironicznie.

-Rox, biegnij proszę.

-Nie Justin, nie zostaniesz tu sam.

-Proszę.. –Starałem się ją przekonać, lecz na marne. Wysiadłem z samochodu. Nie zdążyłem nic zrobić, a poczułem pięść Luka na mojej twarzy.

-To na powitanie. –Znowu głupkowato się zaśmiał. W mojej głowie zbierało się coraz więcej złości. Moje dłonie zacisnęły się najmocniej jak potrafiły i wylądowały na jego okropnej mordzie.

-Również witam. –Czułem, że wygrałem to starcie. Luke najwyraźniej był wściekły. Nie zorientowałem się kiedy wyjął broń ze swojej kieszeni i przyłożył mi ją do głowy.

-Justin! –Rox zaczęła krzyczeć z samochodu. Żałuję, że musiała na to wszystko patrzeć. Jej wołanie nie trwało długo. Z samochodu Luka wysiadło dwóch mężczyzn, którzy siłą wyciągnęli Rox z samochodu i zaczęli ją wlec do swojej furgonetki.

-Zostawcie ją! Kurwa, zostawcie ją!

-Justin, uważaj! –Patrząc na Rox, nie zwróciłem uwagi na gesty Luka.

-Uważaj! –Powtórzyła jeszcze głośniej.

Ughh, zdążyłam jeszcze przed Wigilią xd Mam nadzieję, że się spodobał i wynagrodzicie mi to komentarzami.. :)
Życzę Wam wesołych i spokojnych świąt spędzonych w gronie rodziny i żebyście wytrwali przy moim opowiadaniu do końca :)
10 kom. i dodaję następny :)

sobota, 21 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XVII


Justin pov.

Miałem ochotę jebnąć tego skurwysyna w tą przebrzydłą mordę. Musiał wszystko zepsuć. Teraz.. Właśnie t e r a z. Stojąc przede mną ukazywał swoje głupie uśmieszki.

-Czego chcesz? –Zapytałem ze złością. Nie miałem ochoty dłużej na niego patrzeć.

-Może grzeczniej? –Znowu zaczął się śmiać. –Po prostu mam biznes. Przecież dalej u mnie pracujesz. Wiesz, że mamy umowę.

-W dupie mam umowę, a tym bardziej ciebie nie rozumiesz? Wypierdalaj stąd! –Emocje wzięły górę.

-Nie zapominaj do kogo mówisz, ok?!

-Nie zapomniałem. –Nie mogłem dłużej  wytrzymać. Wziąłem głęboki zamach i zanim Luke zdążył zareagować moja pięść spoczęła na jego nosie.

-Justin! Co się dzieje? Kto to jest!? –Zapomniałem o Rox. Usłyszała naszą kłótnię i przybiegła na korytarz. Nie chciałem, żeby była tego świadkiem, ale było za późno.

-Nie ważne. Odsuń się. Najlepiej wróć do kuchni. –Powiedziałem oschłym tonem. Wiedziałem, że najpierw muszę pozbyć się JEGO.

-Widzę, że nie zrozumieliśmy się dobrze. –Ocierając krew z nosa słowa skierował w moją stronę. –Chyba nie chcesz, żebym ci zaszkodził, a tym bardziej tej dziwce. –Spojrzał na Roxanę, która mnie nie posłuchała i nadal stała za moimi plecami.

-Zamknij się! –Zacząłem krzyczeć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie tylko ja leżałem w tym gównie. Nie tylko ja.. Nie tylko.. Moja rodzina, Rox.. To było najtrudniejsze.

-Chcesz powiedzieć, że to nie twoja nowa dziwka? Nie wierzę.. –Sarkastycznie popatrzyła na mnie, a potem na Rox.

-Spierdalaj, rozumiesz?! –Zacząłem się z nim szarpać. Oberwałem kilka ciosów, ale po kilku minutach Luke leżał na ziemi z wypływającą krwią z jego ust. Próbował zgrabnie się podnieść, ale nie miał w sobie na tyle siły. Niezdarnie wstał i otarł twarz.

-Kurwa przesadziłeś. Tym razem naprawdę. Pilnuj swojej dupy, bo zginiesz. Zginiesz, obiecuję ci to. –Zaczął kierować się w stronę swojego auta. Nie mogłem na niego patrzeć. Jego twarz ociekała jadem.

-Justin.. –Zaczęła Rox. Najwyraźniej była mocno wystraszona. –Justin, co to było? Kto to jest? Nic ci nie jest? –Z troską zadawała mi kolejne pytania.

-W porządku. Nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam. Po prostu.. Uważaj na siebie, możesz mi to obiecać?

-Justin, proszę.. Naprawdę zaczynam się bać.. –W jej oczach widziałem smutek i żal. Nie wiedziałem czy powinienem powiedzieć jej całą prawdę o Luku, czy zachować to wyłącznie dla siebie. Nie wiedziałem, czy przez to mnie znienawidzi czy odejdzie, nie wiem..

-Możemy o  tym teraz nie rozmawiać? Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię.

-Ok. –Odpowiedziała. Wiedziałem, że nadal jest smutna, mimo że wymusiła niechciany uśmiech.

-Rox.. Ok. Chodź. –Zaprowadziłem ją do pokoju. Usiedliśmy na łóżku. –Opowiem ci, obiecaj tylko, że mnie zrozumiesz, a przynajmniej spróbujesz, ok? –Chciałem się upewnić, czy dobrze robię.

