Roxana pov.
Nie wiem o
co chodzi, ale nie jest dobrze. Co on tutaj w ogóle robi? Z jednej strony
odczułam pewnego rodzaju ulgę, że widzę go całego. No prawie.. Nie zwracając
uwagi na rozcięte wargi i podbite oko. I koszulka splamiona krwią? Nie mam
pojęcia co się dzieje. Spoglądając na twarz mojej mamy nie była zbytnio zachwycona jego widokiem. Wręcz patrzyła na
niego z pewnego rodzaju odrazą.
-Nic ci nie
jest? Nic ci nie zrobili? –Zaczął krzyczeć prosto przed moją twarzą.
-Kto miałby
mi coś zrobić? –Udałam zaskoczoną. Grałam niewiedzącą przed moją mamą. Gdyby
dowiedziała się, że ktoś próbował mnie uprowadzić nie byłoby dobrze.
-Ale jak to?
Przecież.. –Najwyraźniej zorientował się o co mi chodzi i szybko zakończył
temat. Moja mama ogłupiale patrzyła na naszą dwójkę. Kierowała wzrok na mnie to
na Justina, próbując cokolwiek wywnioskować.
-A może ktoś
będzie łaskaw mi to wytłumaczyć? –Zdesperowana zapytała.
-Nie ważne,
to chyba małe nieporozumienie. Prawda Justin? –Przenikliwie spojrzałam przez
ramię.
-Yy tak.
Nieporozumienie. –Poparł moje słowa.
-Cokolwiek.
Sądzę, że to nie najlepszy pomysł abyś widywał się z moją córką. Oczywiście nie
żebym cokolwiek wywnioskowała.. Lecz sądząc po twoim zachowaniu i „wyglądzie”..
–Ujęła ostatnie słowa. Miała oczywiście na myśli jego posiniaczoną twarz. Co do
jego naturalnego wyglądu nie było zastrzeżeń.. Zatkaj się! Powiedziałam do
siebie w myślach. Nie pora na takie wyobrażania. Oczywiście nie miałam na myśli
nic nieodpowiedniego.. Tak..
Justin stał
przez chwilę zmieszany nie wiedząc jak się zachować.
-To.. Cześć
Justin. –Stanowczo się pożegnałam i weszłam do mieszkania. Jak na razie nasza
rozmowa odbywała się na klatce schodowej.
-Cześć.. –Zrezygnowanie
odpowiedział. Stał jeszcze nieruchomo przez chwilę, lecz widząc, że znikam z
jego oczu ruszył się z miejsca.
Justin pov.
Kurwa. Serio
się o nią martwiłem. Teraz tak po prostu się mnie pozbywa? Nie. Nie tak łatwo.
Nie po tym wszystkim. Wkurwiony, a jednocześnie sfrustrowany jej zachowaniem
wyszedłem na zewnątrz. Pieszo udałem się do centrum, gdzie stał mój samochód.
Furgonetkę Luka zostawiłem w całkiem innym miejscu. Po kilku minutach
siedziałem już w swoim BMW. Moje myśli ciągle skupiały się na bezmyślnym
zachowaniu Roxany. Czy ona nie potrafi tego zauważyć, że naprawdę mi na niej
zależy? A może po prostu to tylko złudzenie.. Może i tak potraktuję ją jak
każdą inną. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Miałem cholerną ochotę
położyć się do łóżka i zasnąć.
Opuściłem
samochód, parkując go pod swoim mieszkaniem. Po chwili otworzyłem drzwi i byłem
już w środku.
-Już jestem.
Jest tu ktoś? –Zawołałem.
-Justin.. –Twarz
mojej mamy ukazała się na korytarzu. –Znowu się biłeś? –Załamując ręce
niepotrzebnie zadała to pytanie. Chyba nie było sensu odpowiedzi. Chciałem ją
jednak jakoś uspokoić.
-Nie.. Kilka
szturchnięć.. To tyle.
-Niewątpliwie.
Szczególnie patrząc na tą krew na koszulce. –Próbowała wyciągnąć ze mnie coś
więcej.
-Daj spokój.
