Justin pov.
Nie wahałem
się ani sekundy, szybko wytłumaczyłem Rox o co chodzi i wybiegłem z jej
mieszkania. Moje ciało było w transie. Nie potrafiłem nad nim zapanować. Czułem
nerwowe drgawki, które przejawiały się zdenerwowaniem w mojej głowie. Już w
kilka minut dotarłem do domu. W jednym momencie wbiegłem schodami, wparowałem
do domu z prędkością światła. Moja mama czekała już na mnie na korytarzu. Jej
ciało było całe roztrzęsione.
-Spokojnie,
opowiedz mi dokładnie co się stało? –Próbowałem ją uspokoić, ale chyba nie szło
mi najlepiej.
-Była w
domu, widziałam ją. Kilka minut poszłam do jej pokoju i.. zniknęła. Nie wiem co się stało. Nie mówiła,
że gdziekolwiek wychodzi. Justin musimy ją znaleźć..
-Znajdziemy
ją, dzwoniłaś do niej?
-Tak, zostawiła telefon. Nie wiem co robić Justin! –Czułem,
że nie jest dobrze, mama powoli zaczęła wpadać w panikę. To nie wróżyło nic
dobrego. Do mojej głowy przychodziły najgorsze myśli takie jak.. Luke. Nie, on
nie mógł jej nic zrobić. Zabiłbym go. Przed mamą starałem się nie ukazywać
żadnych emocji, nie chciałem martwić jej jeszcze bardziej.
-Długo jej
nie ma? –Zapytałem.
-Zadzwoniłam
do ciebie zaraz po tym jak zauważyłam, że zniknęła.
-Ok, nie
może być daleko. Zaczekaj, obdzwonię jej koleżanki, może jest u którejś. –Kurwa.
U żadnej jej nie ma. Mam tylko cholerną nadzieję, żeby moje przypuszczenia się
nie sprawdziły. Gdzie jej szukać? Co robić? Może lepiej od razu jechać do Luka
i upewnić się, że nie ma z tą sprawą nic wspólnego? Nie wiem. Kurwa, nie wiem.
-Czekaj
tutaj, daj mi znać jakby wróciła, ok? –Zostawiłem mamę w domu, sam wybiegłem na
zewnątrz. Chciałem rozejrzeć się po okolicy. Kilka razy krążyłem wokół domu,
mając nadzieję, że gdzieś ją zobaczę. Nic. Mijałem kolejne budynki. Znalazłem
się w parku. Zobaczyłem kilku jej znajomych, zapytałem czy nic nie wiedzą.
Dalej nic. Powoli zaczynałem tracić nadzieję. Mijałem kolejne ulice, ani śladu.
Najgorsze było to, że nie miałem pewności, ze nic jej nie jest, czy jest cała.
Ta niepewność rozbijała mnie od środka. Doszedłem do przecznicy naszej ulicy i
zobaczyłem idącą Jazzy. Wypuściłem z siebie powietrze, które do tej pory
niekontrolowanie w sobie tłumiłem. Poczułem jak ogromny kamień spada mi z
serca, widząc ją całą.
-Jazzy! –Krzyknąłem
w jej kierunku. Spojrzała w moją stronę i ponownie spuściła głowę. Podszedłem
bliżej, aby upewnić się, że jest cała. Wyjąłem telefon z kieszeni i
poinformowałem mamę, że Jazzy jest ze mną. –Jazzy ty płaczesz?
-Ni-e. –Wyjąkała
tłocząc łzy.
-Jazzy co
się dzieje? Ktoś ci coś zrobił? Gdzie ty w ogóle byłaś?
-U
koleżanki. Pokłóciłam się z nią. To wszystko. –Nie byłem przekonany, że mówi
prawdę. Nie chciałem jej jednak teraz męczyć. Widziałem, że nie jest w
najlepszej formie.
-Ok, chodźmy
do domu. –Nie ogłosiła sprzeciwu. Przynajmniej tyle. Nie rozumiem tylko
jednego, dlaczego nie powiedziała nikomu dokąd wychodzi. Za kilka minut byliśmy
z powrotem w domu. Jazzy od razu pobiegła do swojego pokoju. Wiedziałem, że coś
jest nie tak. Prędzej czy później i tak wszystko wyjdzie na jaw.
Jazzy pov.
Nigdy
wcześniej się tak nie bałam. Nie mogłam powiedzieć Justinowi całej prawdy. Nie
mogłam. Bałam się. Wiedziałam jedno. To byli ludzie, dla których pracował. Zadzwonili
do mnie, nie mam pojęcia skąd mieli mój kontakt. Zagrozili, że jak sama do
niech nie wyjdę, przyjdą do domu. Nie mogłam się sprzeciwiać. Nie powiedziałam
nikomu dokąd wychodzę. Myślałam, że szybko wrócę z powrotem. Najgorsze jest
jednak to, czego zażądali.. Nie mogę tego zrobić.. Ale w przeciwnym razie
zrobią coś mi.. albo naszej rodzinie. Wiedziałam, że Justin siedzi w gównie,
nie wiedziałam jednak, że aż w takim. Do tej pory nie miałam powodów do
strachu.. Do dnia dzisiejszego.
Justin pov.
Kilkanaście
nieodebranych połączeń od Rox.
Już wszystko w porządku. Jazzy jest w
domu.
Wysłałem jej
wiadomość, żeby dłużej się nie martwiła. Sam jednak do końca nie byłem
przekonany, że wszystko jest w porządku. Nie chciałem jednak już dzisiaj o nic
wypytywać Jazzy.
Czułem
potrzebę ponownego spotkania się z Rox. Zastanawiałem się czy nie zaprosić jej
do siebie. Po krótkim namyśle zdecydowałem, że to nie najlepszy pomysł. Za dużo
wrażeń jak na jeden dzień. Mogłaby czuć się skrępowana. W mieszkaniu panowała
jeszcze napięta atmosfera.
Chciałem
trochę odreagować. Wyszedłem na miasto. Udałem się do najbliższego baru. Zamówiłem
piwo. Usiadłem przy stoliku znajdującym
się przy oknie. Szybko wypiłem pierwszy kufel. Zamówiłem następny.
Poszło równie szybko. Nie chciałem się upić, zrezygnowałem z następnego. Przez
chwilę bezczynnie siedziałem wpatrując się w obraz za oknem. Postanowiłem
wrócić już do domu. Szedłem wolno, rozmyślając
o wielu sprawach. Doszedłem do wniosku, że moje życie przeszło ogromną
metamorfozę. A wszystko zaczęło się od spotkania Rox.. I to właśnie jej
wszystko zawdzięczam. Czułem, że się zmieniam, zmieniam na lepsze. Nie mogę
ukryć, że czasem w mojej głowie pojawiają się wątpliwości i mam ochotę do tego
wrócić, chwilę po tym jednak pomyślę o Rox, o rodzinie i wszystko się
rozchodzi. Dzięki temu świat staje się bardziej realny, moje życie stopniowo
nabiera sensu. Mijałem kolejne budynki,
zbliżając się do domu. Po kilku minutach byłem już na miejscu. Udałem się do
swojego pokoju. Położyłem się na łóżku. Usłyszałem kilkukrotny dźwięk mojego
telefonu. Na ekranie wyświetliło się imię Rox. Przyłożyłem telefon do ucha.
-Martwiłam
się Justin. –Usłyszałem jej troskliwy głos.
-Już
wszystko w porządku.
-Co się w
ogóle stało? Wiesz gdzie była? –Dalej wypytywała o Jazzy.
-Twierdzi,
że u koleżanki. Nie jestem tego pewien, lecz na razie tyle musi mi wystarczyć.
-Wszystko
się ułoży Justin. Wiesz, że.. cię kocham.. –Niepewnie wypowiedziała ostatnie
słowa, lecz czułem w nich szczerość. Dziwnie uczucie przechodziło przez moje
ciało słysząc te dwa słowa. Dawno się tak nie czułem.
-Też cię
kocham Rox.. Spotkamy się jutro. Muszę
kończyć. –Rozłączyłem się i ponownie położyłem się na łóżku. Nie wiem dlaczego,
ale poczułem naglącą potrzebę zapalenia. Próbowałem się powstrzymać. W mojej szufladzie znajdowało się jeszcze
kilka jointów, robiłem wszystko żeby się temu sprzeciwić. Na szczęście się
udało.
-Justin,
możesz tutaj na chwilę przyjść? –Usłyszałem głos mamy. Udałem się do
kuchni. –Jazzy powiedziała ci gdzie
była?
-Tak. U
koleżanki i chyba się pokłóciły. –Nie chciałem dzielić się z nią swoimi
podejrzeniami. Widziałem, że i tak wystarczająco się przejęła. –Już jest w porządku.
-Tak bardzo
się o nią martwiłam. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś się jej stało.
-Nic się nie
stanie. –Przekonywałem ją, ale jakbym sam nie był do końca pewien. Co jest do
cholery? Mówiłem sam do siebie.
-Wychodzę do
supermarketu, potrzebujesz czegoś?
-Nie, chyba
nie. Zaczekaj, dam ci pieniądze. –Zacząłem kierować się w stronę swojego
pokoju.
-Justin nie
musisz. Zostaw je na swoje wydatki. Jak do tej pory wystarczało nam na życie.
Nie musisz nas wszystkich utrzymywać.
-Zaczekaj. –Przerwałem
jej i kontynuowałem drogę. Nie chciałem być ciągle na utrzymaniu mamy. Byłem w
końcu dorosły i musiałem sobie jakoś radzić. Wyjąłem z szafki pudełko, w którym
zawsze trzymałem pieniądze. Otworzyłem je, aby wyjąć kilka banknotów.
-Co jest?
Gdzie one kurwa są?! –Wrzasnąłem sam do siebie.
Jak myślcie co się stało? Czy Justin dowie się prawdy o Jazzy?
Jeejku jesteście już ze mną 20 rozdziałów! Bardzo wam dziękuję, że są takie osoby, które to czytają i którym to się podoba, jest mi naprawdę bardzo, bardzo miło! <3
Piszcie swoje spostrzeżenia w komentarzach, a na pewno postaram się je wykorzystać przy pisaniu następnych, może macie jakiś pomysł na ciąg dalszy? :)
15 kom. i następny :)
15 kom. i następny :)