-Justin.. Jasne. –Siedzieliśmy dokładnie naprzeciwko siebie.

-To był Luke. Pracowałem dla niego. Tylko, że to nie była.. zwykła praca. Sprzedawałem narkotyki. On dawał nam towar, było nas kilku. Sprzedawaliśmy go różnym ludziom. Kiedy ktoś na czas nie dostarczał nam pieniędzy.. Musieliśmy go załatwić? Tak.. I wtedy kiedy byłem u ciebie chyba pierwszy raz, dostałem od niego wiadomość. Zignorowałem ją. I od tamtego czasu rozpoczęła się między nami wojna. Chyba mogę to tak nazwać..

-Justin.. –Chwyciłem ją za rękę i położyłem ją na swoim policzku. –Już tego nie robisz, prawda? –W ogromnej niepewności czekała na odpowiedź.

-Skończyłem z tym. Tamten dzień był ostatnim. –Starałem się ją uspokoić, ale chyba nie szło mi najlepiej. Przez chwilę  milczeliśmy.

Roxana pov.

Do mojej głowy napłynęła nagle dziwna myśl. Wpatrywałam się niepewnie w twarz Justina, chcąc coś wywnioskować.

-To był ostatni raz, tak? Tamtego dnia.. –Chciałam się upewnić.

-Tak.. Ostatni. –Wszystko zaczynało do siebie pasować.

-Justin, mogę cię o cos zapytać? Tylko proszę, powiedz prawdę. –Skinął głową, dając mi tym samym znak żebym kontynuowała. –Masz coś wspólnego z Marco? Tym chłopakiem, z którym widziałeś mnie kiedy wracałam ze szkoły. –Justin spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem, a jednocześnie zmieszaniem.

-Ja.. Po prostu.. To było moje zlecenie i.. –Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Przez chwilę miałam nadzieję, że wszystkiemu zaprzeczy, niestety było całkiem inaczej.

-Mając na myśli „załatwienie” to znaczy doprowadzić kogoś do takiego stanu? Justin, czy ty wiesz co robisz?! –Starałam się go zrozumieć, naprawdę. Mimo wszystko nie mogłam.

-Rox, skończyłem z tym. Zrozum mnie..

-Chciałabym Justin.. Chciałabym. –Patrzyłam na niego bezsilnie.

-Obiecuję ci, że to był ostatni raz. Nie chcę wracać do tego gówna, rozumiesz? Wiem, że nie jestem bez winy, ale chcę to naprawić. Chcę o tym zapomnieć. Proszę..

-Uwierzyłabym ci Justin, ale nie po tym jak zobaczyłam Marco. Jego twarz była cała w siniakach, a jego oczy.. Były sine i ledwo widoczne.. Nie spodziewałam się tego Justin.. Szczególnie po tobie. –Poczułam dziwne uczucie. Nie wiedziałam jak się zachować. Patrzyliśmy sobie bezsensownie w oczy nic nie pozyskując. Sytuacja była napięta.

-Rox.. Co teraz..? Zostawisz mnie dlatego, że pobiłem jakiegoś idiotę, tak? On jest ważniejszy ode mnie? W takim razie zastanów się trochę, ok!? Jeśli mówię, że z tym skończyłem to tak jest. Nie potrafisz tego pojąć? I wiesz co ci powiem? Że rzuciłem to gówno dla ciebie. Dla ciebie.. –Nie wiedziałem czy mam mu wierzyć. Może zachowywałam się jak skończona idiotka, ale nie mogłam zrozumieć jego zachowania. Nie wiedziałam, że można być aż tak bezmyślnym.

-Justin nie jesteś dzieckiem. Wiesz jak postępować. W tym momencie nie zadziałają na mnie twoje romantyczne sztuczki. A teraz mam jeszcze jedno pytanie. Zabiłeś kogoś? –Popatrzył na mnie jak na ducha. Jego wyraz twarzy stał się niepewny.

-Nie ja.

-Jak to nie ty? Kogo masz na myśli?

-Jeden koleś, z którym pracowaliśmy. Ja nie miałem z tym nic wspólnego. –Zaczął się tłumaczyć.

-Tak bardzo chciałabym ci wierzyć. Nawet nie wiesz jak bardzo.

-A więc na tym to polega?! Ja mówię ci całą prawdę, a ty masz to w dupie, tak!? Wymyślasz jakieś chore argumenty przeciwko mnie, by za wszelką cenę całą winę zrzucić na mnie? Nie.. Chyba źle się zrozumieliśmy. Ja mówię, ty mnie słuchasz. I gówno mnie obchodzi co o tym myślisz, rozumiesz?! Nie okłamałem cię w ani jednym słowie. Ale ok. Myśl sobie co chcesz. Nie będę ci się sprzeciwiał. Nie będę kontrolował twojej wybujałej wyobraźni, która kieruje tobą przeciwko mnie. Nie będę. Zrozum to. Nie będę ci się więcej tłumaczył. Teraz żałuję, że cokolwiek ci powiedziałem.

-Aha, czyli miałeś nadzieję, że w ogóle nie zwrócę na to uwagi, tak? Sory, myliłeś się.

-Nie mam ochoty cię już słuchać, ok!? –Jego ton głosu stał się głośniejszy, z jego ust płynęła złość. Nie chciałam dłużej tego słuchać. Wstałam z łóżka, założyłam na siebie płaszcz i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.

-Czyli teraz sobie pójdziesz, tak? Zostawisz mnie tutaj? Ok. –Z sarkazmem skierował te słowa w moją stronę. Nic nie odpowiedziałam. Stojąc przy drzwiach, zakładałam buty. Zaczęłam przekręcać zamek w drzwiach, aby wyjść na zewnątrz.

-Rox.. Zostań, przepraszam.. –W ostatniej chwili próbował mnie zatrzymać.

-Niee Justin, chyba źle mnie zrozumiałeś. Wychodzę. –Starałam się być stanowcza.

-Zostań.. –Nic nie odpowiedziałam. Wyszłam na zewnątrz. Justin nadal stał w drzwiach wpatrując się we mnie.

-Zostań.. Kocham cię.

-Co?


Ooo.. No to się porobiło xd Jak zareaguje Roxana? Pomoże Justinowi? Co stanie się dalej?
Czekajcie na następny :)

czwartek, 19 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XVI


Justin pov.

Poczułem nagle coś dziwnego, coś czego nie da się po prostu opisać. Wiedziałem, że to jest związane z Roxaną. Ta patrzyła na mnie ciągle z pytaniem o co mi chodzi.

-Chodź. –Powiedziałem. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą. Założyliśmy na siebie kurtki i wyszliśmy na zewnątrz.

-Justin, gdzie ty mnie ciągniesz? Co ty robisz? –Z pretensjami dopytywała Rox.

-Chwila, zaraz zobaczysz. –Wsiedliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy. Była prawie dziewiętnasta, ale na dworze były jeszcze ostatnie oznaki dnia.

-Justin do cholery! Gdzie my jedziemy?! –Nic nie odpowiedziałem. To miała być niespodzianka, niestety ona chyba odebrała to trochę inaczej. Skierowała głowę w stronę szyby i udawała obrażoną, choć tak naprawdę wiedziałem, że nie ma nic przeciwko. Minuty mijały, lecz byliśmy coraz bliżej celu. W końcu zatrzymałem samochód, a Roxana spojrzała na mnie lekko spod oczu.

-Ej! Nie gniewaj się już, ok? Jesteśmy na miejscu. –Tym razem ona nic nie odpowiedziała. Otworzyłem jej drzwi samochodu. Wyszła na zewnątrz i spojrzała na mnie jakby.. z żalem? Wiem.. To miejsce nie kojarzyło się jej najlepiej, lecz wiedziałem, że mogę to zmienić.

-To twój dawny dom.. Prawda? Byliśmy już tutaj.. –Jej twarz lekko pobladła. Widziałem smutek powstający w jej błękitnych oczach. Nie mogłem już tego naprawić, lecz mogłem to zmienić.. Przynajmniej w niewielkim stopniu.

-Tak, byliśmy.. Może wejdźmy do środka, jest trochę zimno. –Przekręciłem klucz w zamku i po chwili ogarnęło nas przyjemne ciepło w wewnątrz mieszkania. Zapaliłem światło. Udaliśmy się do kuchni, która wydawała się być najprzytulniejszym pomieszczeniem.

-Justin, ale możesz mi w końcu powiedzieć po co tutaj przyjechaliśmy!? Nie mam zamiaru bawić się w jakieś głupie gierki, ok? –Zaczęła mi wyrzucać, lecz nie miałem najmniejszego zamiaru, żeby od razu o wszystkim jej powiedzieć.

-Możesz zachować trochę cierpliwości? Uwierz, przyda ci się. –Z jeszcze większą ciekawością spoglądała na mnie co kilka sekund mając nadzieję, że cokolwiek ze mnie wydusi. Jeśli tak, była w błędzie. Czekałem na odpowiednią chwilę.

-Napijesz się czegoś? –Zaproponowałem, lecz nie była zbyt zadowolona. A to wszystko dlatego, że nie mogła odgonić się od tej cholernej ciekawości.

-Tak, herbatę. –Odpowiedziała bez żadnych emocji, próbując pokazać, że jest na mnie obrażona, lecz wiedziałem, że w rzeczywistości jest całkiem inaczej.

-Ok. –Zaśmiałem się tym typem, którego nienawidziła. Spojrzała na mnie karcąco, lecz nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Podałem jej kubek z gorącą herbatą. Usiadłem zaraz koło niej tym samym czując na sobie jej oddech. Milczeliśmy, a Rox  dalej zgrywała niedostępną. Wyjąłem kubek z jej dłoni i położyłem na stole. Zbliżyłem się do niej jeszcze bardziej. Położyłem swoją dłoń na jej policzku. Przez chwilę patrzyła na mnie jak osłupiała, lecz po chwili zorientowała się co się dzieje.

-Justin! –Wyrwała się z mojego uścisku. –Nienawidzę cię. –Powiedziała szczenięcym tonem sprzeciwiając się sama sobie. Wiedziałem, że kłamie. Ponownie ująłem jej twarz i zmusiłem do popatrzenia na mnie. Uległa. To było do przewidzenia. Zbliżyłem swoje usta do jej tak, że poczuliśmy się nawzajem.

Roxana pov.

Znowu mu uległam. Zachowywałam się dziecko. Raz obiecywałam sobie, że nie pozwolę mu się do mnie zbliżyć, a teraz sama postępowałam inaczej. Lecz to było przeciwne mi. Tak bardzo tego potrzebowałam. Będąc tak blisko Justina czułam się tak bezpiecznie.. Jego idealne usta znalazły się na moich. Poruszał nimi z taką harmonią i spokojem. Nie potrafiłam go odepchnąć. Po chwili nasz pocałunek zaczął się pogłębiać. Nie wiem jak to się stało, że siedziałam na Justinie, oplatając go swoimi nogami. Napięcie między nami rosło. Byłam świadoma, że nie mogę przekroczyć wyznaczonej granicy. Nie mogliśmy posunąć się za daleko. Starałam się nad tym panować, lecz będąc w jego objęciach było naprawdę trudno.

-Justin.. –Starałam się to zatrzymać, co było wbrew moim emocjom, lecz nie mogłam postąpić inaczej. Justin nie zwrócił uwagi na moje ostrzeżenie. Kontynuował pocałunek, kierując swoje usta na moją szyję. Obróciłam się na bok dając mu większy dostęp. Nie wiem co się ze mną działo. Powinnam to już dawno zatrzymać. Nie mogłam. Nie mogłam.. mimo wszystko. Tak bardzo go potrzebowałam. Lecz w mojej podświadomości tkwiła tylko jedna myśl.. „między nami nic nie ma, mogę zaoferować ci jedynie przyjaźń..”. Przypominając sobie jego słowa ogarnął mnie nagły smutek. Wiedziałam, że to co teraz dzieje się między nami nie ma żadnej przyszłości.

Justin pov.

Obojgu nam zaczynało brakować powietrza. Przerwałem pocałunek ciągle spoglądając na reakcję Roxany. Jej twarz była jakby smutna, lecz z całkiem innego powodu. Tak jakby było jej przez coś naprawdę przykro. Nie wiedziałem co się z nią dzieje. Ale to chyba jest odpowiedni moment.

-Rox.. –Zacząłem. Popatrzyła na mnie z ogromną uwagą. Mój głos przybrał poważny ton. –Rox.. Ja zrozumiałem, że to coś więcej.. To coś między nami.. Rozumiesz.. –Jąkałem się jak kretyn, nie mogłem jednak temu zapobiec, emocje wzięły górę.

-O czym ty mówisz Justin? –Zapytała jakby niczego nie świadoma, a może rzeczywiście nie była?

-Kurwa. –Przeklnął pod nosem. –Yy.. Po prostu.. Po prostu możesz być moją dziewczyną? Możemy spróbować.. no wiesz.. tak  r a z e m.. –Myślałem, że te słowa nigdy nie przejdą przez moje usta. Poczułem jednak pewnego rodzaju ulgę. Bałem spojrzeć się na twarz Roxany, nie wiedziałem jak zareaguje.

-Kilka tygodni temu zapytałeś mnie o to samo.. Dokładnie w tym samym miejscu.. Wtedy to nie był odpowiedni moment.. Ale teraz.. –Tym razem to Rox zbliżyła się do mnie i mocno mnie przytuliła. Nie znałem jej odpowiedzi. Dalej czułem się niepewnie. Kolejna porażka? Nie wiem. Z niecierpliwością czekałem na jej kolejne słowo, lecz nic nie słyszałem.

-Rox, ale to znaczy, że.. że co? –Mój głos brzmiał niepewnie. Tak też się czułem. Nic nie moglem na to poradzić.

-Że tak, Justin. –Uśmiechnęła się pobłyskując swoimi błękitnymi, okrągłymi oczyma. Kurwa, to były najdłuższe sekundy w moim życiu.

-Rox.. –Zacząłem, lecz nie wiedziałem co powiedzieć. Chcąc przekazać jej swoje niewypowiedziane słowa ponownie się do niej zbliżyłem. Tym razem w naszym pocałunku znajdowało się coś więcej. Czułem, że przekazujemy nim sobie całe swoje emocje. Od Rox wydobywała się ogromna radość. Cieszyłem się z tego, byłem świadom, że naprawiłem to wszystko co działo się między nami. Wszystko to co spieprzyłem właśnie nabrało ciepłych barw. Byłem z siebie dumny. Patrzyłem na jej twarz. Była taka piękna.. Nie wiem jak mogłem nie dostrzec tego od samego początku, a może dostrzegłem, tylko nie potrafiłem tego w sobie rozszyfrować? Nie wiem. Roxana usiadła na moich kolanach mocno mnie ściskając. W pomieszczeniu panowała cudowna atmosfera. Nie chciałbym się z nią nigdy rozstawać. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.

-Kto to? –Z nieopuszczającym jej uśmiechem na twarzy zapytała Roxana.

-Sam chciałbym wiedzieć. –Spojrzałem na nią niepewnie. Niestety musieliśmy przerwać pocałunek. Ktoś ma totalne poczucie czasu. Od niechcenia powlokłem się do drzwi. Przekręciłem zamek i je uchyliłem.

-Dzień dobry. –Moja szczęka zacisnęła się najmocniej jak potrafiła. Co ten skurwysyn tutaj robi?! Teraz? Skąd wiedział, że tutaj jestem? Kurwa. Znowu. Luke.


Oo Luke trochę nas zaskoczył! Co będzie dalej? Jak zachowa się Justin? Co stanie się z Rox? Czekajcie na następny rozdział, a wszystko się wyjaśni.. <3
Co o tym sądzicie? Myślę, że się spodobał XDD

wtorek, 17 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XV


Roxana pov.

Czując jego ciepły oddech na mojej szyi, czułam się tak bezpiecznie. Chciałam zatrzymać tą chwilę na zawsze. Niestety byłam tego świadoma, że to niemożliwe. Powoli starałam się opanować swoje emocje. Justin wciąż spoglądał na mnie z przejęciem, winiąc się o wszystko.

-Już ok.. –Wyjąkałam. Jego reakcja była szybka, spojrzał w moje oczy z żalem, litością? Coś w tym stylu. Bynajmniej nie to chciałam w nich zobaczyć.

-Masz ochotę coś zjeść? –Zapytał. Ma świetne wyczucie czasu. W tej chwili naprawdę nie marzyłam o niczym innym o jedzeniu. Starałam to sobie jednak tłumaczyć, jako zachowanie grzeczności.

-Nie, wolałabym jak najszybciej znaleźć się w domu. –Odpowiedziałam, nie okazując po sobie jakichkolwiek emocji.

-Rozumiem.. A może pojedziemy do mnie? –Serio? Od razu miałam zamiar mu odmówić, lecz po chwili jego słowa doszły do mojej głowy i pomyślałam, że.. może to jakaś kolejna szansa? Wiem, zachowywałam się jak jakaś nie w pełni normalna nastolatka na jego punkcie. Niestety nie miałam na to wpływu. Robiłam sobie nadzieje z każdą możliwą szansą.

-Yy.. ok. –Starałam się być nie do końca przekonaną. Uśmiechnął się słysząc moją odpowiedź.

-Mój samochód jest na parkingu. –Wskazał drogę przed siebie i ruszyliśmy. Po kilku minutach siedzieliśmy w jego BMW. Między nami panowała cisza. Nikt nie próbował rozpocząć jakiegokolwiek tematu. Nie minęło dużo czasu, a samochód stanął. Byliśmy już przed domem Justina. Była to ogromna kamienica, w której mieszkało przynajmniej kilkaset osób. Z zewnątrz nie był on zbyt ładny, ale jednocześnie coś w sobie krył, można było zauważyć, że ukrywa długą historię. Justin otwarł mi drzwi i wskazał drogę. Pokonałam przynajmniej kilkadziesiąt schodów, nie ukrywam, że było to trochę męczące. Na szczęście dotarliśmy. Oboje zdjęliśmy kurtki. Justin położył ją na szafkę znajdującą się w przedpokoju.

-Dzień dobry.. –Przywitałam się z.. chyba mamą Justina, która wyszła z drugiego pokoju.

-Dzień dobry. –Odpowiedziała. Na pierwszy rzut oka wydawała się miłą kobietą. Jej oczy wyrażały radość, lecz gdy spojrzeć na nie w głąb można było odczytać w nich cząstkę smutku i żalu. Myślę, że to z powodu taty Justina.

-Mamo to jest Roxana, a to jest moja mama. –Justin przedstawił mnie i dał mi znak, żebym szła za nim. Nie miałam innego wyjścia, chociaż miałam ochotę porozmawiać dłużej z jego mamą, ponieważ wydawała się być naprawdę miła. W tej chwili znajdowałam się w pokoju Justina. Nie był on duży, lecz przytulny.. Na ścianach znajdowało się kilka plakatów  z drużyny koszykarskiej, której nie potrafiłam rozpoznać, szczerze się tym nie interesuję.

-Siadaj, napijesz się czegoś? –Wskazał na kanapę, dając mi znak, żebym usiadła.

-Może herbatę. –Skinął głową i opuścił pomieszczenie. Czułam się trochę niezręcznie będąc sama w jego pokoju. Tym bardziej, że znajdowałam się tutaj pierwszy raz. Rozglądałam się wokół siebie. Na jednej z półek zauważyłam zdjęcie, które przedstawiało całą jego rodzinę. Był z nimi jeszcze Jeremy. Tak, Justin wspominał, że tak miał na imię. Wydawali być się tacy szczęśliwi.. Moje rozmyślenia przerwał Justin, który już  z powrotem znalazł się w pokoju.

-Proszę. –Podał mi kubek gorącej herbaty. Poczułam przechodzące po mnie dreszcze po wypiciu kilku łyków. Na dworze było zimno, był luty, więc nie ma się co dziwić.

-Justin przepraszam.. Wiem, że czasem zachowuję się jak kompletna histeryczka, ale czasem nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić, zrozum mnie.

-Rozumiem, jeszcze kilka miesięcy temu przechodziłem przez coś podobnego. –Odpowiedział. Chyba starał się mnie pocieszyć, ale nie do końca osiągnął oczekiwany efekt.

-I.. Wiesz.. Ja nie chcę być dla ciebie wrzodem na dupie i..

-Już nim jesteś. –Przerwał mi ukazując przy tym swój pewny siebie i bezczelny uśmiech.

-Justin! Nie możesz chociaż przez chwilę być poważny?! –Udałam obrażoną i popatrzyłam na niego spod oczu. Najwyraźniej rozśmieszyło go moje zachowanie, ponieważ dostał ataku śmiechu. Nie mogłam się powstrzymać i też wybuchłam. Wyglądaliśmy trochę idiotycznie, ale żadne z nas nie zwracało na to to uwagi. Nagle Justin opanował swoje emocje i głęboko spojrzał w moje oczy. Nie wiedziałam o czym myśli. Nic nie mówiłam. Po chwili siedział tuż obok mnie nadal topiąc we mnie swoje karmelowe tęczówki. Po chwili wiedziałam, że moja przestrzeń osobista jest już zakłócona. Jego miętowy oddech znalazł się na mojej skórze.

-Justin.. –Chciałam go powstrzymać cokolwiek zamierzał. W końcu sam przyznał, że nic dla niego nie znaczę.. A może jednak? I tak nie zwrócił uwagi na moje ostrzeżenie. Nie wypowiedziałam już ani jednego słowa. Nie miałam nawet kiedy. Poczułam jego idealne usta na moich. Nie miałam nic przeciwko.. Wręcz przeciwnie, dałam mu dostęp do jego języka. Byliśmy tak blisko, jak nigdy wcześniej. Poczułam się jak w baśniowej krainie, z której nie ma powrotu. Niestety, byłam świadoma, że to wspaniałe uczucie musi się skończyć.

-Jesteś taka piękna.. –Justin przerywając pocałunek wyszeptał mi do ucha. Chwila.. Czy on właśnie powiedział, że jestem piękna? W moim brzuchu chyba nie mogło pomieścić się więcej motyli. Nigdy wcześniej nie czułam się tak doskonale. Przy nikim innym, akurat przy Justinie.. Nie chciałam nic mówić, a może po prostu nie wiedziałam co powiedzieć. Nie potrafiłabym dobrać odpowiednich słów do sytuacji jaka wytworzyła się między nami. Było idealnie.. Nie byłam w stanie kontrolować tego co się dzieje.

-Justin.. –Nawet nie usłyszeliśmy kiedy do pokoju weszła Jazzy. Oboje natychmiastowo zerwaliśmy się na równe nogi. –Pukałam, ale chyba nie słyszeliście. –Zakaszlała nie wiedząc co powiedzieć. Czuła się chyba tak samo zmieszana jak my.

-Co ty tu robisz? –Szybkim tonem zapytał Justin.

-Yy.. Bo Alisha musiała wcześniej wrócić i tak jakoś.. Ale.. Ok, już mnie nie ma. –Po tych słowach zmieszana tak samo jak my opuściła pokój. Razem z Justinem wymieniliśmy ze sobą znaczące spojrzenia.

-Myślałem, że nie ma jej w domu.. –Zaczął Justin. –Przecież niedawno odwiozłem ją do centrum, miała wrócić dopiero przed dziesiątą.

-Nie tłumacz się. Jest ok. –Uśmiechnęłam się. Przecież nie miałam wpływu na to co robi jego siostra. Przecież jest u siebie i może robić co chce. To ja powinnam czuć się trochę „winna”. Powinnam jakoś zareagować wiedząc, że nie jestem w swoim domu. Ale trudno, stało się..–A swoją drogą.. co to było?

-No.. Nie mów, że ci się nie podobało. –Czułam, że moja skóra zaczyna się rumienić. Chciałam ukryć się w jakimś kącie, lecz teraz było to niemożliwe. Głupkowato spojrzałam na Justina, chcąc zobaczyć jego reakcję. Była taka jakiej się spodziewałem.

-Justin to nie jest śmieszne! –Próbowałam powstrzymać jego śmiech. Niestety na marne. Widziałam, że próbował się opanować, lecz chyba mu nie wychodziło.

-Ej! Daj spokój. Było fajnie.. –Zawsze musi mieć jakieś głupie teksty, po których zaczynam czerwienić się jak burak. Nie wiem co sprawia, że to tak na mnie działa, ale nie mogę się temu sprzeciwić. Justin ze swoim głupkowatym poczuciem humoru nie mógł przestać się ze mnie śmiać. Ale w pewnym sensie miał rację, między nami panowała ciepła atmosfera.. „fajna”.  Nie chciałam tego zmieniać, lecz nie byłam przekonana co do zdania Justina. Może on po prostu postępuje ze mną jak z każdą napotkaną przez siebie dziewczyną, a ja jedyna, naiwna wiążę z tym jakiekolwiek nadzieje? Nie wiem. Mimo wszystko chciałam, żeby nawet te puste nadzieje zagościły we mnie na zawsze. Nie chciałam tego przerwać. Nie chciałam rozstawać się z tym uczuciem, ale posiadałam też tą świadomość, że to nie musi trwać długo.

-Ale.. –Już opanowanym tonem zaczął. Swój intensywny wzrok zatopił w moim. –Już teraz jestem wszystkiego pewien.. –Spojrzałam na niego pytająco.
 
 
Co Justin może mieć na myśli? Czy między nim a Rox może coś się zmienić? To pozostaje w słodkiej tajemnicy następnego rozdziału.. :)
I proszę jeszcze raz każdego czytającego o pozostawienie po sobie śladu, jednego komentarza. Byłabym wdzięczna, to dla was tylko kilka sekund, a mi z rozdziałem schodzi trochę więcej, więc bardzo was proszę :) DO NASTĘPNEO :)
A i zmieniłam trochę wygląd bloga, mam nadzieję, że się podoba xd

sobota, 14 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XIV


Justin pov.

Roxana patrzyła na mnie z wściekłością, a jednocześnie smutkiem w oczach. Nie wiedziałem co zrobić.. Przyznać się, że poznałem jej uczucia, czy udać nieświadomego.. To jedna z najtrudniejszych decyzji. Stałem jak posąg, nieruchomy, bezrady.. Bezsilnie wpatrujący się w jej oczy.

-Ja.. Przeglądałem tylko twoje książki i przypadkowo się na niego natknąłem i.. –Zachowywałem się jak skończony bachor. Nadal nie wiedziałem jak inaczej się wytłumaczyć.

-Justin, nie mów, że cokolwiek przeczytałeś?! –Widziałem jak do jej oczu napływają łzy.

-Nie.  Nic nie czytałem. –Jej twarz odetchnęła z ulgą, ale ja.. Nie mogłem pogodzić się z tym faktem. Ta dziewczyna naprawdę coś do mnie czuje. Zachowam się jak dupek, kiedy zerwę z nią kontakt, lecz jeśli nadal będziemy się spotykać to może tylko pogorszyć sprawę. Jeśli powiększy swoje nadzieje, to może nie skończyć się dobrze. Nie wiem dlaczego w ogóle się nią przejmuję? Każdą inną już dawno zostawiłbym w spokoju. Ją mimo wszystko nie mogę..

-Będę już szedł.. –Kierowałem się w stronę wyjścia.

-A herbata..

-Innym razem, ok? –Sztucznie się uśmiechnąłem i wyszedłem. Widziałem jej bezradną i zawiedzioną twarz.

**

Wykorzystałem jeden z moich nieszczęsnych pomysłów i nie kontaktowałem się z Roxaną już ponad  dwa tygodnie. Dostawałem od niej kilka, może nawet kilkanaście smsów z prośbą o spotkanie. Na żaden jednak nie odpowiedziałem. Starałem się nie ulec, wiedziałem że muszę wytrzymać. Leżałem wygodnie na swoim łóżku oglądając telewizję. Usłyszałem nachalne pukanie do drzwi swojego pokoju.

-Justin, mam sprawę. –Zaczęła Jazzy. –Mógłbyś zawieść mnie do centrum?

-Teraz? Jest osiemnasta, gdzie chcesz wychodzić o tej porze? –Przynajmniej ja nie miałem najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić.

-Justin, proszę. Umówiłam się z koleżankami. –Próbowała mnie przekonać.

-Jazzy zawsze musisz coś chcieć w najmniej odpowiednim momencie.

-Justin do cholery odwieziesz mnie czy nie?! Nie moja wina, że od jakiegoś czasu chodzisz jak trup po domu i z nikim nie gadasz przez jakąś laskę. Ale uprzedzam cię, że jeśli nadal masz się tak zachowywać to przeproś ją, albo porozmawiaj z nią, z resztą nie wiem o co wam poszło. Najlepiej  załatw to jak najszybciej. Mama też ma cię dość, jakby nie miała swoich problemów to na dodatek ma ciebie, rozumiesz? –Patrzyłem na nią jak wryty. Skąd mogła zorientować się o co chodzi? A może ma rację? Sam nie wiem.

-Dobra, chodźmy. –Musiałem ją odwieść, żeby oszczędzić sobie więcej zbędnych komentarzy kierujących się w moją stronę. Siedzieliśmy już w samochodzie.

-Justin, o co chodzi? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałeś. –Znowu zaczęła.

-Co cię to interesuje. Chyba moja sprawa, tak?

-Nie, nie twoja. To dotyczy nas wszystkich. Mieszkamy w jednym domu i trudno nie zauważyć twoich szczeniackich humorów, ok? –Nic nie odpowiedziałem. Może wyglądałem na kompletnego tchórza, ale tak też się czułem. Nie mogłem na to nic poradzić. Przez resztę drogi każde z nas milczało. Byliśmy już pod galerią handlową. Jazzy wysiadła z samochodu i szybko ruszyła przed siebie nie zauważając, że idę za nią. Po chwili obejrzała się za siebie.

-A co TY robisz? Masz zamiar za mną iść? –Zapytała oburzonym głosem.

-Zamówię coś do jedzenia i zaraz wracam. –Odpowiedziałem obojętnie, jednak Jazzy zaczekała na mnie i dalszą część drogi przebyliśmy razem. Jaz bywała czasem cholernie wkurzająca, ale to mimo wszystko moja siostra, kochałem ją bez względu na wszystko.

-Będę przed dziesiątą. –Oznajmiła i poszła w innym kierunku. Skinąłem głową. W centrum handlowym znajdowało się przynajmniej kilkanaście knajp. Wszedłem do jednej z nich, zamówiłem kebab na wynos i czekałem na odbiór. Kelnerka podała mi zapakowane jedzenie. Zamyślony szedłem długim, ciągnącym się w nieskończoność korytarzem prowadzącym do wyjścia. Nie zwracałem uwagi na nic. Bezemocjonalnie podążałem wyłącznie przed siebie. Nie zauważyłem, że przypadkowo na kogoś wpadłem. Zacząłem podnosić upuszczone przez postać torby. Kiedy wszystkie trzymałem już w ręce podniosłem głowę, żeby je podać i upuściłem je ponownie..

-Rox? –Zapytałem zaskoczony. Ta jednak nie odpowiedziała  ani słowem. Zabrała torby z ziemi i szybkim tempem ruszyła przed siebie.

-Roxana, zaczekaj! –Zacząłem krzyczeć jak nienormalny. Jednocześnie coś mnie powstrzymywało i nieruchomo stałem w miejscu.

-No biegnij za nią. –Nie wiem skąd w tym momencie wzięła się tu Jazzy. Nie miałem jednak dużo czasu na przemyślenia. –Justin! –Wrzasnęła ponownie, co miało mi dać do zrozumienia, żebym się ruszył i szedł za Rox. Poskładałem moje myśli w całość i zacząłem biec przed siebie jak oszalały. W końcu stanąłem twarzą w twarz z Roxaną.

-Justin, daj mi spokój. Jeśli nie miałeś ochoty się ze mną spotykać mogłeś mi to po prostu powiedzieć, a nie zaprzątać sobie mną swojej głowy. –Próbowała iść dalej, lecz robiłem wszystko żeby ją powstrzymać. Na jej twarzy malował się ogromny smutek, co było najgorszą rzeczą w tej chwili. Nie wiem dlaczego, ale jej negatywne uczucia najbardziej na mnie wpływały. Poczułem się jak cholerny dupek, wiedząc że to wszystko moja wina.

-To nie tak.. Ja po prostu.. –Nie mogłem z tego wybrnąć za żadne skarby, próbowałem podać jakieś bezsensowne wytłumaczenie. Może powiedzieć po prostu prawdę? Nie.. To zrani ją jeszcze bardziej. -Rox.. –Wziąłem głęboki oddech. –Myślałem, że potrafię się od tego uwolnić, że nie będę się z tobą kontaktował i to minie. Niestety w praktyce okazało się całkiem inaczej. Chciałem się odezwać, potrzebowałem rozmowy, ale bałem się konsekwencji. Rox potrzebuję cię. Nie wiem dlaczego masz na mnie taki cholerny wpływ, ale teraz wiem, że to ma sens i będę o to walczył z całej siły. Wiem, że muszę to naprawić mimo wszystko, rozumiesz? –Nawet nie wiem kiedy te słowa przeszły przez moje usta, lecz już za późno na usprawiedliwianie czegokolwiek. Nie miałem nic więcej do powiedzenia, a moje serce biło tysiąc razy szybciej niż wcześniej. Niepewnie patrzyłem na reakcję Rox, której twarz wyglądała niewinnie i bezradnie. Spoglądała na mnie swoimi błękitnymi oczyma, co wywołało we mnie jeszcze większe pobudzenie emocji.

-Justin.. –Zaczęła.

-Nie chcę żebyś wyobrażała sobie zbyt wiele. Mogę pozwolić sobie wyłącznie na przyjaźń. Nic więcej nie potrafię ci zaoferować, chcę żebyś była tego świadoma i nie liczyła na zbyt wiele. –Sprostowałem wcześniejsze słowa widząc na jej twarzy cząstkę nadziei. Nie chciałem żeby źle mnie zrozumiała. Miałem na myśli zachowanie  między sobą kontaktu, ewentualną przyjaźń. To tyle. Najwyraźniej nie było to dla niej wystarczające. Jej twarz wyglądała na zawiedzioną.

Roxana pov.

-Nie chcę żebyś wyobrażała sobie zbyt wiele. Mogę pozwolić sobie wyłącznie na przyjaźń. Nic więcej nie potrafię ci zaoferować, chcę żebyś była tego świadoma i nie liczyła na zbyt wiele. –Zaśmiałam się sarkastycznie. Pokręciłam głową i miałam ochotę odejść, lecz starałam się nie okazać po sobie jakichkolwiek emocji. Czułam jednak, że do moich oczu napływa fala łez. Czułam jedynie cholerny ból w sercu. Miałam ochotę krzyczeć, krzyczeć!

-Idź stąd. –Powiedziałam stanowczo. Jednak ten spojrzał na mnie jakby widział ducha. –Idź stąd, nie rozumiesz? Idź stąd..! –Nie wytrzymałam. Emocje wzięły górę. Łzy spływały po mojej  twarzy jedna za drugą, a usta powtarzały jedno. –Idź.. idź. Daj mi spokój. –Nie wiem co się ze mną działo. Znowu bałam się samotności, że jeszcze on całkowicie mnie zostawi. Nie wiem na co liczyłam, skoro sama prosiłam go o to żeby odszedł, lecz.. Nie zrobił tego. Mimo wszystko stał przy mnie. Nie miałam na nic siły. Nie potrafię słowami przekazać swoich emocji. Czułam ogromną pustkę. Bałam się, że nic nie będzie potrafiło jej zapełnić.

-Spokojnie. –Przytulił mnie do swoich ramion próbując mnie uspokoić.

-Spokojnie? Kurwa spokojnie? Totalnie zrywasz ze mną kontakt, nagle mnie spotykasz i myślisz, że wszystko będzie ok? Nie wszyscy są tacy jak ty Justin.. Nie wszyscy.. –Poczułam nową falę łez. Widziałem, że Justin również się tym przejął, lecz jedyne o czym myślałam w tej chwili to znaleźć się w jakimś kącie, pustym, cichym.. Teraz tak cholernie go nienawidziłam, wiedziałam że to wszystko przez niego, ale równocześnie wiedziałam, że to wszystko może zakończyć się również dzięki niemu. Łzy jedna za drugą spływały po moich policzkach, ramię w ramię przyklejona do  Justina czułam się jak kilkuletnie dziecko.

-Nie płacz księżniczko..



Trochę się działo.. Co o tym myślicie? Co dalej będzie z Rox i Justinem?
Było mniej komentarzy niż sądziłam, ale co tam xd
Nadrobimy przy tym :)
Chciałam wam bardzo podziękować, że czytacie te moje wypociny XD
Jest mi naprawdę bardzo, bardzo miło! <3
Mój tt: https://twitter.com/Juss998
A może polecacie jakieś inne opowiadania o Justinie?
Propozycje piszcie w komentarzach :)