Porozmawiamy innym razem. –Kierowałem się w stronę łazienki. Marzyłem o szybkim
prysznicu. Nie mogłem dostać się jednak do środka.
-Jazzy!
Cholera ile możesz tam siedzieć!? –Krzyczałem przez drzwi. Nie rozumiem co
można robić w łazience tyle czasu.
-Otwieraj te
cholerne drzwi! –Zawołałem ponownie. –Tak, oczywiście. Udawaj, że mnie nie
słyszysz.
Na szczęście
tym razem nie musiałem czekać „aż” tak długo. Jazzy wyszła na korytarz. Ale..
wyglądała trochę jak.. dziwka? Nigdy nie powiem na nią złego słowa, ale tym
razem przesadziła.
-Masz zamiar
tak wyjść? –Zapytałem zmierzając ją wzrokiem.
-Coś ci nie
pasuje? –Odpysknęła jak zwykle podczas naszej rozmowy.
-Tak, nie
pasuje. Masz piętnaście lat. Ok? Ogarnij się jakoś. –Próbowałam ją przekonać.
-Lepiej
zobacz na swoje życie. Zamieniłeś je w totalne gówno, więc nie zwracaj uwagi na
moje, ok? Nie wiem czy z twojego da się cokolwiek uratować. Chyba, że ona ci
pomoże. –Jej słowa były mocne. Jak chciałem ją pouczać, jeśli czasem nie
radziłem sobie z sobą. Ale.. Co ona powiedziała? Ona? Jaka ONA?
-Co masz na
myśli? –Zapytałem zaskoczony.
-Nie udawaj
głupka. Od jakiegoś czasu zachowujesz się całkiem inaczej. Może tego nie
dostrzegasz, ale ja tak. Nie wmówisz mi żadnej bajki. Zakochujesz się Justin..
Nie wiem kim ona jest, ale ma na ciebie cholerny wpływ.
-O czym ty
kurwa mówisz?
-Lepiej sam
sobie odpowiedz.. –Po tych słowach wyszła. Nawet dokładnie nie zauważyłem
kiedy. I w ogóle co ona sobie myśli?! Niczego mi nie wmówi. Ja się zakochuję?
Taa. Niech lepiej oszczędzi sobie głupich fantazji. Zbulwersowany wszedłem do
łazienki.
Ocierając z
swojego ciała ostatnie krople wody poczułem się świetnie. Odczułem
pewnego rodzaju ulgę. Udałem się do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Do mojej
głowy ponownie zaczęły napływać myśli dotyczące Roxany. Nie wiedziałem czy mam
się z nią skontaktować czy nie.. Może ona tego nie chciała? W sumie nie wiem
dlaczego tak się o nią martwiłem. Może po prostu z poczucia winy? Że to przeze
mnie mogła mieć problemy? Nie wiem. Mimo wszystko pokonując wszystkie
przeciwności chwyciłem telefon do ręki.
Chyba jednak powinniśmy porozmawiać.
Niecierpliwie
czekałem na odpowiedź. Jeśli kiedykolwiek nadejdzie. Na szczęście nie musiałem
czekać długo.
Może przyjedziesz do tej kawiarni pod
moim blokiem?
Nie
zastanawiałem się nawet chwili. Szybko zerwałem się na równe nogi. Założyłem na
siebie dresowe spodnie i luźną koszulkę. Moje włosy były już prawie suche. Ręką
przeczesałem swoją fryzurę i chyba byłem gotowy. Założyłem skórzaną kurtkę.
-Wychodzę. –Chciałem
poinformować mamę.
-Nie wpakuj
się w kolejne kłopoty.. –Ostrzegła.
-Chyba już za
późno.. –Mruknąłem pod nosem. Na
szczęście tego nie usłyszała, ponieważ wróciła do kuchni.
Minęło kilka
minut, a byłem już na miejscu. Kojarzyłem tą kawiarnię, więc nie miałem problemu
z trafieniem. Po otworzeniu drzwi momentalnie ujrzałem Roxanę. Bez wahania
podszedłem do stolika.
-Cześć. –Bez
okazania jakichkolwiek emocji przywitałem się i zająłem miejsce.
-Cześć. –Żadne
z nas nie wiedziało co powiedzieć. Przez chwilę oboje milczeliśmy. Było trochę
nie zręcznie. Ok, nie trochę. Czuliśmy się zmieszani, przynajmniej ja to
odczułem.
-Dobra, może
powiesz mi dlaczego się tak zachowałaś? Wyszedłem na totalnego idiotę,
szczególnie przed twoją mamą.
-Przecież
wiesz, że nie mogła się o niczym dowiedzieć. Nie opuszczałaby mnie na krok. A
poza tym dlaczego zależy ci tak na opinii mojej mamy..
-Nie zależy
mi na żadnej cholernej opinii? O co ci kurwa chodzi!? Czasem naprawdę nie
potrafię cię zrozumieć. Nie pojmujesz tego, że po prostu, najzwyczajniej się o
ciebie martwiłem?! –Nie ukrywam, że w tym momencie złość zaczęła we mnie wrzeć.
Totalnie nie potrafiłem jej zrozumieć.
-Justin..
Wiem, że się martwiłeś, ale ja też czasem nie potrafię zrozumieć o co TOBIE
chodzi. Nie potrafisz zapanować choć na chwilę nad swoim zachowaniem? Jeśli to
ma dalej tak wyglądać to chyba rzeczywiście moja mama miała rację. Nasza dalsza
znajomość chyba nie ma sensu. –Czułem, że moja twarz lekko pobladła na jej
słowa. Czasem naprawdę mnie wkurzała, ale nigdy nie pomyślałem o tym, żeby
zakończyć to całkowicie.
-Jak to nie
ma sensu? Możesz przestać myśleć tylko o sobie? –Zacząłem jej wyrzucać.
-Ja myślę o
sobie? Naprawdę tak uważasz? Zawiodłam się Justin.. –Zobaczyłem, że wstaje z
miejsca i zakłada na siebie płaszcz. Znacząco pokręciła głową i zaczęła iść w
stronę wyjścia.
-Rox..
Zaczekaj. Ja.. Przepraszam? –Zabrzmiało to jednak bardziej jak pytanie niż
stwierdzenie. Na chwilę przystanęła i obróciła się w moją stronę.
-Jednak
potrafisz wygrać ze swoją dumą. –Potrafi być naprawdę wkurzająca. Starałem się
jednak nad sobą panować. Nic nie odpowiedziałem. Nie wiem dlaczego, ale zbliżyłem
się ku niej i mocno przytuliłem. Było to niekontrolowane. Przez chwilę poczułem
się jak magnes. Znajdując się blisko niej czułem się tak inaczej. Spełniony, a
jednocześnie bezpieczny, wycofany od rzeczywistości.
-Muszę już
iść. –Spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczyma i była już prawie przy
drzwiach.
-Do
zobaczenia? –Zniknęła całkowicie z zasięgu moich oczu. Po chwili sam opuściłem
lokal i podążałem do swojego samochodu.
Przeszył mnie lekki dreszcz chłodu. Otwierając drzwi do auta zauważyłem kartkę
papieru włożoną za wycieraczkę. Wyjąłem ją i delikatnie rozłożyłem. Rozejrzałem
się wokół siebie i przeczytałem kilka słów.
TYM RAZEM
PRZESADZIŁEŚ BIEBER. PAMIĘTAJ, ŻE SAM WYPOWIEDZIAŁEŚ TĄ WOJNĘ.
Kurwa. Luke.
Znowu szykują się kłopoty? Znowu Luke..
Hmm 10 kom. i następny rozdział ? :)
Super ;*
OdpowiedzUsuńkurde.. kocham to opowiadanie. serio. nie moge sie doczekac nastepnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńmega mega mega !
OdpowiedzUsuńdawaj następny proszę szybko ! <333
OdpowiedzUsuńSupcio ;*
OdpowiedzUsuńOby Rox była z Justinem
OdpowiedzUsuńidealnie !
OdpowiedzUsuńboże extra
OdpowiedzUsuńświetne
OdpowiedzUsuńprosze kontynuuj
OdpowiedzUsuń