czwartek, 5 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XI


Justin pov.

Kurwa, miałem ochotę go zabić. Nigdy nie przepadałem za tym człowiekiem, ale w tej chwili znienawidziłem go, przesadził mieszając w to Roxanę. Próbowałem ukradkiem wyjąć telefon z kieszeni, żeby dać jej jakoś znać, żeby nikomu nie otwierała, żeby została w domu. Nie było to jednak takie łatwe, Luke ciągle czuwał nad moimi gestami. W końcu dotarłem dłonią do telefonu, na wyczucie napisałem jedno słowo:

Uważaj.

Lekko odchylając głowę znalazłem jej numer zapisany w kontaktach i wysłałem wiadomość.

Roxana pov.

Znowu to cudowne uczucie. Nie czułam się jeszcze pewnie w jego towarzystwie, lecz mimo wszystko coś mnie do niego ciągło, nie potrafiłam jednak odczytać w sobie tego doznania. Leżąc na kanapie usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Podeszłam do biurka, na którym leżał i odczytałam wiadomość.

Uważaj.

Niepewność i zaskoczenie namalowało się na mojej twarzy. O co może mu chodzić? Może ta wiadomość nie miała być do mnie? Zastanawiałam się nad odpowiedzią.

O co chodzi Justin?

Niestety czekałam kilkanaście minut na odpowiedź i nic.. Zaczęłam się niepokoić. Jakie przesłanie mają jego słowa. Na co mam uważać? Co się do cholery dzieje? W tamtej chwili poczułam prawdziwy strach. A może Justin ma problemy? Może to ma jakiś związek z tą widomością, którą dostał. Nie mam pojęcia. Wyczuwałam jednak, że nie jest dobrze. Mimo wszystko nie mogłam nic zrobić. Wróciłam na kanapę i rozmyślając zaczęłam sobie wyobrażać co się dzieje.

Moje myśli zakłóciło nachalne pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół, żeby otworzyć. Było już późno, nikogo się nie spodziewałam. Mama również wzięła ze sobą klucze. Niepewnym krokiem podeszłam do drzwi i przez dziurkę spojrzałam kto natarczywie próbuje wejść do środka. Zobaczyłam dwóch na czarno ubranych mężczyzn. Byli dobrze zbudowani, lecz na ich twarzach malowała się złość. Mój odczucie strachu zwiększyło się kilkakrotnie.

-Otwieraj suko, wiemy że tam jesteś. –Zaczął wrzeszczeć jeden z nich. Nie wiedziałam czy mam coś odpowiedzieć, czy po prostu udawać nieobecną. Skoro jednak wiedzą, że jestem w mieszkaniu?

-No idziesz z nami czy nie? Lepiej szybko się zdecyduj, bo twój książę może długo nie wytrzymać. –Co oni mają na myśli? Chodzi im o Justina? Co on znowu zrobił. I co najgorsze gdzie chcą żebym JA z nimi szła. Nadal milczałam.

-Dobrze, twoja decyzja. Pamiętaj, ostrzegaliśmy. –Odburknął głos. Usłyszałam wycofujące się kroki. Odeszli. Kamień spadł mi z serca. Chyba nigdy tak się nie bałam. Lecz czy do końca odpuścili? Delikatnie poruszyłam roletą, chcąc zobaczyć co dzieje się na dworze. Zobaczyłam dwa czarne samochody, do których zbliżali się mężczyźni stojący wcześniej pod moimi drzwiami. Starałam się być ostrożna, żeby nie zauważyli, że jestem w środku, mimo iż podobno byli pewni, że jestem. Emocje do końca nie opadły. Nie miałam pojęcia kim byli, ale najprawdopodobniej to przed nimi ostrzegał mnie Justin. Ale chwila.. Powiedzieli, że Justin może długo nie wytrzymać. Co jeśli coś mu zrobią? Jeśli ja mogłam mu pomoc, a tego nie zrobiłam? Kurwa. Zawsze mam szybkie myślenie. I co teraz? Zejść do nich i wykonać co mi każą, czy lepiej bronić swojego tyłka i dać sobie spokój. Odczucie strachu stanęło górą. Nie miałam w sobie na tyle odwagi, żeby wyjść na zewnątrz. Przy zgaszonym świetle siedziałam na fotelu, czekając na jakikolwiek postęp sprawy. Kilkakrotnie próbowałam dodzwonić się do Justina. Niestety na nic. Ciągle poczta głosowa. Nie mogłam odgonić się od myśli, co się z nim teraz dzieje. Żebym chociaż wiedziała gdzie mieszka..

Justin pov.

-Oh Bieber, coś jest nie tak. Daj spokój. –Słysząc szyderski głos Luka chciało mi się żygać.

-Spierdalaj. –Odpowiedziałem. Wiedziałem, że z nim nie ma żartów, ale byłem na tyle wkurwiony, że nie pozwoliłem sobie na jakiekolwiek docinki. Luke zaczął się sarkastycznie śmiać. Spojrzał na mnie z pogardą i pokręcił głową. Jak do tej pory nie miałem pojęcia, gdzie mnie zabiera. Lecz nie konkretnie tym zaśmiecałem sobie głowę. Głównym tematem moich myśli była Roxana. Jeśli oni jej coś zrobią, nigdy sobie tego nie wybaczę. Przy nagłym hamowaniu samochód stanął.

