poniedziałek, 9 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XII


Roxana pov.

Nie wiem o co chodzi, ale nie jest dobrze. Co on tutaj w ogóle robi? Z jednej strony odczułam pewnego rodzaju ulgę, że widzę go całego. No prawie.. Nie zwracając uwagi na rozcięte wargi i podbite oko. I koszulka splamiona krwią? Nie mam pojęcia co się dzieje. Spoglądając na twarz mojej mamy nie była zbytnio  zachwycona jego widokiem. Wręcz patrzyła na niego z pewnego rodzaju odrazą.

-Nic ci nie jest? Nic ci nie zrobili? –Zaczął krzyczeć prosto przed moją twarzą.

-Kto miałby mi coś zrobić? –Udałam zaskoczoną. Grałam niewiedzącą przed moją mamą. Gdyby dowiedziała się, że ktoś próbował mnie uprowadzić nie byłoby dobrze.

-Ale jak to? Przecież.. –Najwyraźniej zorientował się o co mi chodzi i szybko zakończył temat. Moja mama ogłupiale patrzyła na naszą dwójkę. Kierowała wzrok na mnie to na Justina, próbując cokolwiek wywnioskować.

-A może ktoś będzie łaskaw mi to wytłumaczyć? –Zdesperowana zapytała.

-Nie ważne, to chyba małe nieporozumienie. Prawda Justin? –Przenikliwie spojrzałam przez ramię.

-Yy tak. Nieporozumienie. –Poparł moje słowa.

-Cokolwiek. Sądzę, że to nie najlepszy pomysł abyś widywał się z moją córką. Oczywiście nie żebym cokolwiek wywnioskowała.. Lecz sądząc po twoim zachowaniu i „wyglądzie”.. –Ujęła ostatnie słowa. Miała oczywiście na myśli jego posiniaczoną twarz. Co do jego naturalnego wyglądu nie było zastrzeżeń.. Zatkaj się! Powiedziałam do siebie w myślach. Nie pora na takie wyobrażania. Oczywiście nie miałam na myśli nic nieodpowiedniego.. Tak..

Justin stał przez chwilę zmieszany nie wiedząc jak się zachować.

-To.. Cześć Justin. –Stanowczo się pożegnałam i weszłam do mieszkania. Jak na razie nasza rozmowa odbywała się na klatce schodowej.

-Cześć.. –Zrezygnowanie odpowiedział. Stał jeszcze nieruchomo przez chwilę, lecz widząc, że znikam z jego oczu ruszył się z miejsca.

Justin pov.

Kurwa. Serio się o nią martwiłem. Teraz tak po prostu się mnie pozbywa? Nie. Nie tak łatwo. Nie po tym wszystkim. Wkurwiony, a jednocześnie sfrustrowany jej zachowaniem wyszedłem na zewnątrz. Pieszo udałem się do centrum, gdzie stał mój samochód. Furgonetkę Luka zostawiłem w całkiem innym miejscu. Po kilku minutach siedziałem już w swoim BMW. Moje myśli ciągle skupiały się na bezmyślnym zachowaniu Roxany. Czy ona nie potrafi tego zauważyć, że naprawdę mi na niej zależy? A może po prostu to tylko złudzenie.. Może i tak potraktuję ją jak każdą inną. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Miałem cholerną ochotę położyć się do łóżka i zasnąć.

Opuściłem samochód, parkując go pod swoim mieszkaniem. Po chwili otworzyłem drzwi i byłem już w środku.

-Już jestem. Jest tu ktoś? –Zawołałem.

-Justin.. –Twarz mojej mamy ukazała się na korytarzu. –Znowu się biłeś? –Załamując ręce niepotrzebnie zadała to pytanie. Chyba nie było sensu odpowiedzi. Chciałem ją jednak jakoś uspokoić.

-Nie.. Kilka szturchnięć.. To tyle.

-Niewątpliwie. Szczególnie patrząc na tą krew na koszulce. –Próbowała wyciągnąć ze mnie coś więcej.

-Daj spokój. Porozmawiamy innym razem. –Kierowałem się w stronę łazienki. Marzyłem o szybkim prysznicu. Nie mogłem dostać się jednak do środka.

-Jazzy! Cholera ile możesz tam siedzieć!? –Krzyczałem przez drzwi. Nie rozumiem co można robić w łazience tyle czasu.

-Otwieraj te cholerne drzwi! –Zawołałem ponownie. –Tak, oczywiście. Udawaj, że mnie nie słyszysz.

Na szczęście tym razem nie musiałem czekać „aż” tak długo. Jazzy wyszła na korytarz. Ale.. wyglądała trochę jak.. dziwka? Nigdy nie powiem na nią złego słowa, ale tym razem przesadziła.

-Masz zamiar tak wyjść? –Zapytałem zmierzając ją wzrokiem.

-Coś ci nie pasuje? –Odpysknęła jak zwykle podczas naszej rozmowy.

-Tak, nie pasuje. Masz piętnaście lat. Ok? Ogarnij się jakoś. –Próbowałam ją przekonać.

-Lepiej zobacz na swoje życie. Zamieniłeś je w totalne gówno, więc nie zwracaj uwagi na moje, ok? Nie wiem czy z twojego da się cokolwiek uratować. Chyba, że ona ci pomoże. –Jej słowa były mocne. Jak chciałem ją pouczać, jeśli czasem nie radziłem sobie z sobą. Ale.. Co ona powiedziała? Ona? Jaka ONA?

-Co masz na myśli? –Zapytałem zaskoczony.

-Nie udawaj głupka. Od jakiegoś czasu zachowujesz się całkiem inaczej. Może tego nie dostrzegasz, ale ja tak. Nie wmówisz mi żadnej bajki. Zakochujesz się Justin.. Nie wiem kim ona jest, ale ma na ciebie cholerny wpływ.

-O czym ty kurwa mówisz?

-Lepiej sam sobie odpowiedz.. –Po tych słowach wyszła. Nawet dokładnie nie zauważyłem kiedy. I w ogóle co ona sobie myśli?! Niczego mi nie wmówi. Ja się zakochuję? Taa. Niech lepiej oszczędzi sobie głupich fantazji. Zbulwersowany wszedłem do łazienki.

Ocierając  z  swojego ciała ostatnie krople wody poczułem się świetnie. Odczułem pewnego rodzaju ulgę. Udałem się do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Do mojej głowy ponownie zaczęły napływać myśli dotyczące Roxany. Nie wiedziałem czy mam się z nią skontaktować czy nie.. Może ona tego nie chciała? W sumie nie wiem dlaczego tak się o nią martwiłem. Może po prostu z poczucia winy? Że to przeze mnie mogła mieć problemy? Nie wiem. Mimo wszystko pokonując wszystkie przeciwności chwyciłem telefon do ręki.

Chyba jednak powinniśmy porozmawiać.

Niecierpliwie czekałem na odpowiedź. Jeśli kiedykolwiek nadejdzie. Na szczęście nie musiałem czekać długo.

Może przyjedziesz do tej kawiarni pod moim blokiem?

Nie zastanawiałem się nawet chwili. Szybko zerwałem się na równe nogi. Założyłem na siebie dresowe spodnie i luźną koszulkę. Moje włosy były już prawie suche. Ręką przeczesałem swoją fryzurę i chyba byłem gotowy. Założyłem skórzaną kurtkę.

-Wychodzę. –Chciałem poinformować mamę.

-Nie wpakuj się w kolejne kłopoty.. –Ostrzegła.

-Chyba już za późno..  –Mruknąłem pod nosem. Na szczęście tego nie usłyszała, ponieważ wróciła do kuchni.

Minęło kilka minut, a byłem już na miejscu. Kojarzyłem tą kawiarnię, więc nie miałem problemu z trafieniem. Po otworzeniu drzwi momentalnie ujrzałem Roxanę. Bez wahania podszedłem do stolika.

-Cześć. –Bez okazania jakichkolwiek emocji przywitałem się i zająłem miejsce.

-Cześć. –Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Przez chwilę oboje milczeliśmy. Było trochę nie zręcznie. Ok, nie trochę. Czuliśmy się zmieszani, przynajmniej ja to odczułem.

-Dobra, może powiesz mi dlaczego się tak zachowałaś? Wyszedłem na totalnego idiotę, szczególnie przed twoją mamą.

-Przecież wiesz, że nie mogła się o niczym dowiedzieć. Nie opuszczałaby mnie na krok. A poza tym dlaczego zależy ci tak na opinii mojej mamy..

-Nie zależy mi na żadnej cholernej opinii? O co ci kurwa chodzi!? Czasem naprawdę nie potrafię cię zrozumieć. Nie pojmujesz tego, że po prostu, najzwyczajniej się o ciebie martwiłem?! –Nie ukrywam, że w tym momencie złość zaczęła we mnie wrzeć. Totalnie nie potrafiłem jej zrozumieć.

-Justin.. Wiem, że się martwiłeś, ale ja też czasem nie potrafię zrozumieć o co TOBIE chodzi. Nie potrafisz zapanować choć na chwilę nad swoim zachowaniem? Jeśli to ma dalej tak wyglądać to chyba rzeczywiście moja mama miała rację. Nasza dalsza znajomość chyba nie ma sensu. –Czułem, że moja twarz lekko pobladła na jej słowa. Czasem naprawdę mnie wkurzała, ale nigdy nie pomyślałem o tym, żeby zakończyć to całkowicie.

-Jak to nie ma sensu? Możesz przestać myśleć tylko o sobie? –Zacząłem jej wyrzucać.

-Ja myślę o sobie? Naprawdę tak uważasz? Zawiodłam się Justin.. –Zobaczyłem, że wstaje z miejsca i zakłada na siebie płaszcz. Znacząco pokręciła głową i zaczęła iść w stronę wyjścia.

-Rox.. Zaczekaj. Ja.. Przepraszam? –Zabrzmiało to jednak bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Na chwilę przystanęła i obróciła się w moją stronę.

-Jednak potrafisz wygrać ze swoją dumą. –Potrafi być naprawdę wkurzająca. Starałem się jednak nad sobą panować. Nic nie odpowiedziałem. Nie wiem dlaczego, ale zbliżyłem się ku niej i mocno przytuliłem. Było to niekontrolowane. Przez chwilę poczułem się jak magnes. Znajdując się blisko niej czułem się tak inaczej. Spełniony, a jednocześnie bezpieczny, wycofany od rzeczywistości.

-Muszę już iść. –Spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczyma i była już prawie przy drzwiach.

-Do zobaczenia? –Zniknęła całkowicie z zasięgu moich oczu. Po chwili sam opuściłem lokal i podążałem  do swojego samochodu. Przeszył mnie lekki dreszcz chłodu. Otwierając drzwi do auta zauważyłem kartkę papieru włożoną za wycieraczkę. Wyjąłem ją i delikatnie rozłożyłem. Rozejrzałem się wokół siebie i przeczytałem kilka słów.

TYM RAZEM PRZESADZIŁEŚ BIEBER. PAMIĘTAJ, ŻE SAM WYPOWIEDZIAŁEŚ TĄ WOJNĘ.

Kurwa. Luke.
 
 
Znowu szykują się kłopoty? Znowu Luke..
Hmm 10 kom. i następny rozdział ? :)
 

 

10 komentarzy: