sobota, 21 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XVII


Justin pov.

Miałem ochotę jebnąć tego skurwysyna w tą przebrzydłą mordę. Musiał wszystko zepsuć. Teraz.. Właśnie t e r a z. Stojąc przede mną ukazywał swoje głupie uśmieszki.

-Czego chcesz? –Zapytałem ze złością. Nie miałem ochoty dłużej na niego patrzeć.

-Może grzeczniej? –Znowu zaczął się śmiać. –Po prostu mam biznes. Przecież dalej u mnie pracujesz. Wiesz, że mamy umowę.

-W dupie mam umowę, a tym bardziej ciebie nie rozumiesz? Wypierdalaj stąd! –Emocje wzięły górę.

-Nie zapominaj do kogo mówisz, ok?!

-Nie zapomniałem. –Nie mogłem dłużej  wytrzymać. Wziąłem głęboki zamach i zanim Luke zdążył zareagować moja pięść spoczęła na jego nosie.

-Justin! Co się dzieje? Kto to jest!? –Zapomniałem o Rox. Usłyszała naszą kłótnię i przybiegła na korytarz. Nie chciałem, żeby była tego świadkiem, ale było za późno.

-Nie ważne. Odsuń się. Najlepiej wróć do kuchni. –Powiedziałem oschłym tonem. Wiedziałem, że najpierw muszę pozbyć się JEGO.

-Widzę, że nie zrozumieliśmy się dobrze. –Ocierając krew z nosa słowa skierował w moją stronę. –Chyba nie chcesz, żebym ci zaszkodził, a tym bardziej tej dziwce. –Spojrzał na Roxanę, która mnie nie posłuchała i nadal stała za moimi plecami.

-Zamknij się! –Zacząłem krzyczeć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie tylko ja leżałem w tym gównie. Nie tylko ja.. Nie tylko.. Moja rodzina, Rox.. To było najtrudniejsze.

-Chcesz powiedzieć, że to nie twoja nowa dziwka? Nie wierzę.. –Sarkastycznie popatrzyła na mnie, a potem na Rox.

-Spierdalaj, rozumiesz?! –Zacząłem się z nim szarpać. Oberwałem kilka ciosów, ale po kilku minutach Luke leżał na ziemi z wypływającą krwią z jego ust. Próbował zgrabnie się podnieść, ale nie miał w sobie na tyle siły. Niezdarnie wstał i otarł twarz.

-Kurwa przesadziłeś. Tym razem naprawdę. Pilnuj swojej dupy, bo zginiesz. Zginiesz, obiecuję ci to. –Zaczął kierować się w stronę swojego auta. Nie mogłem na niego patrzeć. Jego twarz ociekała jadem.

-Justin.. –Zaczęła Rox. Najwyraźniej była mocno wystraszona. –Justin, co to było? Kto to jest? Nic ci nie jest? –Z troską zadawała mi kolejne pytania.

-W porządku. Nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam. Po prostu.. Uważaj na siebie, możesz mi to obiecać?

-Justin, proszę.. Naprawdę zaczynam się bać.. –W jej oczach widziałem smutek i żal. Nie wiedziałem czy powinienem powiedzieć jej całą prawdę o Luku, czy zachować to wyłącznie dla siebie. Nie wiedziałem, czy przez to mnie znienawidzi czy odejdzie, nie wiem..

-Możemy o  tym teraz nie rozmawiać? Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię.

-Ok. –Odpowiedziała. Wiedziałem, że nadal jest smutna, mimo że wymusiła niechciany uśmiech.

-Rox.. Ok. Chodź. –Zaprowadziłem ją do pokoju. Usiedliśmy na łóżku. –Opowiem ci, obiecaj tylko, że mnie zrozumiesz, a przynajmniej spróbujesz, ok? –Chciałem się upewnić, czy dobrze robię.

-Justin.. Jasne. –Siedzieliśmy dokładnie naprzeciwko siebie.

-To był Luke. Pracowałem dla niego. Tylko, że to nie była.. zwykła praca. Sprzedawałem narkotyki. On dawał nam towar, było nas kilku. Sprzedawaliśmy go różnym ludziom. Kiedy ktoś na czas nie dostarczał nam pieniędzy.. Musieliśmy go załatwić? Tak.. I wtedy kiedy byłem u ciebie chyba pierwszy raz, dostałem od niego wiadomość. Zignorowałem ją. I od tamtego czasu rozpoczęła się między nami wojna. Chyba mogę to tak nazwać..

-Justin.. –Chwyciłem ją za rękę i położyłem ją na swoim policzku. –Już tego nie robisz, prawda? –W ogromnej niepewności czekała na odpowiedź.

-Skończyłem z tym. Tamten dzień był ostatnim. –Starałem się ją uspokoić, ale chyba nie szło mi najlepiej. Przez chwilę  milczeliśmy.

Roxana pov.

Do mojej głowy napłynęła nagle dziwna myśl. Wpatrywałam się niepewnie w twarz Justina, chcąc coś wywnioskować.

-To był ostatni raz, tak? Tamtego dnia.. –Chciałam się upewnić.

-Tak.. Ostatni. –Wszystko zaczynało do siebie pasować.

-Justin, mogę cię o cos zapytać? Tylko proszę, powiedz prawdę. –Skinął głową, dając mi tym samym znak żebym kontynuowała. –Masz coś wspólnego z Marco? Tym chłopakiem, z którym widziałeś mnie kiedy wracałam ze szkoły. –Justin spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem, a jednocześnie zmieszaniem.

-Ja.. Po prostu.. To było moje zlecenie i.. –Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Przez chwilę miałam nadzieję, że wszystkiemu zaprzeczy, niestety było całkiem inaczej.

-Mając na myśli „załatwienie” to znaczy doprowadzić kogoś do takiego stanu? Justin, czy ty wiesz co robisz?! –Starałam się go zrozumieć, naprawdę. Mimo wszystko nie mogłam.

-Rox, skończyłem z tym. Zrozum mnie..

-Chciałabym Justin.. Chciałabym. –Patrzyłam na niego bezsilnie.

-Obiecuję ci, że to był ostatni raz. Nie chcę wracać do tego gówna, rozumiesz? Wiem, że nie jestem bez winy, ale chcę to naprawić. Chcę o tym zapomnieć. Proszę..

-Uwierzyłabym ci Justin, ale nie po tym jak zobaczyłam Marco. Jego twarz była cała w siniakach, a jego oczy.. Były sine i ledwo widoczne.. Nie spodziewałam się tego Justin.. Szczególnie po tobie. –Poczułam dziwne uczucie. Nie wiedziałam jak się zachować. Patrzyliśmy sobie bezsensownie w oczy nic nie pozyskując. Sytuacja była napięta.

-Rox.. Co teraz..? Zostawisz mnie dlatego, że pobiłem jakiegoś idiotę, tak? On jest ważniejszy ode mnie? W takim razie zastanów się trochę, ok!? Jeśli mówię, że z tym skończyłem to tak jest. Nie potrafisz tego pojąć? I wiesz co ci powiem? Że rzuciłem to gówno dla ciebie. Dla ciebie.. –Nie wiedziałem czy mam mu wierzyć. Może zachowywałam się jak skończona idiotka, ale nie mogłam zrozumieć jego zachowania. Nie wiedziałam, że można być aż tak bezmyślnym.

-Justin nie jesteś dzieckiem. Wiesz jak postępować. W tym momencie nie zadziałają na mnie twoje romantyczne sztuczki. A teraz mam jeszcze jedno pytanie. Zabiłeś kogoś? –Popatrzył na mnie jak na ducha. Jego wyraz twarzy stał się niepewny.

-Nie ja.

-Jak to nie ty? Kogo masz na myśli?

-Jeden koleś, z którym pracowaliśmy. Ja nie miałem z tym nic wspólnego. –Zaczął się tłumaczyć.

-Tak bardzo chciałabym ci wierzyć. Nawet nie wiesz jak bardzo.

-A więc na tym to polega?! Ja mówię ci całą prawdę, a ty masz to w dupie, tak!? Wymyślasz jakieś chore argumenty przeciwko mnie, by za wszelką cenę całą winę zrzucić na mnie? Nie.. Chyba źle się zrozumieliśmy. Ja mówię, ty mnie słuchasz. I gówno mnie obchodzi co o tym myślisz, rozumiesz?! Nie okłamałem cię w ani jednym słowie. Ale ok. Myśl sobie co chcesz. Nie będę ci się sprzeciwiał. Nie będę kontrolował twojej wybujałej wyobraźni, która kieruje tobą przeciwko mnie. Nie będę. Zrozum to. Nie będę ci się więcej tłumaczył. Teraz żałuję, że cokolwiek ci powiedziałem.

-Aha, czyli miałeś nadzieję, że w ogóle nie zwrócę na to uwagi, tak? Sory, myliłeś się.

-Nie mam ochoty cię już słuchać, ok!? –Jego ton głosu stał się głośniejszy, z jego ust płynęła złość. Nie chciałam dłużej tego słuchać. Wstałam z łóżka, założyłam na siebie płaszcz i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.

-Czyli teraz sobie pójdziesz, tak? Zostawisz mnie tutaj? Ok. –Z sarkazmem skierował te słowa w moją stronę. Nic nie odpowiedziałam. Stojąc przy drzwiach, zakładałam buty. Zaczęłam przekręcać zamek w drzwiach, aby wyjść na zewnątrz.

-Rox.. Zostań, przepraszam.. –W ostatniej chwili próbował mnie zatrzymać.

-Niee Justin, chyba źle mnie zrozumiałeś. Wychodzę. –Starałam się być stanowcza.

-Zostań.. –Nic nie odpowiedziałam. Wyszłam na zewnątrz. Justin nadal stał w drzwiach wpatrując się we mnie.

-Zostań.. Kocham cię.

-Co?


Ooo.. No to się porobiło xd Jak zareaguje Roxana? Pomoże Justinowi? Co stanie się dalej?
Czekajcie na następny :)

8 komentarzy:

  1. Jezuu nareszcie jej powiedział, myślałam że już nigdy nie będą razem, dawaj nexta ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. uhuhuhuhuh <3 czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku zajebiste <3333333 Niech się pogodzą :*** /@Serducho98

    OdpowiedzUsuń
  4. jeju ciekawe co bd dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiste <3333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu jakie słodkie przyznał jej się >.<. Ciekawe co będzie w następnym. <3

    OdpowiedzUsuń