-Koniec wycieczki. Wysiadaj Bieber. –Nie miałem innego wyjścia, niż opuścić samochód. Miałem ochotę ich pozabijać. Powstrzymywało mnie jedynie to, że mieli przewagę liczebną. Na miejscu znajdowało się jeszcze kilku ludzi Luka. Spojrzeli na mnie zdziwieni, najwyraźniej się mnie tam nie spodziewając.

Wokół mnie stało kilkunastu mężczyzn. Stałem osłupiały na środku jak jakaś cipa. Zauważyłem tylko Luka krążącego wokół mnie pokazującego jakieś dziwne ruchy, których celu nie znałem.

-Może łaskawie wytłumaczysz nam.. –Zaczął sarkastycznym miłym głosem. –Dlaczego kurwa nie wypełniasz moich poleceń!? –Tym razem krzyknął mi tuż przed twarzą.

-Mówiłem już, że nie mogłem. –Obojętnie odparłem.

-Nie mogłeś? Nie żartuj sobie. Chyba twoja suka nie mogła i ją zostawiłeś. Nie prawda? –Tym razem przesadził. Nie wytrzymałem i z całej siły uderzyłem go w tą parszywą mordę. Jego ciało niekontrolowanie opadło na ziemię, po chwili jednak podniósł się i spojrzał na mnie wzrokiem pałającym jadem.

-Wiesz, że przesadziłeś Bieber. –Podszedł do mnie i zaczął mnie  szarpać. Nie mogłem sobie pozwolić, żeby pozwolić mu wygrać. Nasze pięści co kilka sekund znajdowały się na przeciwnych twarzach. W końcu uderzyłem go z całej siły w brzuch. Był to ostateczny ruch.

-Gnij Luke. –Wypowiedziałem te słowa z wielką satysfakcją i odszedłem w kierunku samochodu, którym mnie tu przywieziono. Zdziwiłem się, że nie rzuciła się na mnie ta banda jego ludzi. Najwyraźniej nie do końca byli wobec niego lojalni. Kluczyki na szczęście były w schowku. Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę pizzerii pod którą zostało moje BMW. Jednak po chwili do mojej głowy napłynęła świeża fala myśli. Przypomniałem sobie o Roxanie. Kurwa, jeśli jej coś zrobili to zabiję ich wszystkich. Sam nie wiem dlaczego mi tak na tym zależało. Po prostu do tych ludzi czułem nienawiść, a do niej.. Nieważne. Byłem prawie na miejscu. Zaparkowałem kilka bloków dalej od jej mieszkania. Nie zauważyłem już wcześniej stojących furgonetek Luka. Ale czy Rox jest cała? Nie wiem. Minąłem drzwi wejściowe. Czułem tak beznadziejne uczucie bezradności.. Niepewności.. Czy na pewno wszystko jest w porządku. Sam bałem poznać się prawdy. Nie pewnie zapukałem do drzwi. Usłyszałem czyjeś kroki zbliżające się w moja stronę. Zobaczyłem jak klamka w drzwiach zaczyna się poruszać. Miałem nadzieję, że zobaczę Rox.

-Dzień dobry. –Najwyraźniej była to jej mama. Chyba nie wyglądałem najlepiej. Nie zwróciłem uwagi, że mam rozcięte czoło, a moja koszulka jest poplamiona krwią Luka.

-Yy dzień dobry. Czy jest.. Roxana? –Zapytałem. Czułem między nami zmieszanie.

-Nie, nie ma jej. –Co ona powiedziała? Nie ma jej. Jak to jej kurwa nie ma?! Wiedziałem. Te skurwysyny na pewno jej coś zrobili.

-Ale jak to jej nie ma? Gdzie ona jest?! Kurwa, gdzie ona jest!? –Zacząłem wrzeszczeć jak oszalały. Nie zwracałem nawet uwagi, że to jej mama czy nie. Miałem ważniejszy problem. Gdzie jest Roxana.

-Kurwa, wiedziałem! –Znowu krzyknąłem.

-Co tu się dzieje? Justin chyba musisz mi coś wyjaśnić. –Roxana weszła z zewnątrz do środka. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że jest cała. Z drugiej wiedziałem, że to jeszcze nie koniec problemów. Jej mama patrzyła na mnie przenikliwie.

-Więc co? Masz mi coś do powiedzenia? –Jej matka nadal próbowała mnie zabić wzrokiem. W sumie zachowywałem się trochę.. Byłem po prostu zdenerwowany.

-Kurwa. –Przeklnąłem pod nosem. Niestety było to słyszalne dla nas wszystkich.

-Roxana, znasz tego człowieka? –Podniesionym ze zdenerwowania głosem wyrzuciła jej matka. Roxana niepewnie spojrzała najpierw w moją stronę, potem na matkę.

-Yy ja ta-ak. –I tu się kurwa zaczną problemy.
 
 
Jak myślicie co będzie dalej?! No Justin trochę wpadł..

8 komentarzy: